środa, 6 maja 2015

Bardzo turpistyczny wpis toaletowy

Siedziałam w toalecie, owiana gorzką poświatą melancholii. Wpatrywałam się posępnie w opuszczoną do kostek dolną część bielizny oraz w odsłonięte modelowe stopki. Obok lewej stopy spoczywał tampon doskonale nasycony ciemną krwią. Przypomniałam sobie ostatnie informacje z prasy zagranicznej, zgodnie z którymi tampony pełne są substancji rakotwórczych. Skupiałam na nim swój wzrok, rozważając, czy zwymiotować materialnie czy też tylko w wyobraźni. Ta druga opcja wydała mi się bardziej rozsądna, gdyż nie musiałabym trudzić się sprzątaniem. Walcząc z bolesnymi strumieniami, emitowanymi przez wewnętrzne atrybuty mojej, pożal się hipotetyczny Boże, kobiecości, usiłowałam się pocieszyć, powtarzając sobie te roztropne słowa Emila Ciorana z tomu: „Sylogizmy goryczy”:

Co robi mędrzec? Zrezygnowany, godzi się patrzeć, jeść itd., niechętnie akceptuje ową „ranę o dziewięciu otworach”, która, według Bhagawadgity jest ciało. – Mądrość? – To przyjmowanie z godnością upokorzeń, jakie nam zadają nasze otwory.

Pocieszanie się przyniosło wyniki raczej umiarkowane. Sama myśl o otworach wywoływała mdłości. Nie mogłam jeszcze raz nie skonstatować, jaką brzemienną w dręczące następstwa pomyłką stała się utrata niewinności. Gdybym zachowała hymen, pozostałabym mniej ażurowa i otwarta, z pewnością byłoby mi lepiej. Kilka dni temu spostrzegłam na ulicy mężczyznę, który wyglądał jak mój groteskowy deflorator Sebastian. Towarzyszyła mu mocno umalowana młoda dama oraz dwoje igrających antyrozkosznie, rozwrzeszczanych malców. Jeśli to rzeczywiście był mój pierwszy partner,  gorące prośby, które zanosiłam do bóstw aseksualności o zesłanie mu wiecznej impotencji, nie zostały wysłuchane.

Tak siedziałam i rozdarta byłam w sercu: zastanawiałam się, czy wstać, doprowadzić się do porządku i wyjść, aby zmierzyć się z tym szpetnym światem, czy też tkwić dalej. Ostatecznie dlaczego mam wychodzić? Na zewnątrz nic nie sprawia mi radości i nie wiem, co mogłabym uczynić sensownego w ten majowy czas. Odbyłam już leśny spacer. Toaleta nie ma okien, za to grube ściany, łagodne światło, jest prawie dźwiękoszczelna, solidne zamknięte drzwi, tu czuję się bezpiecznie. Jestem tylko ja. Nie ma nikogo innego. Przez umysł przemknął mi jakże turpistyczny, ohydny i szpetny utwór niemieckiego poety:

Latryna

Günter Eich

Tu, nad śmierdzącym rowem
– w nim papier z krwią i uryna,
i roje much lśniących brzęczą –
powoli nogi zginam,

widzę brzeg porośnięty lasem,
łódź na brzegu, ogrody.
W kloaczną maź z pluskiem wpada
gówno jak kawał lodu.

Obłędem dźwięczą mi w uszach
wersy Hölderlina.
Obraz chmur śnieżnobiałych
odbija uryna.

„Idź teraz jednaj, pozdrów
piękną Garonnę – ”*
Pod drżącymi nogami
płyną chmury skłębione.

Przełożył Grzegorz Prokop

I tak siedziałam, mijały minuty, godziny, powoli zwijała się nić życia. Nie mogąc podjąć decyzji ukryłam twarz w dłoniach.

PS. Zdjęcie nie jest moje, ale fotograficzki Rupi Kaur, która umieściła zdjęcia ze swoich kobiecych dni na portalu Instagram, wywołując mały skandal. Tym niemniej musiałam wyglądać podobnie.Siedziałam w toalecie, owiana gorzką poświatą melancholii. Wpatrywałam się posępnie w opuszczoną do kostek dolną część bielizny oraz w odsłonięte modelowe stopki. Obok lewej stopy spoczywał tampon doskonale nasycony ciemną krwią. Przypomniałam sobie ostatnie informacje z prasy zagranicznej, zgodnie z którymi tampony pełne są substancji rakotwórczych. Skupiałam na nim swój wzrok, rozważając, czy zwymiotować materialnie czy też tylko w wyobraźni. Ta druga opcja wydała mi się bardziej rozsądna, gdyż nie musiałabym trudzić się sprzątaniem. Walcząc z bolesnymi strumieniami, emitowanymi przez wewnętrzne atrybuty mojej, pożal się hipotetyczny Boże, kobiecości, usiłowałam się pocieszyć, powtarzając sobie te roztropne słowa Emila Ciorana z tomu: „Sylogizmy goryczy”:

Co robi mędrzec? Zrezygnowany, godzi się patrzeć, jeść itd., niechętnie akceptuje ową „ranę o dziewięciu otworach”, która, według Bhagawadgity jest ciało. – Mądrość? – To przyjmowanie z godnością upokorzeń, jakie nam zadają nasze otwory.

Pocieszanie się przyniosło wyniki raczej umiarkowane. Sama myśl o otworach wywoływała mdłości. Nie mogłam jeszcze raz nie skonstatować, jaką brzemienną w dręczące następstwa pomyłką stała się utrata niewinności. Gdybym zachowała hymen, pozostałabym mniej ażurowa i otwarta, z pewnością byłoby mi lepiej. Kilka dni temu spostrzegłam na ulicy mężczyznę, który wyglądał jak mój groteskowy deflorator Sebastian. Towarzyszyła mu mocno umalowana młoda dama oraz dwoje igrających antyrozkosznie, rozwrzeszczanych malców. Jeśli to rzeczywiście był mój pierwszy partner,  gorące prośby, które zanosiłam do bóstw aseksualności o zesłanie mu wiecznej impotencji, nie zostały wysłuchane.

Tak siedziałam i rozdarta byłam w sercu: zastanawiałam się, czy wstać, doprowadzić się do porządku i wyjść, aby zmierzyć się z tym szpetnym światem, czy też tkwić dalej. Ostatecznie dlaczego mam wychodzić? Na zewnątrz nic nie sprawia mi radości i nie wiem, co mogłabym uczynić sensownego w ten majowy czas. Odbyłam już leśny spacer. Toaleta nie ma okien, za to grube ściany, łagodne światło, jest prawie dźwiękoszczelna, solidne zamknięte drzwi, tu czuję się bezpiecznie. Jestem tylko ja. Nie ma nikogo innego. Przez umysł przemknął mi jakże turpistyczny, ohydny i szpetny utwór niemieckiego poety:

Latryna

Günter Eich

Tu, nad śmierdzącym rowem
– w nim papier z krwią i uryna,
i roje much lśniących brzęczą –
powoli nogi zginam,

widzę brzeg porośnięty lasem,
łódź na brzegu, ogrody.
W kloaczną maź z pluskiem wpada
gówno jak kawał lodu.

Obłędem dźwięczą mi w uszach
wersy Hölderlina.
Obraz chmur śnieżnobiałych
odbija uryna.

„Idź teraz jednaj, pozdrów
piękną Garonnę – ”*
Pod drżącymi nogami
płyną chmury skłębione.

Przełożył Grzegorz Prokop

I tak siedziałam, mijały minuty, godziny, powoli zwijała się nić życia. Nie mogąc podjąć decyzji ukryłam twarz w dłoniach.

PS. Zdjęcie nie jest moje, ale fotograficzki Rupi Kaur, która umieściła zdjęcia ze swoich kobiecych dni na portalu Instagram, wywołując mały skandal. Tym niemniej musiałam wyglądać podobnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz