poniedziałek, 30 maja 2016

Samotność chwieje się jak maszt

Wyspa

Nikos Chadzinikolau

Oderwana od muszli morza.
Skamieniała od środka jak rozbitek,
który nie słyszy plusku wioseł.
Bieleje kośćmi…

Z takiej wyspy nie ma ucieczki
i żadne sygnały
nie znajdują potwierdzenia.

Samotność chwieje się jak maszt
na niezamierzonej wodzie.

Komentarz Kornelii: Gorzki wiersz nowogrecko-polskiego poety. Opowieść o samotności i śmierci. Skamieniała wyspa to symbol osamotnienia, to obraz naszej rozpaczliwej egzystencji, która jest tylko oczekiwaniem na śmierć.

Skamieniała od środka jak rozbitek,
który nie słyszy plusku wioseł.
Bieleje kośćmi…

bezsilni rozbitkowie, nie możemy liczyć na żadne ratunek. Pomoc nie przybędzie. Zostaną po nas tylko zeschłe kości. Nie ma ucieczki – nie wyrwiemy się z ograniczeń materialnych i czasowych i bezsensu naszego żałosnego bytowania. Sygnałów rozpaczy nikt nie będzie słuchał. Pozostaje samotne oczekiwanie na koniec wśród odmętów absurdu.

Cóż, również czuję się jak więźniarka na takiej skamieniałej wyspie. Zastanawiam się, jak za kilkadziesiąt lat będzie wyglądała materia, tworząca obecnie moją godną ubolewania powłokę cielesną. jestem kilka dni nad morzem, Budzi mnie wrzask mew, kojarzą mi się z płaczkami wieszczącymi pogrzeb. Pójdę wkrótce na spacer szlakiem zaprzyjaźnionych tawern.

niedziela, 29 maja 2016

Leżę ze śmiercią w sercu

* * *

Gunnar Ekelöf

Morze jest największym rzeźbiarzem
Morze jest największym jubilerem
Morze i śmierć
Nie ma kamienia tak chropawego
by morze go nie oszlifowało
albo nie starło na piasek
lub jeszcze drobniejszy pył
Morze rodzi korale i migotliwe stwory
złe i dobre
Rodzi światłocień i połysk powierzchni
i mrok głębiny
Śmierć wygładza zło i dobro
Nie ma tak chropawego losu, by nie wygładziła go śmierć
Morze, które oddycha, które wzdycha za moim oknem
Gdzie leżę ze śmiercią w sercu
czekając aż zajdą Plejady.

Przełożył Zygmunt Łanowski

czwartek, 26 maja 2016

Trzaskają i straszą mnie

Niepokój

Dora Gabe

Drga świerszczy śpiewanie,
tańczą młode drzewka
wiatrem przeginane.

Noc niespokojna.

Okiennice otwarte trzaskają
i straszą mnie.
Czuję, jak ziemia się kręci,
jak mrówka nie ustaje.

Kiedy one spoczną?
Kiedy?
„Nie wzruszaj się” – mówię sercu.
„Nie ma odpoczynku” – ono mi odpowiada.

Czemu nie wstrzymują się gwiazdy w swym biegu?
Czy także i one nie mogą świecić
spokojnie i szczęśliwie,
a wciąż drgają i drgają…

Przełożył Jan Zych

***

Komentarz Kornelii: Pełen mrocznego szarmu wiersz mojej ulubionej poetki z Bułgarii. Utwór o nocnym niepokoju, czy też raczej o lęku.
To strach przed nocnymi odgłosami, szmerami, dźwiękami:

Okiennice otwarte trzaskają
i straszą mnie.

ale także przed absurdem egzystencji, nieustannej jałowej aktywności istnienia i kosmosu:
.
Czuję, jak ziemia się kręci,
jak mrówka nie ustaje.

Nie ma ucieczki przed światem i własnymi dręczącymi uczuciami:

„Nie wzruszaj się” – mówię sercu.
„Nie ma odpoczynku” – ono mi odpowiada.

Nawet gwiazdy, pozornie symbol niebiańskiej harmonii, drgają i drżą przejęte trwogą. Nie ma nadziei na ukojenie.

Cóż, wiersz opowiada także o mnie. Od czasu, gdy zaczęłam na własne nieszczęście kreować ten blog, poziom lęku nieco mi opadł, ale i tak nocą, zwinięta w kulkę, trzęsę się pod kołdrą. Przed dźwiękami bronią mnie zatyczki w uszach i melatonina, ale przecież odczuwam trwogę, przed porannym wstawaniem, zwykłymi, codziennymi rzeczami do załatwienia, ale także ogólnie przed życiem i powracającymi obrazami przeszłości. Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się stało i że doszłam do tego punktu i to wszystko mam za sobą, rzeczy nie do odwrócenia i nie do naprawienia. Nie muszę dodawać, że śmierci też się boję i hipotetycznej KARY. Przejechałam do rodziców, gdzie noce są cichsze, niż w bloku, ale i tak mi niedobrze. Może jutro przejadę nad morzem, ochłodzę nieco rozpaloną duszę wiatrem i winem.

środa, 25 maja 2016

Twarz na siedem lat smutku

Oszczędność

William Stanley Merwin

Po co rozbijać lustro.
Oto potrzaskana twarz,
W sam raz na siedem lat smutku.

Przełożył Franek Wygoda

sobota, 21 maja 2016

Śmierci i plewy

***

Natalia Gorbaniewska

Źle zbudowana jest moja głowa,
rodzi nie myśli, lecz tylko słowa,
choćby ich sama nie narodziła,
w tym rzecz, że sprawa jest zawiła

W rozmiękłą glebę ziarno rzucone
zamiast dojrzewać spokojnie, w stronę
światła, spod spodu zrywa się z siłą,
aby się przebić na wskroś, na wylot.

Gdy źle zmielona mąka, to w grudę
spieka się niby męczennik, z trudem
poszukujący tego, co znika
chcąc odciętego użyć języka

Doktor prześwietlił i wiem już teraz
Co wnętrze mojej głowy zawiera:
śmierci i plewy, spróchniałe złoża
To za me grzechy jest kara boża.

Przełożyła Katarzyna Krzyżewska

***

Komentarz Kornelii: Dziwny, smętkowy wiersz mającej także polskie obywatelstwo rosyjskiej poetki-poetki (1936-2013). Jak należy go interpretować? Niełatwo o odpowiedź. Wydawało mi się, że to studium obłędu, ale raczej obraz jakiejś neurozy, rozpadu osobowości, wewnętrznego chaosu. A może to obraz demencji?

Źle zbudowana jest moja głowa,
rodzi nie myśli, lecz tylko słowa,
choćby ich sama nie narodziła,
w tym rzecz, że sprawa jest zawiła

Bohaterka nie jest już zdolna do logicznego myślenia, w jej umyśle wirują słowa, burzy się nietwórczy zamęt. Sprawa zawiła – czyli wieloprzyczynowość tego stanu rzeczy.

Dwa następne czterowiersze to, moim zdaniem, także świadectwo mentalnych zaburzeń. Słowa zrywają się jak obłąkane ziarna, nie powstanie z nic nic dobrego. Nie ma nadziei, łąka została źle zmielona, język odcięty – nic już nie zostanie ułożone w spójną myśl, nie zostanie powiedziane.

Rozstrzygające jest zakończenie:

Doktor prześwietlił i wiem już teraz
Co wnętrze mojej głowy zawiera:
śmierci i plewy, spróchniałe złoża
To za me grzechy jest kara boża.

„Doktor prześwietlił” – to raczej sama Natalia dokonała analizy swej psyche, zobaczyła śmierć i rozkład. Uznała, że destrukcja umysłu jest karą boską za popełnione zło.
W 1970 roku w ramach represji poetka została uznana za chorą umysłowo i osadzona w szpitalu psychiatrycznym w Kazaniu, potem w osławionym więzieniu na Butyrkach w Moskwie. Może w tym wierszu są też echa jej cierpień?

W każdym razie początek i koniec utworu doskonale do mnie pasują. Nie potrafię wykreować myśli, zatapia mnie pustka, albo też tylko pojedyncze słowa wirują pod moją czaszką jak wściekłe osy. Tłukę się po mieszkaniu jak obłąkana, mówię do siebie. Przejechałam do rodziców – na moim pięterku czynię to samo.
Doktor mnie badał, ale wiele lat temu, nie wykrył nic – niekiedy myślę, że mam guza mózgu albo schizofrenię. A raczej to wczesna demencja – nieuleczalna.

Noszę w mojej głowie śmierć i próchno. Może to naprawdę kara boska za grzechy. Znajdzie się się ich dość. Jeśli w ogóle Bóg istnieje, i jeśli zniża się do wymierzania kary ludzkim efemerydom. A może to unicestwiają mnie cienie przeszłości, której nie mogę zmienić?

Nie wiem. Ciekawe, jak jeszcze długo utrzymam się na powierzchni. Nie pamiętam już niczego. Ach, cóż… Wsiądę na rower, zmęczę się, będę lepiej spała.

czwartek, 19 maja 2016

środa, 18 maja 2016

Zimna obcięta ręka

Czaszka

Tasos G. Anagnostou

Żal mi tej czaszki
nie pochowanej w ziemi
wybielonej niepogodą.

Jakbym to ja był bez oczu
a w oczodołach nurzała się zimna
obcięta ręka
drążąc
lekceważoną duszę.

Poddana mojej ostatniej klęsce
Czaszka
dumna jeszcze – tak bardzo
z a m y ś l o n a

Przełożył z greckiego Nikos Chadzinikolau

wtorek, 17 maja 2016

Młode liście jak szarańcza

Wiosna

Gwyneth Lewis

Nim zdążyliśmy wrócić, załatwiły ulicę
stada szpaków, kompletnie zalane, a przy tym
agresywne. Żeby ich uniknąć, trzy razy
obeszłam kwaterę kamienic. Miejscowy

kocur robił demolkę. Drzewa w okolicy
wypuszczały ponownie liście jak owady:
urodzaj szarańczy, która chce się wedrzeć
do rozjarzonych na maślano wnętrz. Kalendarzyki

dawały nam nadzieję, że wiosenna gorączka i te rany
szybko znikną. Nie ma co pytać czemu, kiedy ptaki
samochodowych alarmów głoszą po niebie miłość
Ryba jak burzowa chmura połknęła nam księżyc.

Przełożyła Magda Heydel

***

Komentarz Kornelii: Lekko humorystyczny wiersz urodzonej w 1959 roku w Cardiff angielsko-walijskiej poetki. Nie jest zbyt gorzki, zatem zamieszczam poza kategorią. Przepisałam, ponieważ mam dziś dobry nastrój, pochmurno, chłodno, zimne szkwały spędzają ludzi z ulic. Ładnie zmokłam w lesie. Te kilka dni majowych chłodów pozwoliły mi odetchnąć. Wkrótce znowu słońce i gorąco, ale cieszę się z tego, co jest teraz.
Utwór znalazł moje uznanie, ponieważ, aczkolwiek nieco śmieszny, jest także antywiosenny. Także
Gwyneth Lewis ma najwidoczniej dosyć tej „najpiękniejszej pory roku”, kiedy przyroda rozkwita i zmusza ludzi przygnębionych trudami i bezsensem codziennej egzystencji do aktywności i sztucznej pogody ducha. Symbolem tej eksplozji są stada zawianych, agresywnych szpaków, zmuszające do ucieczki, jak również szalejące kocisko.
Młode liście drzew są jak szarańcza, wciskają się nawet do mieszkań, nie pozwalają na wytchnienie. Ratunkiem jest upływ czasu:

Kalendarzyki
dawały nam nadzieję, że wiosenna gorączka i te rany
szybko znikną.

Cóż, znikną, ale nie tak znowu szybko. Do listopada jeszcze wiele miesięcy. Trzeba trwać z zaciśniętymi zębami.

Nie ma co pytać czemu, kiedy ptaki
samochodowych alarmów głoszą po niebie miłość

Jak dla mnie te „ptaki samochodowych alarmów” to alegoria absurdu wiosennych zbliżeń fizycznych, na szybko, w autach. To przecież ciasnota i tylko alarmy wyją.

Zakończenie nie w pełni jest miłe:

Ryba jak burzowa chmura połknęła nam księżyc.

Ryba to symbol pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia naszego bytowania. Poczucie tego bezsensu niszczy delikatne, kojące światło Księżyca, oznaczające uspokojenie i harmonię.

Cóż, właściwie można tylko przyklasnąć, wśród westchnień przepojonych rezygnacją. Ale dziś upajam się zimnem, deszczem i chmurami :)

niedziela, 15 maja 2016

Palce zaciśnięte na prześcieradle

Odwiedzając umarłych

Ciarán Carson

Kiedy ją znaleziono,
Z dziąseł sterczał język;
Twarz była koścista,
Palce zaciśnięte na prześcieradle.

Teraz jej skóra wygładziła się
Jak uprana tkanina, na której zmarszczki nikną
Pod sykiem żelazka.
Ubrano ją w czysty len.

Pijemy herbatę z jej najlepszych filiżanek.
Na górze rozplątuje się sznur żałobników;
Schodzi ciotka, stara panna, szlochając miękko
W wykrochmaloną chusteczkę.

Kiedy znoszono jej ciało,
Trumna uwięzła na zakręcie schodów.
Zawahaliśmy się, niezdarni w naszych najlepszych garniturach,
Po czym ruszyliśmy na pomoc i uwolniliśmy ją.

Przełożył Piotr Sommer

piątek, 13 maja 2016

Twój krzyk nie obudzi nikogo

**

Jean-Michel Maulpoix

Nigdzie nie znajdziesz stosownego nieba
Ani ziemi co czeka na twoje kości
Ani ciała które cię wyzwoli
Ani duszy w którą mógłbyś się ubrać
Żyjesz w szczelinie
Między garstką prochu a bogami
Włożyłeś palce między drzwi
Twój krzyk nie obudzi nikogo

Przełożyła Krystyna Rodowska

***

Komentarz Kornelii: Wstrząsający wiersz urodzonego w 1952 roku w Montbéliard francuskiego twórcy. Zdecydowanie gorzki, poznawiony nadziei.
Nie znajdziemy ukojenia ani w ziemi ani na niebie, nie przyniesie spokoju hołdowanie materii ani oddawanie się sprawom ducha.

Żyjesz w szczelinie
Między garstką prochu a bogami

Interpretuję to jako uznanie tragedii ludzkiej egzystencji, krótkiego, bezsensownego błysku świadomości między dwoma strefami mroku. Ci bogowie to tylko abstrakcja. Nawet, jeśli poeta uznaje ich istnienie, i tak nic nam nie pomogą, lodowo obojętni.

Włożyłeś palce między drzwi
Twój krzyk nie obudzi nikogo

Ten palec włożony między drzwi to alegoria bogatego w cierpienie ludzkiego życia. Jak dla mnie nie do końca słuszna – w końcu nikt nie wszedł w życie poprzez akt swej świadomości. Ten nasz palec, włożony między drzwi, został wepchnięty tam przez kogoś innego. Nie potrafię rozstrzygnąć, czy przez jakąś pozbawioną dobrego smaku, ironiczno-złośliwą Wyższą Inteligencję czy też na skutek zrządzenia ślepego losu. A może to włożenie oznacza jałowe trwanie przy życiu – tym razem już z własnej woli?

W każdym razie możemy wrzeszczeć, wyć, krzyczeć czy płakać – nic nas nie uratuje. Inne byty są bezradne lub obojętne, jeśli nie wrogie.

Cóż, mogę tylko powiedzieć, że całkowicie się z wymową tego wiersza zgadzam. Dochodzę do konkluzji, że nie ma sensu wyć z rozpaczy, to i tak nie przyniesie ulgi ni ratunku. Ale co pozostaje oprócz wycia?

Przyszło wreszcie trochę chmur, aczkolwiek, jak dla mnie, za mało. Ciśnienie spadło, czekam stęskniona na burze, ulewy i gradobicia.

czwartek, 12 maja 2016

Słońce nad parkingiem cierpienia

Ulotka

Tomas Tranströmer

Cicha wściekłość gryzmoli w głąb po ścianie.
Kwitnie sad, nawołuje kukułka.
To narkoza wiosny. A cicha wściekłość
maluje swe hasła na wspak w garażach.

Widzimy wszystko i nic, ale sterczący jak peryskopy
obsługiwane przez strachliwą załogę podziemia.
To wojna minut. Prażące słońce
stoi nad lazaretem, parkingiem cierpienia.

My żywe gwoździe powbijane w społeczeństwo!
Pewnego dnia oderwiemy się od wszystkiego.
Poczujemy powiew śmierci pod skrzydłami
i będziemy łagodniejsi i drapieżniejsi niż tutaj.

Przełożył Leonard Neuger

***

Komentarz Kornelii: Naprawdę wyborny wiersz wybitnego szwedzkiego poety, laureata Literackiej Nagrody Nobla. Zamieszczam bez kategorii, ponieważ zakończenie jest zbyt optymistyczne:

My żywe gwoździe powbijane w społeczeństwo!
Pewnego dnia oderwiemy się od wszystkiego.
Poczujemy powiew śmierci pod skrzydłami
i będziemy łagodniejsi i drapieżniejsi niż tutaj.

Oznacza to, że mimo wszelkich udręk i bólu naszej egzystencji śmierć skrzydlata przyniesie wybawienie lub ukojenie.

Cóż, pragnę, aby tak było, ale pewności przecież więc nie mogę. Niekiedy dręczy mnie wizja, że po tamtej stronie czeka naprawdę cuchnące bagno i trzeba będzie zapłacić za wszystko. Może również stać się tak, że aberracyjne życie zacznie się od podczątku.

Ale utwór Tomas Tranströmer znalazł moje uznanie, ponieważ zdał mi się jednoznacznie antywiosenny.

Cicha wściekłość gryzmoli w głąb po ścianie.
Kwitnie sad, nawołuje kukułka.
To narkoza wiosny. A cicha wściekłość
maluje swe hasła na wspak w garażach.

Czyli ten jakoby cudowny krzyk budzącej się do życia przyrody tak naprawdę wywołuje cierpienia, powoduje wściekłość i gniew. Garaże to symbol mrocznego smutku – hasła na wspak czyli wściekłość jest płonna i daremna. Jest cicha, ponieważ zdajemy sobie sprawę z jej daremności.

Widzimy wszystko i nic, ale sterczący jak peryskopy
obsługiwane przez strachliwą załogę podziemia.

Rozumiem to tak, że wiosenny czas burzy nam zmysły, zaburza percepcję, podsyca drzemiące w nas strachy i neurozy.

To wojna minut. Prażące słońce
stoi nad lazaretem, parkingiem cierpienia.

Wojna minut, czyli wiosną każda minuta może przyprawić o szaleństwo, skłonić do podjęcia ostatecznej decyzji. Prażące słońce nie daje wytchnienia, przekształca życie w jeden wielki lazaret chorób bolesnych i nieuleczalnych.

Cóż, mogę tylko po raz setny już chyba powiedzieć, że ja wiosną też chodzę wściekła, o wiele bardziej niż zwykle. Po prostu nie mogę znieść palącego kontrastu między tym słonecznym, kwiatowym, młodozielonym światem, a własną mroczną i gnijącą duszą. Tak, odczuwam swe bytowanie jak rozpalony parking cierpienia.

W zasadzie powinnam albo się powiesić albo zaprzestać tych godnych ubolewania jeremiad.
A może rytualne lamenty chronią mnie przed stryczkową solucją? Nie wiem.

Dziś znowu koszmarne słońce. Czuję się jak na Saharze. Podobno mają przyjść chmury i deszcz, ale jak dotąd wciąż tylko ten torturujący blask. Kupiłam wielki barometr i usiłuję wywołać wzrokiem spadek ciśnienia.

poniedziałek, 9 maja 2016

Zgliszcza, dym i popiół

Świadomie

Roza Stamouli

Są chwile, w których myślę, że się uratowałam.
Jednak mylę pamięć z wydarzeniami,
pragnienie ze słowami,
upór z cichym cierpieniem.
Twoją śmierć z radością.
Płomień gaśnie, pamięć pęcznieje.
Są chwile, w których oblężenie trwa,
wszędzie pożar, zgliszcza, dym i popiół.
Są chwile, w których moje wycie
przypomina przerażone echo
zranionego wilka próbującego wyleczyć ranę,
stanąć na nogach, w swojej samotności.
Są tylko chwile…
A myślałam, że się uratowałam.

Przełożył Nikos Chadzinikolau

***

Komentarz Kornelii: Gorzki wiersz nowogreckiej poetki, o której żadnych informacji nie potrafiłam odszukać. Przepisałam z tomiku „Amulet” z 1980 roku, zawierającego wiersze oraz tłumaczenia Nikosa Chadzinikolau. Właściwie poprzedni utwór, pióra Henri Michaux, doskonale, bezlitośnie i dramatycznie mówi wszystko, zamierzałam zatem na nim poprzestać. Cóż mogę bowiem do tego dodać?

Wszystko zostało już powiedziane.

Ostatecznie zdecydowałam, że wstawię jeszcze kilka wierszy, blog będzie jednak stopniowo wygaszany. Nikt nie czyta, ja tylko się starzeję i powtarzam lamentacje z poprzednich wpisów.

Niedobrze przyjmuję te eksplozje wiosny. Miesiąc kwitnących bzów to prawdziwe pasmo tortur. Każdego roku coraz bardziej boli. A przecież w młodości w ogóle nie zauważałam pór roku, żadnych związanych z nimi emocji nie pamiętam. Zapewne obecne pasmo nieszczęść, fobii i neuroz zaczęło się od tej okropnie spływającej materią defloracji. Brrrrr…..

No i jestem sobie neurotyczno-depresyjną wiosenną wdową. Na domiar złego nigdy nie kochałam i nie tęsknię. I nie pamiętam. Ale bryndza.

Wiersz helleńskiej poetki bardzo mi się podoba. Wspaniałe studium cierpienia, samotności, śmierci i daremnych nadziei na ocalenie. Ale iluzje rozwiewają się i pozostaje tylko rozpaczliwe wycie. Tym niemniej ja nigdy nie mam złudzeń, że się uratowałam. Jestem już stracona i tylko trwam, żeby opóźnić.

„mylę twoją śmierć z radością”.

Cóż, raczej nie mylę, wiem, że nie żyją. Nie wierzę, że to naprawdę się stało, ale wystarczy podążyć na cmentarz. Zapewne podświadomie miałam dość tych toksycznych zresztą związków i tak runęła lawina. Czy podświadomie odczuwałam radość, że to już koniec? Nie mogę sobie przypomnieć. Płacz nad otwartym grobem wyszedł mi koncertowo.

Są chwile, w których moje wycie
przypomina przerażone echo
zranionego wilka próbującego wyleczyć ranę,
stanąć na nogach, w swojej samotności.

Cóż, ja też mam chęć sobie powyć, jak już wcześniej wspominałam, tylko, że moje wycie to tylko świadectwo bezgranicznej rozpaczy i lęku, a nie jakiejś próby powstania.

Leżę bezsilnie i obserwuję ziarenka piasku przesypującego się w klepsydrze, powoli lecz nieubłaganie.

No to sobie przynajmniej wirtualne wycie urządzę:

AUUUUUU!! AUUUU!!! AUUUUU!!!

Jak cudnie…

środa, 4 maja 2016

Kornelia już nie może

Mdłości albo czy to śmierć nadchodzi

Henri Michaux

Poddaj się, moje serce.
Walczyliśmy już dość.
Zatrzymaj się, moje życie.
Nie byliśmy tchórzliwi,
Robiliśmy, co się dało.

O moja duszo,
Odchodzisz lub zostajesz, musisz się zdecydować.
Nie obmacuj mi tak narządów,
To z uwagą, to znów z roztargnieniem,
Odchodzisz lub zostajesz,
Musisz się zdecydować.

Ja już nie mogę.

Władcy śmierci,
Nie bluźniłem wam ani nie schlebiałem.
Zlitujcie się nade mną, podróżnym, który odbył już tyle podróży bez bagażu,
Bez pana również, bez bogactw, a sława poszła gdzie indziej.
Jesteście z pewnością potężni i komiczni nad wyraz,
Ulitujcie się nad tym obłąkańcem, który zanim przekroczy barierę, woła już do was
podając swoje nazwisko,
Schwytajcie go w locie,
niech się przystosuje, jeśli to możliwe, do waszych usposobień i waszych obyczajów,
A jeśliście łaskawi go wspomóc, wspomóżcie, proszę was o to.

Przełożył Julian Rogoziński

wtorek, 3 maja 2016

Blade włosy i szare twarze

Dolor

Theodore Roethke

Poznałem nieubłagany smutek ołówków
starannie ułożonych w pudełku, ból bibularza i przycisku,
całą nędzę papieru do pakowania i kleju,
samotność czystych miejsc użyteczności publicznej,
opuszczonych poczekalni, klozetu, tablicy rozdzielczej,
niezmienny patos miednicy i dzbanka,
rytuał maszyny rotacyjnej, spinacza, przecinka,
nie kończące się kopie życia i przedmiotów.
Widziałem kurz ze ścian instytucji,
drobniejszy niż mąka, bardziej niebezpieczny od krzemionki,
opadał prawie niewidoczny w długie popołudnia nudy,
zasnuwając cienką powłoką paznokcie i delikatne brwi,
wygładzając blade włosy, szare, przeciętne twarze.

Przełożył Tadeusz Rybowski

poniedziałek, 2 maja 2016

Zimna żarówka w więzieniu

Późne światła w Minnesota

Ted Kooser

Na końcu towarowego pociągu, który odjechał,
ręka kołysząca latarnię.
Jedyne światła zostawione w miasteczku
to zimno świecąca żarówka w więzieniu
i wysoko w jednym domu
latarka elektryczna na pięć baterii
ciągnąca w dół starą kobietę schodami do klozetu
pośród czerwonych oczu jej kotów.

Przełożył Czesław Miłosz

****

Komentarz Kornelii: Równie krótki jak smętny wiersz urodzonego w 1939 w Nebrasce amerykańskiego poety w wybornym przekładzie naszego noblisty. Wymowa piesni druzgocząco pesymistyczna.

 Odjeżdżający pociąg towarowy to symbol przemijającego życia i straconych złudzeń.

ręka kołysząca latarnię

to pożegnanie z nadzieją. Pozostaje tylko zimno święcąca żarówka w więzieniu.

Wszyscy jesteśmy więźniami naszych ciał, czasu, w który zostaliśmy rzuceni, więźniami zazwyczaj szarych, często druzgoczących okoliczności. Zimne światło oznacza, że na mamy co liczyć na pocieszenie lub ratunek.

Kobieta w mroku z latarką i kotami to alegoria samotności. Zejście do klozetu to także zstąpienie do krainy śmierci lub nawet cuchnącego piekła. Czerwone oczy kotów przypominają o popełnionych przez nas złych uczynkach. Nie ma blasku, nie ma ocalenia.

Cóż, wcześniejszych moich lat nie pamiętam. Wydaje mi się, że byłam spokojniejsza, w przeciwnym wypadku bym pamiętała. Ale teraz jestem uwięziona w mrocznym mieście własnych fobii, lęków, uczuciowego lodu. Światło, jeśli jakieś jaśniało, odjechało w bezkres już dawno. Pozostaje tylko powolne, ale nieustanne, schodzenie do klozetu, czyli do śmierci, a może nawet do miejsca zasłużonej kary. Nie mogę uwierzyć, że przeżyłam i uczyniłam to wszystko. To przecież nie byłam ja. Nie chciałam tego. Nie chciałam.

Wiosna bezlitosna, na szczęście w miarę chłodno. Całą mocą mojej skołatanej duszy przyzywam chmury.