Świadomie
Roza Stamouli
Są chwile, w których myślę, że się uratowałam.
Jednak mylę pamięć z wydarzeniami,
pragnienie ze słowami,
upór z cichym cierpieniem.
Twoją śmierć z radością.
Płomień gaśnie, pamięć pęcznieje.
Są chwile, w których oblężenie trwa,
wszędzie pożar, zgliszcza, dym i popiół.
Są chwile, w których moje wycie
przypomina przerażone echo
zranionego wilka próbującego wyleczyć ranę,
stanąć na nogach, w swojej samotności.
Są tylko chwile…
A myślałam, że się uratowałam.
Przełożył Nikos Chadzinikolau
***
Komentarz Kornelii: Gorzki wiersz nowogreckiej poetki, o której żadnych informacji nie potrafiłam odszukać. Przepisałam z tomiku „Amulet” z 1980 roku, zawierającego wiersze oraz tłumaczenia Nikosa Chadzinikolau. Właściwie poprzedni utwór, pióra Henri Michaux, doskonale, bezlitośnie i dramatycznie mówi wszystko, zamierzałam zatem na nim poprzestać. Cóż mogę bowiem do tego dodać?
Wszystko zostało już powiedziane.
Ostatecznie zdecydowałam, że wstawię jeszcze kilka wierszy, blog będzie jednak stopniowo wygaszany. Nikt nie czyta, ja tylko się starzeję i powtarzam lamentacje z poprzednich wpisów.
Niedobrze przyjmuję te eksplozje wiosny. Miesiąc kwitnących bzów to prawdziwe pasmo tortur. Każdego roku coraz bardziej boli. A przecież w młodości w ogóle nie zauważałam pór roku, żadnych związanych z nimi emocji nie pamiętam. Zapewne obecne pasmo nieszczęść, fobii i neuroz zaczęło się od tej okropnie spływającej materią defloracji. Brrrrr…..
No i jestem sobie neurotyczno-depresyjną wiosenną wdową. Na domiar złego nigdy nie kochałam i nie tęsknię. I nie pamiętam. Ale bryndza.
Wiersz helleńskiej poetki bardzo mi się podoba. Wspaniałe studium cierpienia, samotności, śmierci i daremnych nadziei na ocalenie. Ale iluzje rozwiewają się i pozostaje tylko rozpaczliwe wycie. Tym niemniej ja nigdy nie mam złudzeń, że się uratowałam. Jestem już stracona i tylko trwam, żeby opóźnić.
„mylę twoją śmierć z radością”.
Cóż, raczej nie mylę, wiem, że nie żyją. Nie wierzę, że to naprawdę się stało, ale wystarczy podążyć na cmentarz. Zapewne podświadomie miałam dość tych toksycznych zresztą związków i tak runęła lawina. Czy podświadomie odczuwałam radość, że to już koniec? Nie mogę sobie przypomnieć. Płacz nad otwartym grobem wyszedł mi koncertowo.
Są chwile, w których moje wycie
przypomina przerażone echo
zranionego wilka próbującego wyleczyć ranę,
stanąć na nogach, w swojej samotności.
Cóż, ja też mam chęć sobie powyć, jak już wcześniej wspominałam, tylko, że moje wycie to tylko świadectwo bezgranicznej rozpaczy i lęku, a nie jakiejś próby powstania.
Leżę bezsilnie i obserwuję ziarenka piasku przesypującego się w klepsydrze, powoli lecz nieubłaganie.
No to sobie przynajmniej wirtualne wycie urządzę:
AUUUUUU!! AUUUU!!! AUUUUU!!!
Jak cudnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz