Ostatni hotel
Jack Kerouac
Potrafię dostrzec czarne ściany
Potrafię dostrzec cień na oknie
On mówi
Nie jestem zainteresowany tym o czym on mówi
Jestem jedynie zainteresowany faktem, iż jest to ostatni hotel
Ostatni hotel
Duchy w moim łożu
Kozłom puszczam krew
Ostatni hotel
Przełożył Marcin Walkowiak
sobota, 26 kwietnia 2014
piątek, 25 kwietnia 2014
Zza obłoków – w dół
Piosenka o niebieskim baloniku
Bułat Okudżawa
Płacze dziewczynka:
– Baloniku, wróć! -
A balonik uciekł
za obłoki – w dal…
Płacze dziewczyna:
– Ukochany, wróć! -
Ludzie pocieszają,
a balonik – hen…
Płacze kobieta:
– Utrapiony, wróć! -
Ludzie pocieszają,
a balonik – hen…
Płacze staruszka:
– Życie moje, wróć! -
…A balonik wraca
zza obłoków – w dół.
Przełożył Wiktor Woroszylski
Bułat Okudżawa
Płacze dziewczynka:
– Baloniku, wróć! -
A balonik uciekł
za obłoki – w dal…
Płacze dziewczyna:
– Ukochany, wróć! -
Ludzie pocieszają,
a balonik – hen…
Płacze kobieta:
– Utrapiony, wróć! -
Ludzie pocieszają,
a balonik – hen…
Płacze staruszka:
– Życie moje, wróć! -
…A balonik wraca
zza obłoków – w dół.
Przełożył Wiktor Woroszylski
czwartek, 24 kwietnia 2014
Strach, poniżenie
Koniec
Tadeusz Różewicz
to początek
twarz
zaciśnięta
gruzłowata
zawiązana
skręcona w jeden
supeł
węzeł ze sznura
z postronka
powoli
zaczęła się rozwiązywać
rozluźniać
opadać
w ciszy
zwisła
zapadła się
wklęsła
w strach poniżenie
w ostateczną klęskę
w nic
Komentarz Kornelii: Umarł Wielki Poeta. Niedawno rozmawiałam o Nim z Donką i odszedł. Dobrze, że pożegnał świat w sędziwym wieku i że wiersze zostaną. Jeśli chodzi o wywołanie u mnie płaczu Tadeusz Różewicz jest niezawodny. Bezdenna przepaść pełna smutku.
Tadeusz Różewicz
to początek
twarz
zaciśnięta
gruzłowata
zawiązana
skręcona w jeden
supeł
węzeł ze sznura
z postronka
powoli
zaczęła się rozwiązywać
rozluźniać
opadać
w ciszy
zwisła
zapadła się
wklęsła
w strach poniżenie
w ostateczną klęskę
w nic
Komentarz Kornelii: Umarł Wielki Poeta. Niedawno rozmawiałam o Nim z Donką i odszedł. Dobrze, że pożegnał świat w sędziwym wieku i że wiersze zostaną. Jeśli chodzi o wywołanie u mnie płaczu Tadeusz Różewicz jest niezawodny. Bezdenna przepaść pełna smutku.
środa, 23 kwietnia 2014
Gromadzi się zapomnienie
Cmentarz
Monika Taubitz
Czas osadza się!
A słoje roczne
wrzynają się
w pęknięte kamienie.
Imię za imieniem
wygasa.
Nikt nie słucha już
człowieka
przy murze.
Po stokroć ukrzyżowany,
wisi tam
stopami do góry.
Bezustannie gromadzi się
zapomnienie.
Tylko wiatr
przenosi nasiona traw,
które już nie kwitną.
Porastają
niemą skargę
i śpiewają requiem,
gdy wschodzi księżyc umarłych.
Tłumaczył Edward Białek
Monika Taubitz
Czas osadza się!
A słoje roczne
wrzynają się
w pęknięte kamienie.
Imię za imieniem
wygasa.
Nikt nie słucha już
człowieka
przy murze.
Po stokroć ukrzyżowany,
wisi tam
stopami do góry.
Bezustannie gromadzi się
zapomnienie.
Tylko wiatr
przenosi nasiona traw,
które już nie kwitną.
Porastają
niemą skargę
i śpiewają requiem,
gdy wschodzi księżyc umarłych.
Tłumaczył Edward Białek
wtorek, 22 kwietnia 2014
Krwawe kwiaty dla umarłych
Groby
Jakub Deml
Napotkać duszę, która byłaby glebą dla mych snów,
echem mych kroków,
znikłą ciszą ziemi,
utraconą życzliwością świata,
wydawało mi się tym samym,
co stać się wszechmocnym.
A dzisiaj, kiedy wszystko już milczy,
a słowo jest solennym snem umarłych,
pytam lekkiego słońca, lecącego nade mną:
Czy był to sen daremny?
Na grobach pełno słodkich kwiatów
krwawych.
Przełożył Leszek Engelking
Jakub Deml
Napotkać duszę, która byłaby glebą dla mych snów,
echem mych kroków,
znikłą ciszą ziemi,
utraconą życzliwością świata,
wydawało mi się tym samym,
co stać się wszechmocnym.
A dzisiaj, kiedy wszystko już milczy,
a słowo jest solennym snem umarłych,
pytam lekkiego słońca, lecącego nade mną:
Czy był to sen daremny?
Na grobach pełno słodkich kwiatów
krwawych.
Przełożył Leszek Engelking
niedziela, 20 kwietnia 2014
Czeka na mnie dół
Wicher dobijał się do okien
Tadeusz Różewicz
wicher dobijał się do okien
budził
sny pajęczyny majaczenia
niebo było miedziane
trawa granatowa
ołowiana
czarna
zwierzę
mutant hieny i lisa
z pyskiem przy ziemi
węsząc
sunęło
w gęstniejącą ciemność
na granicy snu
i jawy
pomyślałem
poczułem
że to ja jestem
biegnę w stronę cmentarza
do grobu
z brzuchem pełnym kamieni
ciemne zwierzę
pod czerwonym niebem
biegnę coraz szybciej
choć wiem że tam czeka
na mnie dół
układam się do snu
otulam kocem
biegnę lecę
nie zatrzymam tego biegu
budzę się
z ustami pełnymi
piachu
Tadeusz Różewicz
wicher dobijał się do okien
budził
sny pajęczyny majaczenia
niebo było miedziane
trawa granatowa
ołowiana
czarna
zwierzę
mutant hieny i lisa
z pyskiem przy ziemi
węsząc
sunęło
w gęstniejącą ciemność
na granicy snu
i jawy
pomyślałem
poczułem
że to ja jestem
biegnę w stronę cmentarza
do grobu
z brzuchem pełnym kamieni
ciemne zwierzę
pod czerwonym niebem
biegnę coraz szybciej
choć wiem że tam czeka
na mnie dół
układam się do snu
otulam kocem
biegnę lecę
nie zatrzymam tego biegu
budzę się
z ustami pełnymi
piachu
sobota, 19 kwietnia 2014
Kornelia boi się nawet pod kołdrą
Ballada o lęku
Rafał Wojaczek
Zbliża się do nas
lęk: ma twarz
ze śniegu zielonego jak fosfor lub kość
spróchniałego drzewa.
Wkłada nam do ust
dłoń i już
jemy ją wysysając jakby z sopla sok
idący do serca.
Daje nam swej pić
krwi i szpik
mózgu wyjeść musimy mu z czaszki, aż dno
o zęby zazgrzyta.
Wiemy, że to jest
krew, co nie
przyjmie się w naszych żyłach, żeby mogły nią
do woli oddychać.
Wiemy, że to jest
szpik jak krew
trujący: po nim nasze trzewia będą w głos
zawodziły: zdrada!
Ale lęk jak ból
nie być już
nie może: nas bez niego nie ma, a i on
bez nas nie przeraża.
Rafał Wojaczek
Zbliża się do nas
lęk: ma twarz
ze śniegu zielonego jak fosfor lub kość
spróchniałego drzewa.
Wkłada nam do ust
dłoń i już
jemy ją wysysając jakby z sopla sok
idący do serca.
Daje nam swej pić
krwi i szpik
mózgu wyjeść musimy mu z czaszki, aż dno
o zęby zazgrzyta.
Wiemy, że to jest
krew, co nie
przyjmie się w naszych żyłach, żeby mogły nią
do woli oddychać.
Wiemy, że to jest
szpik jak krew
trujący: po nim nasze trzewia będą w głos
zawodziły: zdrada!
Ale lęk jak ból
nie być już
nie może: nas bez niego nie ma, a i on
bez nas nie przeraża.
środa, 16 kwietnia 2014
Doskonała udręka
Wiatr choruje
Laura Riding
Wiatr choruje na wianie,
Morze choruje na wodę,
Ogień choruje na płomień,
A ja na żywe imię.
Jak kamień choruje kamiennie,
Jak światło choruje płomiennie,
Jak ptaki chorują uskrzydlenie,
Tak ja choruję imiennie.
I jakie tu na to lekarstwo?
Jakie tu nie na brak cierpień?
Jakie tu lepiej czy później?
Jakie tu więcej mnie ze mnie?
Jak ból świata ma tu mieć
Słońszą czerwień, słodszą biel?
Jak mam ja fizycznie mieć
Słodszy uśmiech, dzikszy krzyk?
Nie za sprawą innych cudów
Niż przenikliwa trucizna,
Niż doskonała udręka,
Niż dalsze mnie umieranie.
Przełożyła Julia Fiedorczuk
Komentarz Kornelii: I tyle, jeśli chodzi o rozpoczęcie nowego życia. Udało mi się nieco ograniczyć lęk, rowerowałam kilka razy, byłam w kinie i udało mi się skoncentrować na filmie przez jakieś 20 minut. Wieczerzałam nawet w restauracji indyjskiej z pewną Bellą, z którą przed laty… romansowałam? Nie, to nie jest odpowiednie słowo, lecz więcej nie powiem, skrępowana wstydem. Ale trwoga wraca ze zdwojoną siłą, o świcie wracam do świadomości zlana zimnym potem. W autobusie przyciskam się do ściany. Nie spotkam się z nikim więcej. Wstawianie mrocznych wierszy wciąż mnie kusi, niekiedy nie mam sił, żeby z tym skutecznie walczyć. Liczę, że nikt nie będzie tu zaglądał, żeby nie wywoływać u mnie wyrzutów sumienia. Lekarstw jeszcze nie wzięłam. Zawsze miło mieć w rezerwie tę ostatnią odsiecz.
Może wyjadę na święta, jak znajdę odwagę. Nie wiem.
A wiersz prześliczny, czuję ból świata i, podobnie jak poetka, pełna jestem przenikliwej trucizny.
Laura Riding
Wiatr choruje na wianie,
Morze choruje na wodę,
Ogień choruje na płomień,
A ja na żywe imię.
Jak kamień choruje kamiennie,
Jak światło choruje płomiennie,
Jak ptaki chorują uskrzydlenie,
Tak ja choruję imiennie.
I jakie tu na to lekarstwo?
Jakie tu nie na brak cierpień?
Jakie tu lepiej czy później?
Jakie tu więcej mnie ze mnie?
Jak ból świata ma tu mieć
Słońszą czerwień, słodszą biel?
Jak mam ja fizycznie mieć
Słodszy uśmiech, dzikszy krzyk?
Nie za sprawą innych cudów
Niż przenikliwa trucizna,
Niż doskonała udręka,
Niż dalsze mnie umieranie.
Przełożyła Julia Fiedorczuk
Komentarz Kornelii: I tyle, jeśli chodzi o rozpoczęcie nowego życia. Udało mi się nieco ograniczyć lęk, rowerowałam kilka razy, byłam w kinie i udało mi się skoncentrować na filmie przez jakieś 20 minut. Wieczerzałam nawet w restauracji indyjskiej z pewną Bellą, z którą przed laty… romansowałam? Nie, to nie jest odpowiednie słowo, lecz więcej nie powiem, skrępowana wstydem. Ale trwoga wraca ze zdwojoną siłą, o świcie wracam do świadomości zlana zimnym potem. W autobusie przyciskam się do ściany. Nie spotkam się z nikim więcej. Wstawianie mrocznych wierszy wciąż mnie kusi, niekiedy nie mam sił, żeby z tym skutecznie walczyć. Liczę, że nikt nie będzie tu zaglądał, żeby nie wywoływać u mnie wyrzutów sumienia. Lekarstw jeszcze nie wzięłam. Zawsze miło mieć w rezerwie tę ostatnią odsiecz.
Może wyjadę na święta, jak znajdę odwagę. Nie wiem.
A wiersz prześliczny, czuję ból świata i, podobnie jak poetka, pełna jestem przenikliwej trucizny.
niedziela, 13 kwietnia 2014
Wszyscy jestesmy w pułapce
Sam ze wszystkim
Charles Bukowski
ciało opina kości
do środka
dają mózg i
czasem dusze
i kobiety rozbijają
wazony o ściany
a mężczyźni piją za
dużo
i nikt nie znajduje
tego właściwego
ale ciągle
szukają
wpełzają do łóżek
wypełzają z łóżek.
ciało opina
kości i
ciało szuka
czegoś więcej niż
ciało.
nie ma żadnych
szans:
wszyscy jesteśmy w pułapce
własnego losu.
nikt nigdy nie znajduje
tego właściwego.
miejskie składowiska się wypełniają
śmietniki się wypełniają
domy wariatów się wypełniają
szpitale się wypełniają
cmentarze się wypełniają
ale nic się
nie spełnia.
Charles Bukowski
ciało opina kości
do środka
dają mózg i
czasem dusze
i kobiety rozbijają
wazony o ściany
a mężczyźni piją za
dużo
i nikt nie znajduje
tego właściwego
ale ciągle
szukają
wpełzają do łóżek
wypełzają z łóżek.
ciało opina
kości i
ciało szuka
czegoś więcej niż
ciało.
nie ma żadnych
szans:
wszyscy jesteśmy w pułapce
własnego losu.
nikt nigdy nie znajduje
tego właściwego.
miejskie składowiska się wypełniają
śmietniki się wypełniają
domy wariatów się wypełniają
szpitale się wypełniają
cmentarze się wypełniają
ale nic się
nie spełnia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)