Wiersz jesienny
Robert Bly
Oczy w suchych wiązkach trawy
i niewidzialne szpony w oczach koguta,
cierpliwe stopy starych mężczyzn wyżłobiły całe lato
w deskach podłogi.
Za chwilę coś się wydarzy!
Przyjdzie Chrystus!
Mija jesień i nic takiego się nie zdarza.
Tył ciężarówki znika w pyle drogi,
krzaki lebiody pogięte jak porzucone maszyny…
Przełożyli Tadeusz Rybowski i Zofia Prele
Komentarz Kornelii: Zasługujący bez wątpienia na uwagę jesienny wiersz urodzonego w 1926 roku w Madison w Minnesocie amerykańskiego poety – utwór pesymistyczny, pełen negatywnych symboli i posępnych znaków.
Jesień to nie tylko pora roku, to jesień życia
Oczy w suchych wiązkach trawy
to oczy cierpiące, które nie mogą już dostrzec pogodnych obrazów.
niewidzialne szpony w oczach koguta
oznaczają cierpienie, które doświadcza każdego, nawet największych chwatów.
Starzy mężczyźni mogą tylko dreptać w miejscu, nie dojdą do nikąd.
Wielkie nadzieje się nie spełnią, Chrystus, który jest ich inkarnacją, nie zstąpi już na ziemię.
Robert Bly w swych utworach kilkakrotnie daje do zrozumienia, że wiara jest martwa i nie przyniesie już pociechy.
Znikający tył ciężarówki to uciekające bez sensu życie, zostaną po nim tylko poskręcane chwasty czyli stracone złudzenia.
Cóż, ja uwielbiam jesień, czuję się wtedy lepiej. Ostatnie dwa dni pochmurne przyniosły mi nieco ulgi – wcześniej, w słoneczne godziny, rzucałam klątwy na światło i fatalny dzień swoich urodzin.
Wczoraj spacer w wilgotnym, mglistym, mrocznym lesie – prawie sama na ścieżkach wśród drzew. Jak świetnie, że ludzie lękają się zimna i deszczu. Kora, samotna Księżniczka deszczowego Lasu. Niestety, smuci mnie, że liście prawie wcale nie spadają, ściana lasu wciąż zielona – ale wiem, że to tylko kwestia dni. Może jeszcze dopełznę do czasu zimowego i zaszyję się w dający zapomnienie kokon snu.
Chrystus… Cóż, gorąco liczę, że nie powróci, gdyż w takim razie miałabym się z pyszna. Gdy archanioł Michał przy grzmocie trąb Sądu Ostatecznego będzie ważył dusze, moja okaże się lekka.
Ale to przecież tylko iluzja – zapewne za długo stałam przed wstrząsającym obrazem Memlinga. A może Chrystus nie przychodzi ponownie, ponieważ, gdy patrzy na to, co tu się dzieje, także na mnie, to się brzydzi?
Cieszę się z jesieni, ale z pewnością nie powinnam gdyż rodzice dają do zrozumienia, że mogą nie przeżyć zimy. Ogarnia mnie lęk przed zmianą sytuacji, koniecznością jakiegokolwiek działania, szpitalem, urządzaniem pogrzebu.
Mieszkam już najczęściej u siebie, embrionuję pod kołdrą. Jestem pustką, niekiedy tylko martwy umysł galwanizują mi słowa Emila Ciorana z traktatu: „Sylogizmy goryczy”:
Rozproszone bezładnie monady, stanęliśmy oto u kresu roztropnych zasmuceń i przewidywanych anomalii; niejeden znak zapowiada władztwo obłędu.
****
Nie ma przeszłości ani przyszłości, jest tylko mrok i sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz