czwartek, 12 maja 2016

Słońce nad parkingiem cierpienia

Ulotka

Tomas Tranströmer

Cicha wściekłość gryzmoli w głąb po ścianie.
Kwitnie sad, nawołuje kukułka.
To narkoza wiosny. A cicha wściekłość
maluje swe hasła na wspak w garażach.

Widzimy wszystko i nic, ale sterczący jak peryskopy
obsługiwane przez strachliwą załogę podziemia.
To wojna minut. Prażące słońce
stoi nad lazaretem, parkingiem cierpienia.

My żywe gwoździe powbijane w społeczeństwo!
Pewnego dnia oderwiemy się od wszystkiego.
Poczujemy powiew śmierci pod skrzydłami
i będziemy łagodniejsi i drapieżniejsi niż tutaj.

Przełożył Leonard Neuger

***

Komentarz Kornelii: Naprawdę wyborny wiersz wybitnego szwedzkiego poety, laureata Literackiej Nagrody Nobla. Zamieszczam bez kategorii, ponieważ zakończenie jest zbyt optymistyczne:

My żywe gwoździe powbijane w społeczeństwo!
Pewnego dnia oderwiemy się od wszystkiego.
Poczujemy powiew śmierci pod skrzydłami
i będziemy łagodniejsi i drapieżniejsi niż tutaj.

Oznacza to, że mimo wszelkich udręk i bólu naszej egzystencji śmierć skrzydlata przyniesie wybawienie lub ukojenie.

Cóż, pragnę, aby tak było, ale pewności przecież więc nie mogę. Niekiedy dręczy mnie wizja, że po tamtej stronie czeka naprawdę cuchnące bagno i trzeba będzie zapłacić za wszystko. Może również stać się tak, że aberracyjne życie zacznie się od podczątku.

Ale utwór Tomas Tranströmer znalazł moje uznanie, ponieważ zdał mi się jednoznacznie antywiosenny.

Cicha wściekłość gryzmoli w głąb po ścianie.
Kwitnie sad, nawołuje kukułka.
To narkoza wiosny. A cicha wściekłość
maluje swe hasła na wspak w garażach.

Czyli ten jakoby cudowny krzyk budzącej się do życia przyrody tak naprawdę wywołuje cierpienia, powoduje wściekłość i gniew. Garaże to symbol mrocznego smutku – hasła na wspak czyli wściekłość jest płonna i daremna. Jest cicha, ponieważ zdajemy sobie sprawę z jej daremności.

Widzimy wszystko i nic, ale sterczący jak peryskopy
obsługiwane przez strachliwą załogę podziemia.

Rozumiem to tak, że wiosenny czas burzy nam zmysły, zaburza percepcję, podsyca drzemiące w nas strachy i neurozy.

To wojna minut. Prażące słońce
stoi nad lazaretem, parkingiem cierpienia.

Wojna minut, czyli wiosną każda minuta może przyprawić o szaleństwo, skłonić do podjęcia ostatecznej decyzji. Prażące słońce nie daje wytchnienia, przekształca życie w jeden wielki lazaret chorób bolesnych i nieuleczalnych.

Cóż, mogę tylko po raz setny już chyba powiedzieć, że ja wiosną też chodzę wściekła, o wiele bardziej niż zwykle. Po prostu nie mogę znieść palącego kontrastu między tym słonecznym, kwiatowym, młodozielonym światem, a własną mroczną i gnijącą duszą. Tak, odczuwam swe bytowanie jak rozpalony parking cierpienia.

W zasadzie powinnam albo się powiesić albo zaprzestać tych godnych ubolewania jeremiad.
A może rytualne lamenty chronią mnie przed stryczkową solucją? Nie wiem.

Dziś znowu koszmarne słońce. Czuję się jak na Saharze. Podobno mają przyjść chmury i deszcz, ale jak dotąd wciąż tylko ten torturujący blask. Kupiłam wielki barometr i usiłuję wywołać wzrokiem spadek ciśnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz