Nocny lot
Michael Krüger
Wszystkie samoloty lądowały z opóźnieniem
i już nie mogły wystartować,
toteż my, wielojęzyczna reszta,
trafiliśmy do maszyny wyłączonej z ruchu.
Siedziałem na miejscu 34B, pośrodku, gdzie
nie lubię, po mojej prawej stronie anioł czarny jak noc,
który w spokoju ducha sortował swój śmietnik,
po lewej pan czytający Platona, w oryginale.
Wolno było palić, w rzędzie nr 20
poszła w ruch nawet fajka wodna.
W korytarzu grano w piłkę nożną, a z przodu,
w pierwszej klasie irlandzki zespół ćwiczył
rekwiem Verdiego. Ja też inaczej
wyobrażałam sobie zmierzch swojego życia,
powiedziała znudzona stewardessa, roznosząc prasę
z ubiegłego roku. Pilot uśmiechnął się przez
sen. A któż dociera tam, gdzie zamierzał,
mruknął anioł, Platon zaś zapadł w drzemkę.
Bliżej poranka, kiedy mi także opadły powieki,
Wzbiliśmy się w powietrze.
Przełożył Andrzej Kopacki
****
Komentarz Kornelii: Przed moim „odlotem” jeszcze wstawię wiersz, dziwny utwór urodzonego w 1943 roku niemieckiego poety, który w melancholijno-groteskowym tonie opisuje problemy świata artystycznego i intelektualnego. „Nocny lot” popularny jest wśród zagranicznych blogerów, ale „oficjalnej” interpretacji nie znalazłam. Dla mnie jednoznacznie melancholijna, aczkolwiek nie druzgocząco smutna, opowieść o przemijaniu i śmierci. Samolot już nie odleci, jest niesprawny (w niemieckim, oryginale jest to powiedziane wyraźniej), płomień życia całej generacji gaśnie. Miejsce niedobre, w środku, zmierzch nie będzie rozkoszą. Czarny anioł to śmierć, sortuje śmietnik czyli sprawdza listę dobrych i złych uczynków mających umrzeć. Niektórzy usiłują pocieszać się idealizmem (czytanie Platona). Inni zagłuszają lęk przed końcem poprzez hałas i rozrywki (granie w piłkę, fajka wodna), ale i tak wszyscy słyszą requiem – nie ma ocalenia. Prasa z ubiegłego roku – przed śmiercią zostają tylko pożółkłe wspomnienia. Inaczej sobie wyobrażaliśmy to wszystko, nie tak nudno i żałośnie. Nie dotarliśmy do celu i musimy odejść. I w końcu startujemy. Dokąd? W nicość?Liczę, że nie do piekła.
Ogólnie wizja odejścia nierozkoszna, aczkolwiek do zniesienia. Wolałabym wszakże statek albo łódź, kiedy w przeszłości zdarzało mi się kilka razy lecieć samolotem, lęk dosłownie mnie miażdżył, zabijała klaustrofobia, dręczyła antropofobia, nawet skarpety miałam mokre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz