piątek, 19 grudnia 2014

Finis fabulae II

Zanim przystąpiłam do sporządzania ostatniego wpisu, zadumałam się głęboko nad tymi słowami Emila Ciorana, które można przeczytać w traktacie „Zły demiurg”: „”Nigdy nie poddawaj się melancholii, bo przeszkadza ona wszelkiemu dobru” – mówi Tauler w swym kazaniu „o dobrym użytku dnia”.
Jakże zły użytek musiałem czynić z każdego swego dnia!”

Cóż, średniowieczny niemiecki mistyk także z Kornelii nie byłbym zadowolony. Zasnuła mnie mgła goryczy, szarooka melancholia ciasno otuliła swoim płaszczem i wzięła ze mną wieczysty ślub. Mój ojciec mówi, że całe życie jestem smutna.

I znowu zamykam blog. Może tym razem zamiar zostanie uwieńczony powodzeniem, ponieważ następuje to jako jedno z Postanowień Noworocznych i zwiastun Początku Nowego Życia. Nie mam zbyt wielkich nadziei, pragnę tylko w Nowym Roku złagodzić nieco targające mną podmuchy rozpaczy i wykreować jeśli nie życzliwe, to przynajmniej obojętne odczucia wobec bliźnich. Ale blog mi szkodzi, odbiera mi oddech przygniata ołowianym ciężarem do ziemi. Innym zapewne również nie pomaga, aczkolwiek wydaje mi się, że niektórzy czują się dowartościowani, czytając, jak dręczę się ze aberracyjnym i pełnym jałowej daremności bytem.

Rozważałam też, czy na listę postanowień nie wpisać zawarcia jakiejś znajomości, ale tego nie jestem pewna. Nie potrafię opisać kokonu całkowitej pustki, połączonej ze śmiertelnym znużeniem, który mnie spowija. Poranne oderwane się do pościeli wymaga każdego dnia coraz większego wysiłku. Podjęłam obłędną próbę wyrwania się z tego transu poprzez sesję z profesjonalną dominą, najlepszą w całym mieście. Od lat nie podejmowałam interakcji seksualnych, z wyjątkiem tej groteskowo-bolesnej z butelką po winie Primitivo 25 grudnia ubiegłego roku, toteż byłam zażenowana i spięta. Umówiłam się z Panią w ten sposób, że najpierw solidnie mnie zbije, a potem zamknie w klatce z młodą, nagą niewolnicą, klatce tak ciasnej, że będziemy musiały mocno się do siebie przyciskać (spodziewałam się, że w ten sposób przerzucę na tę drugą dziewczynę swój ładunek lęku). Potrójna ostra penetracja miała stać się gorącym finałem. Godzina podobnej przyjemności kosztuje 300 zł, ale domina zaproponowała, że jeśli zgodzę się, aby sesji przyglądało się kilku mężczyzn, będę maltretowana za darmo, a nawet coś zarobię. Cytuję, przepraszając za wstrząsające wulgaryzmy: „Będę kurwić cię za kasę, żebyś się poczuła jak rasowa dziwka”. Było mi żal tych 300 złotych, więc odrzekłam, że się zastanowię.

Wzięłam kąpiel, nakremowałam, miejsca intymne skropiłam perfumami, żebym była dla Pani świeża i pachnąca. Niestety, przygoda zakończyła się sromotnym fiaskiem. Przede mną poddawana była sesji inna uległa. Domina zaaplikowała jej tak srogi fisting, że dobrowolna delikwentka nie była w stanie wstać i się ubrać. W konsekwencji musiałam długo czekać na zewnątrz. Zmarzłam, smagał mnie lęk, zmierzch zapadał szybko. Nagle spostrzegłam autobus zatrzymujący się na przystanku. Nadal nie rozumiem dlaczego podbiegłam, wskoczyłam, uciekłam. Domina sierdziła się potwornie, ale wyłączyłam telefon. Po tym akcie haniebnego tchórzostwa byłam na siebie zła, ale tylko trochę. Wciąż nie jestem pewna, czy sesja by mi pomogła i czy post factum, zbita na kwaśne jabłko, nie czułabym się niemądrze. Z pewnością musiałabym wziąć kilka dni zwolnienia, bo domina (u której jestem nieodwołalnie spalona) potrafi mocno uderzyć. Gdyby nie godzinne opóźnienie sesji, to bym się odważyła.

Umówiłam się z inną dominującą, amatorką, na razie tylko werbalnie. Ta niezwykła osoba, znacznie ode mnie starsza, występuje pod pseudonimem Kokaina (sic!) i twierdzi, że jest gorącą teatromanką. Uzgodniłyśmy, że będę ją zabierać do teatru na mój koszt w zamian za sesje BDSM w jej mieszkaniu. Ale przypuszczam, że Kokaina tylko udaje teatromankę, aby mieć darmową dziewczynę do bicia. Nie jestem pewna, czy się zaangażuję w ten „związek”. Musiałabym zrezygnować ze swego statusu manichejki – co prawda i tak fikcyjny, ale się do niego przyzwyczaiłam.

Rozstrzygnę powyższą kwestię już w Nowym Roku. Jutro wyjeżdżam nad morze. Nie jestem w stanie znieść Świąt z rodzicami – w domu cały czas muszę wiedzieć, kim jestem. W oddali uwalniam się od tożsamości, a wraz z nią od trwogi. U rodziców będzie brat z dziećmi, ludzi nie zabraknie. Odczuwam lęk przed podróżą pociągiem, ale podobno będzie już znacznie krótsza. Wieczny remont torów wreszcie dobiegł końca. Podobnie jak w ubiegłym roku, wyobrażam sobie, jak, upojona grzanym winem, siedzę na nocnej zimowej plaży z kolanami pod brodą, wpatruję się w światła dalekich statków i powoli zamarzam. Ale tak się nie stanie – kurczowo trzymam się życia, aby odwlec moment kary i wstąpienia do krainy, której jakże plastyczny opis podesłał mi życzliwie kolega errorous. Liczę bardzo, że świadomość pryśnie wraz ze śmiercią, ale pewności mieć nie mogę. Zresztą nie wolno mi całkowicie odlecieć w alkoholowo-morskim szalonym transie, ponieważ nie mam całkowitego urlopu. W firmie trwa bilans zamknięcia i będę musiała świadczyć pracę na odległość. Praca, której nie cierpię, jest jednak ostoją, która chroni mnie przed pogrążeniem się w bezdennej studni obłędu. Rozmyślam, czy powtórzyć 25 grudnia autoerotyczny hotelowy epizod z butelką w ramach nowej świeckiej tradycji – jak na razie nie mam do tego nastroju.
Nie będę w Święta zamieszczała wpisów, żeby nie wpędzać ludzi w smutek. Ten czas, pozornie świetlisty, rodzinny i magiczny, jest przecież dla wielu bardzo niebezpieczny. Życzę więc domniemanym czytelnikom (w porywach troje) spokojnego, bezpiecznego, kojącego czasu Świąt, wolnego od wszelkich cierpień i udręk. Pragnę zakończyć jakimś pogodnym wierszem, ale z takimi mam kłopoty. Może następujący utwór szwedzkiej poetki okaże się odpowiedni:

W każdym wierszu

Maria Wine

W każdym wierszu
świeci mała lampka
W przestrzeni i czasie
na ziemi i na morzu
w człowieku i zwierzęciu
we wszystkim co stworzyła
natura i ludzka ręka
jest wiersz
który świeci jak lampa
Gdy będziesz szukać
dostatecznie długo
znajdziesz może też lampę
w swoim najgłębszym mroku

Przełożył Zygmunt Łanowski

**
A teraz Kornelia się żegna i odchodzi w mrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz