Czytałam dzieło Emilia Ciorana „Na szczytach rozpaczy” i zastanawiałam się nad tymi słowami posępnego filozofa: „To, że ja istnieję, dowodzi, że świat nie ma sensu. Jakże bowiem można odnaleźć sens w wewnętrznym zamęcie człowieka, istoty nieskończenie dramatycznej i nieszczęśliwej, dla której wszystko koniec końców sprowadza się do nicości i dla której prawem tego świata jest cierpienie? Skoro świat zezwolił na zaistnienie kogoś takiego jak ja, dowodzić to może tylko tego, że plamy na słońcu życia są tak wielkie, iż z czasem zupełnie stłumią jego światło”.
Ach, podobnie gorzkie uczucia paraliżującej pustki są również moim udziałem! Można postawić pytanie, dlaczego się nie zabiję, skoro nieznane mi są wszelkie doznania oprócz lęku, mimo wszelkich podejmowanych wielokrotnie prób znieczulenia się nic mnie nie cieszy, zaś każde ranne przebudzenie jest jak zejście do ołowianej otchłani pełnej mściwych demonów i szyderczego śmiechu siarkowych zmor.
Odpowiadałam na to już wcześniej – teraz dodam tylko, że w pewnym sensie codziennie umieram zasypiając, zaś fantazje, zwidy i majaki na pograniczu snu są dla mnie pewnym refugium i niekiedy nawet ukojeniem. Pewność, że czas udania się na spoczynek po trudach i trwogach nadejdzie, jak dotąd pomagała mi przetrwać dzień i oprzeć się nawałnicom rozpaczy.
Zapewne popełniłam błąd, odstawiając przed wieloma miesiącami tabletki antydepresyjne, z którymi żyłam przez całe lata. Teraz jest już za późno – przed Wigilią nie odczuję anestetycznego ich skutku. Ale może jedynym postanowieniem noworocznym Kornelii stanie się szukanie ukojenia w psychotropowej alchemii.
Wyjeżdżam na Święta, jak się wydaje, wrócę w pierwszych dniach stycznia. Jak każdego roku mam takie widzenie – siedzę, uśpiona grzanym winem, na odludnej zimowej plaży, obejmuję kolana ramionami i czekam smagana wichurą, aż zabierze mnie mróz. Ale zawsze wracałam i tak stanie się z pewnością również tym razem. Zabieram ze sobą książki – żadnej poezji!! Zamierzałam umieścić w bożonarodzeniowy czas kolekcję moich najbardziej smutnych, piołunowych, niekiedy przerażających wierszy. Nie uczynię tego – jeszcze jakaś nadwrażliwa osoba przeczyta? A Święta, Sylwester to najbardziej niebezpieczna część roku.
Wiem, że są ludzkie monady odbierające świat podobnie jak ja. Pewna internautka napisała, że została obdarzona istnieniem wbrew swej woli i czuje się przez to tak, jakby została zgwałcona. Mogę tylko powiedzieć, że nie jest samotna w swym cierpieniu.
Przez najbliższe dni nie będę szukała dostępu do komputera. Wszystkim więc życzę już teraz spokojnego, dobrego, bezbolesnego a może nawet, jeśli to możliwe, rozświetlanego błyskami radosnych iskier czasu Świąt i Nowego Roku. Następujący wiersz zostawiam pod choinką jakże licznym udręczonym duszom, a także sobie samej:
Dorothy Parker
Résumé
Żyletka? – krew, nieporządek;
Rzeka? – moczy;
Tabletka? – zła na żołądek;
Kwas? – szczypie w oczy;
Rewolwer? – a zezwolenie?
Pętla? – pęka w pierwszym użyciu;
Gaz? – czuć go wszędzie szalenie;
Lepiej już pozostać przy życiu.
tłum. Stanisław Barańczak
czwartek, 19 grudnia 2013
Na próżno urodziłam się
Żałość
Pieśń Indian
Na próżno urodziłam się,
na próżno pojawiłam się
i zakiełkowałam na ziemi:
jestem nieszczęśnikiem,
choć urodziłam się
i zakiełkowałam na ziemi:
pytam: „Co zrobią nasze dzieci, które muszą przeżyć?”
Pieśń Indian
Na próżno urodziłam się,
na próżno pojawiłam się
i zakiełkowałam na ziemi:
jestem nieszczęśnikiem,
choć urodziłam się
i zakiełkowałam na ziemi:
pytam: „Co zrobią nasze dzieci, które muszą przeżyć?”
środa, 18 grudnia 2013
Wydrążeni ludzie
T.S. Eliot
Wydrążeni ludzie
Pan Kurtz – on umrzeć
„A penny for the Old Guy”
I
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.
A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.
Tłum. Czesław Miłosz
Wydrążeni ludzie
Pan Kurtz – on umrzeć
„A penny for the Old Guy”
I
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.
A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.
Tłum. Czesław Miłosz
wtorek, 17 grudnia 2013
Widmo
Widma
Anne Sexton
Niektóre widma to kobiety,
ani bezcielesne ani blade.
Ich piersi są miękkie, jak śnięte ryby.
Nie czarownice, ale widma,
które przechodzą, poruszając niepotrzebnymi ramionami
jak zapomniane służące.
Nie wszystkie widma to kobiety,
widywałam inne.
Tłustych mężczyzn o białych brzuchach
z genitaliami jak stare szmaty.
Nie diabły, ale widma.
Jeden z nich przyczłapawszy bosymi stopami
pochyla się nad moim łóżkiem.
To jeszcze nie wszystko.
Niektóre widma to dzieci.
Nie anioły, ale dzieci.
Układają się podobne do różowych filiżanek,
na każdej napotkanej poduszce,
albo kopią nogami i ukazują przy tym
swoje niewinne tyłki, wzywając rozpaczliwie Lucyfera.
Przeł. Julia Hartwig
Anne Sexton
Niektóre widma to kobiety,
ani bezcielesne ani blade.
Ich piersi są miękkie, jak śnięte ryby.
Nie czarownice, ale widma,
które przechodzą, poruszając niepotrzebnymi ramionami
jak zapomniane służące.
Nie wszystkie widma to kobiety,
widywałam inne.
Tłustych mężczyzn o białych brzuchach
z genitaliami jak stare szmaty.
Nie diabły, ale widma.
Jeden z nich przyczłapawszy bosymi stopami
pochyla się nad moim łóżkiem.
To jeszcze nie wszystko.
Niektóre widma to dzieci.
Nie anioły, ale dzieci.
Układają się podobne do różowych filiżanek,
na każdej napotkanej poduszce,
albo kopią nogami i ukazują przy tym
swoje niewinne tyłki, wzywając rozpaczliwie Lucyfera.
Przeł. Julia Hartwig
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Ostatnie zapiski
Adrienne Rich
Ostatnie zapiski
To nie będzie proste to nie będzie długie
zajmie tylko chwilę zajmie twoje myśli
zajmie twoje serce odbierze ci oddech
Tak to będzie krótkie to nie będzie proste
Przejmie cię do kości zagarnie ci serce
to nie będzie długie zajmie twoje myśli
jak zajmują miasto jak zajmują łoże
zajmie twoje ciało to nie będzie proste
Kiedy w nas wstępujesz któż by cię powstrzymał
kiedy w nas wstępujesz któż powstrzymać chciałby
zabierasz nas w miejsca nigdy nie zwiedzane
odchodzisz daleko z cząstką naszych istnień
Tak to będzie krótkie odbierze ci oddech
to nie będzie proste i przystaniesz na to
przeł. Julia Hartwig
Ostatnie zapiski
To nie będzie proste to nie będzie długie
zajmie tylko chwilę zajmie twoje myśli
zajmie twoje serce odbierze ci oddech
Tak to będzie krótkie to nie będzie proste
Przejmie cię do kości zagarnie ci serce
to nie będzie długie zajmie twoje myśli
jak zajmują miasto jak zajmują łoże
zajmie twoje ciało to nie będzie proste
Kiedy w nas wstępujesz któż by cię powstrzymał
kiedy w nas wstępujesz któż powstrzymać chciałby
zabierasz nas w miejsca nigdy nie zwiedzane
odchodzisz daleko z cząstką naszych istnień
Tak to będzie krótkie odbierze ci oddech
to nie będzie proste i przystaniesz na to
przeł. Julia Hartwig
niedziela, 15 grudnia 2013
Śmierć nauczy
Bez
Błaga Dimitrowa
Całe życie uczę się żyć
bez strachu – z godnością,
bez szlochania – z bólem,
bez środków nasennych – z bezsennością,
bez towarzysza – z samotnością.
Tylko bez jednego nie mogę jeszcze:
bez powietrza.
Ale tego mnie śmierć nauczy.
Przełożył Jan Zych
Błaga Dimitrowa
Całe życie uczę się żyć
bez strachu – z godnością,
bez szlochania – z bólem,
bez środków nasennych – z bezsennością,
bez towarzysza – z samotnością.
Tylko bez jednego nie mogę jeszcze:
bez powietrza.
Ale tego mnie śmierć nauczy.
Przełożył Jan Zych
sobota, 14 grudnia 2013
Koniec
Koniec
Charles Bukowski
jesteśmy jak róże które nigdy nie pokwapiły się
zakwitnąć wtedy kiedy powinny były zakwitnąć i
teraz jakby
słońce było już zmęczone
czekaniem
Tłum: Abnegatos
Charles Bukowski
jesteśmy jak róże które nigdy nie pokwapiły się
zakwitnąć wtedy kiedy powinny były zakwitnąć i
teraz jakby
słońce było już zmęczone
czekaniem
Tłum: Abnegatos
piątek, 13 grudnia 2013
Leśne kwiaty cierpienia
Kwiat
Robert Creeley
Prawdopodobnie hoduję napięcia
jak kwiaty
w lesie gdzie
nie przychodzi nikt.
Każda rana jest doskonałością,
zawarta w drobnym
nieuchwytnym rozkwitaniu
które zadaje ból.
Ból jest kwiatem, takim jak tamten,
jak ten,
jak tamten,
jak ten.
przeł. Piotr Sommer
Robert Creeley
Prawdopodobnie hoduję napięcia
jak kwiaty
w lesie gdzie
nie przychodzi nikt.
Każda rana jest doskonałością,
zawarta w drobnym
nieuchwytnym rozkwitaniu
które zadaje ból.
Ból jest kwiatem, takim jak tamten,
jak ten,
jak tamten,
jak ten.
przeł. Piotr Sommer
środa, 11 grudnia 2013
Dlaczego krew Kornelii jest jeszcze ciepła?
Zimową porą
Ilse Tielsch
nareszcie cisza
o której marzyłeś
teraz znasz jej ciężar
przez zamknięte okna
słyszysz kroki umarłych
którzy idą po lodzie i
szukają bramy do zwiastowanej
Wiecznej Szczęśliwości
otwierasz im drzwi do domu
lecz oni je mijają lęki
żywych nie mają
dla nich znaczenia
niespokojny krążysz
po swoim domu
w lustrze widzisz
kim nie jesteś
każdy płatek śniegu
ma swój cień
na to że twoja krew
jeszcze jest ciepła nie ma
wytłumaczenia
Przełożyła Katarzyna Rybacka
Ilse Tielsch
nareszcie cisza
o której marzyłeś
teraz znasz jej ciężar
przez zamknięte okna
słyszysz kroki umarłych
którzy idą po lodzie i
szukają bramy do zwiastowanej
Wiecznej Szczęśliwości
otwierasz im drzwi do domu
lecz oni je mijają lęki
żywych nie mają
dla nich znaczenia
niespokojny krążysz
po swoim domu
w lustrze widzisz
kim nie jesteś
każdy płatek śniegu
ma swój cień
na to że twoja krew
jeszcze jest ciepła nie ma
wytłumaczenia
Przełożyła Katarzyna Rybacka
wtorek, 10 grudnia 2013
Przyszłość jak żałoba
Wszystko wiemy
Agnes Nemes Nagy
Wszystko już wiemy. Lecz skrywamy
i ma to zgadywanki smak.
By nie wykryło się, zważamy,
że się boimy, że czekamy,
naiwność straszna tak.
I przyszłość nasza; jak żałoba,
którą przedawnił zdarzeń splot,
znamy ją, niepowetowaną.
Jak drzewa liście w mroźne rano,
śledzimy każdej chwili lot.
***
Tłum. Teresa Worowska
Agnes Nemes Nagy
Wszystko już wiemy. Lecz skrywamy
i ma to zgadywanki smak.
By nie wykryło się, zważamy,
że się boimy, że czekamy,
naiwność straszna tak.
I przyszłość nasza; jak żałoba,
którą przedawnił zdarzeń splot,
znamy ją, niepowetowaną.
Jak drzewa liście w mroźne rano,
śledzimy każdej chwili lot.
***
Tłum. Teresa Worowska
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Czarne jezioro, czarna łódź
Przekraczając wodę
Sylvia Plath
Czarne jezioro, czarna łódź, dwaj czarni, tnący-papier ludzie.
Gdzie czarne drzewa idą się tutaj napić?
Ich cienie muszą przykryć Kanadę.
Słabe światło filtruje wodne kwiaty.
Ich liście nie życzą sobie byśmy się śpieszyli:
Są zaokrąglone i płaskie i pełne niezrozumiałej porady.
Zimne światy trzęsą się od wiosłowania.
Duch czerni jest w nas, jest w rybach.
Gałąź podnosi bladą rękę na pożegnanie,
Występuje w głównej roli otwarta między liliami.
Nie jesteś oślepiony przez takie syreny bez wyrazu?
To jest cisza zdumionych dusz.
Sylvia Plath
Czarne jezioro, czarna łódź, dwaj czarni, tnący-papier ludzie.
Gdzie czarne drzewa idą się tutaj napić?
Ich cienie muszą przykryć Kanadę.
Słabe światło filtruje wodne kwiaty.
Ich liście nie życzą sobie byśmy się śpieszyli:
Są zaokrąglone i płaskie i pełne niezrozumiałej porady.
Zimne światy trzęsą się od wiosłowania.
Duch czerni jest w nas, jest w rybach.
Gałąź podnosi bladą rękę na pożegnanie,
Występuje w głównej roli otwarta między liliami.
Nie jesteś oślepiony przez takie syreny bez wyrazu?
To jest cisza zdumionych dusz.
niedziela, 8 grudnia 2013
Strach – Kornelia się boi
Strach
Georg Trakl
Ujrzałem siebie, szedłem przez komnaty.
– Tańczyły gwiazdy na niebieskim tle,
Po polach i ugorach głośno psy szczekały,
A w drzew konarach dziko szalał fen.
Lecz nagle: cisza! I w gorączce głuchej
Trujących kwiatów z ust mi rośnie pęk,
Z gałęzi kapie jakby z rany zgubnej
Błyszcząca rosa, tak jak krew, jak krew.
I ze zwierciadła zwodniczego próżni
Podnosi z wolna w mroku się szarówki,
Z głębokich cieni to oblicze: Kain!
Portiera aksamitna cicho szumi,
Przez okno księżyc niemo patrzy w próżni,
Sam jestem z tym mordercą moim znanym.
przeł. Andrzej Lam
Georg Trakl
Ujrzałem siebie, szedłem przez komnaty.
– Tańczyły gwiazdy na niebieskim tle,
Po polach i ugorach głośno psy szczekały,
A w drzew konarach dziko szalał fen.
Lecz nagle: cisza! I w gorączce głuchej
Trujących kwiatów z ust mi rośnie pęk,
Z gałęzi kapie jakby z rany zgubnej
Błyszcząca rosa, tak jak krew, jak krew.
I ze zwierciadła zwodniczego próżni
Podnosi z wolna w mroku się szarówki,
Z głębokich cieni to oblicze: Kain!
Portiera aksamitna cicho szumi,
Przez okno księżyc niemo patrzy w próżni,
Sam jestem z tym mordercą moim znanym.
przeł. Andrzej Lam
sobota, 7 grudnia 2013
Akrobaci Kierkegaarda
István Kovács
Akrobaci Kierkegaarda
To nie jest niebo, nie błogosławi deszczem,
nie jest rajem zmartwychwstań,
nie jest jurtą
zdobytej przez ludzkość ojczyzny.
Znak na jego rozpiętym zenicie
to tylko hak paragrafu,
schizofreniczna kotwica nadziei -
wbita w nasze gardła.
Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
pobrudzeni przez plamy na Słońcu,
pod nami
morze,
skalista góra,
piasek,
klingi S. O. S.-ów przebijają nam stopy,
pachwiny,
płuca.
Nadchodzą zwinni połykacze noży,
klauny;
na ich czapeczkach dzwoneczki noży,
które zagłuszają
rozkładający się w mózgu trzask broni.
Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
w czas
ust Jonaszowej ryby,
wielkich mędrkowań
i polowań wielkich.
Kołyszemy się
„przy ogólnym śmiechu mądrych”,
„tak właśnie koniec świata nastąpi”.
Nie myślcie,
że „to tylko żart”,
nie myślcie, że to tylko rzężenie poezji.
przeł. Bohdan Zadura
Akrobaci Kierkegaarda
To nie jest niebo, nie błogosławi deszczem,
nie jest rajem zmartwychwstań,
nie jest jurtą
zdobytej przez ludzkość ojczyzny.
Znak na jego rozpiętym zenicie
to tylko hak paragrafu,
schizofreniczna kotwica nadziei -
wbita w nasze gardła.
Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
pobrudzeni przez plamy na Słońcu,
pod nami
morze,
skalista góra,
piasek,
klingi S. O. S.-ów przebijają nam stopy,
pachwiny,
płuca.
Nadchodzą zwinni połykacze noży,
klauny;
na ich czapeczkach dzwoneczki noży,
które zagłuszają
rozkładający się w mózgu trzask broni.
Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
w czas
ust Jonaszowej ryby,
wielkich mędrkowań
i polowań wielkich.
Kołyszemy się
„przy ogólnym śmiechu mądrych”,
„tak właśnie koniec świata nastąpi”.
Nie myślcie,
że „to tylko żart”,
nie myślcie, że to tylko rzężenie poezji.
przeł. Bohdan Zadura
piątek, 6 grudnia 2013
Nasz upadek
Janos Pilinszky
OMEGA
Nasz upadek wszystko murem
otoczy na chwilę i na zawsze.
Poduszka twardsza będzie od skały,
a ciała cięższe od śmietniska.
Po to żyjemy. Może nawet
po to przychodzimy na świat.
Tłum. Szczepan Woronowicz
OMEGA
Nasz upadek wszystko murem
otoczy na chwilę i na zawsze.
Poduszka twardsza będzie od skały,
a ciała cięższe od śmietniska.
Po to żyjemy. Może nawet
po to przychodzimy na świat.
Tłum. Szczepan Woronowicz
czwartek, 5 grudnia 2013
Blues z nieuchronną śmiercią
Wystan Hugh Auden
Miłe Panie, Panowie, którzy tu siedzicie,
Grzaniem krzeseł i czuciem, jedzeniem i piciem,
Myśleniem i czerpaniem oddechu zajęci,
Obok kogo siedzicie? Może obok Śmierci.Jak stąpająca lekko biuściasta blondyna,
Śmierć zerka na was w metrze, w kolejce do kina.
Żonaty czy kawaler, stary czy młodzieniec,
Będziesz się przed nią płaszczył na każde skinienie.Myślisz, że jesteś sprytny. A śmierć jest gliniarzem,
Pośle ci kulę w serce, na krześle usmaży.
Pracuje może wolno, lecz w końcu cię złowi,
Za samą zbrodnię bycia powitym, mój drogi.
Śmierć jako lekarz stopnie dostaje najwyższe,
Nie pobiera opłaty, świat ma na rozpisce.
Osłucha cię i powie: „Jest źle, słyszę oddech,
Lecz zaradzimy temu, nie martw się, mój chłopcze.”
Śmierć do waszych drzwi puka, by nieruchomości
Sprzedawać, co nie stracą nigdy na wartości:
To łatwe i wygodne, w starym świecie. Złożysz
Podpis na przerywanej (nieważne dochody).
Śmierć jako nauczyciel nie ma sobie równych,
Jej słowa pojmie każdy uczeń, nawet durny.
Wykłada tylko jedną dziedzinę: Mogiłę.
Lecz nikt nie chce wyjść z klasy, nikt nie siada tyłem.
Zatem czy stoisz w deszczu zupełnie spłukany,
Czy wygrywasz w pokera, spijając szampany,
Śmierć za tobą ruszyła, śmierć na ciebie czyha.
Już jutro jej wyglądaj. A może już dzisiaj.
środa, 4 grudnia 2013
Jedyny i ostatni bal – i tak hipotetyczny
Bal u Pana Boga
Aleksander Wertyński
Do miasteczka małego gdzieś od dziecka mieszkała
Piękną suknię moderne nowej mody journal
Wprost z Paryża samego znana firma przysłała
Byś w niej mogła na pierwszy swój wielki iść bal
W tym miasteczku malutkim tyś marzyła wciąż nocą
O tym balu en grande co we krwi budzi żar
Pędzą pyszne karety, wokół światła migocą
Ty zaś wkoło roztaczasz urody swej czar
W tym miasteczku malutkim balów nigdy nie było
Ani karet nie ciągnął żaden koński grzbiet
Lata szły – znikła młodość, suknię kurzem pokryło
Piękną suknię z Paryża Maison la Vallée
Aż się ziścił na koniec szalonych twych marzeń rój
W suknię ciebie ubrali jak gdyby na bal
Jacyś ludzie nieznani ponieśli katafalk twój
jedziesz w dziwnej karecie w nieznaną gdzieś dal
Czarny wóz, konie dwa wiozą ciebie na wieczny sen
Stary ksiądz budzi w duszy śpiewaniem swym żal
Pachnie bez – ty zaś sama jak cichy żałobny tren
Pojechałaś do Boga na bal
Tłum. Tadeusz Polanowski
Aleksander Wertyński
Do miasteczka małego gdzieś od dziecka mieszkała
Piękną suknię moderne nowej mody journal
Wprost z Paryża samego znana firma przysłała
Byś w niej mogła na pierwszy swój wielki iść bal
W tym miasteczku malutkim tyś marzyła wciąż nocą
O tym balu en grande co we krwi budzi żar
Pędzą pyszne karety, wokół światła migocą
Ty zaś wkoło roztaczasz urody swej czar
W tym miasteczku malutkim balów nigdy nie było
Ani karet nie ciągnął żaden koński grzbiet
Lata szły – znikła młodość, suknię kurzem pokryło
Piękną suknię z Paryża Maison la Vallée
Aż się ziścił na koniec szalonych twych marzeń rój
W suknię ciebie ubrali jak gdyby na bal
Jacyś ludzie nieznani ponieśli katafalk twój
jedziesz w dziwnej karecie w nieznaną gdzieś dal
Czarny wóz, konie dwa wiozą ciebie na wieczny sen
Stary ksiądz budzi w duszy śpiewaniem swym żal
Pachnie bez – ty zaś sama jak cichy żałobny tren
Pojechałaś do Boga na bal
Tłum. Tadeusz Polanowski
wtorek, 3 grudnia 2013
Łatwiej jest nie żyć
Łatwiej jest nie żyć. Ten, w kim tętnią żyły,
musi się bać, kiedy podpełza żmija.
Sekundy jednej nie ma, co nie mija,
śmierć jest powrozem nad szyjami żywych.
Niezmienny świat – obietnic garść kusząca:
jak sprawdzić – błędnych może – przeczuć parę:
baśń to czy jawa? Jakich użyć miarek?
Czy można związać w snop promienie słońca?
Łatwiej jest nie żyć. Nim przez śmierć się staniesz
wolny, zabijasz, żresz i strach chcąc dzierżyć
powietrze rwiesz jak wiatrak nieprzerwanie!
Ileż ciał rześkich igra w oceanie:
sto lat i w grzywach fal zaczną się śnieżyć.
Umrzeć niełatwo. Dużo łatwiej nie żyć.
Sándor Weöres
Tłum Anna Górecka
musi się bać, kiedy podpełza żmija.
Sekundy jednej nie ma, co nie mija,
śmierć jest powrozem nad szyjami żywych.
Niezmienny świat – obietnic garść kusząca:
jak sprawdzić – błędnych może – przeczuć parę:
baśń to czy jawa? Jakich użyć miarek?
Czy można związać w snop promienie słońca?
Łatwiej jest nie żyć. Nim przez śmierć się staniesz
wolny, zabijasz, żresz i strach chcąc dzierżyć
powietrze rwiesz jak wiatrak nieprzerwanie!
Ileż ciał rześkich igra w oceanie:
sto lat i w grzywach fal zaczną się śnieżyć.
Umrzeć niełatwo. Dużo łatwiej nie żyć.
Sándor Weöres
Tłum Anna Górecka
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Nocy imię ciemne
Rozwarło się nad nami nocy imię ciemne
A my wierzymy, że to jest godzina
Tuż przed świtaniem…
I chociaż nas trzyma
Nieszczęście w zębach swoich, chociaż to daremne
Zwijamy się jak robak, by znaleźć szczelinę
By się usadzić lepiej między siekaczami
Utaić się, odepchnąć krwawą, gorzką ślinę
Co się jak oceany przewala nad nami.
Ernest Bryll
A my wierzymy, że to jest godzina
Tuż przed świtaniem…
I chociaż nas trzyma
Nieszczęście w zębach swoich, chociaż to daremne
Zwijamy się jak robak, by znaleźć szczelinę
By się usadzić lepiej między siekaczami
Utaić się, odepchnąć krwawą, gorzką ślinę
Co się jak oceany przewala nad nami.
Ernest Bryll
niedziela, 1 grudnia 2013
Naprawił pomyłkę urodzin
John Cage
Zasadniczo samobójstwo uważa się za grzech. Dlatego wszyscy uczniowie byli bardzo ciekawi, co powie im Ramakriszna na temat samobójstwa popełnionego niedawno przez czterolatka. Ramakriszna stwierdził, że chłopiec nie popełnił grzechu, naprawił tylko błąd; urodził się przez pomyłkę.
przełożył Piotr Sommer
Zasadniczo samobójstwo uważa się za grzech. Dlatego wszyscy uczniowie byli bardzo ciekawi, co powie im Ramakriszna na temat samobójstwa popełnionego niedawno przez czterolatka. Ramakriszna stwierdził, że chłopiec nie popełnił grzechu, naprawił tylko błąd; urodził się przez pomyłkę.
przełożył Piotr Sommer
Subskrybuj:
Posty (Atom)