Wreszcie jesienny dzień. Śliczna pokrywa chmur, aczkolwiek mogłyby stać się jeszcze bardziej gęste i ciemne. I daremnie czekam na deszcz – umiem rowerować także w strugach dżdżu, zaś deszcz dokonałby depopulacji rowerowego lasu. Zawsze osiedlam się w takich miejscach, żeby mieć blisko las, ponieważ lękam się jeździć po mieście.
Niestety, ma padać dopiero w nocy, tak, że musiałam przemykać się wśród kijkarzy, spacerowiczów, matek z wózkami, mijali mnie lansujący się sprinterzy w kaskach. Spałam przedtem 13 godzin. Cel – czyli przespanie reszty życia, wydaje się coraz bliższy do osiągnięcia.
Wczorajsze alkoholizowanie się nie okazało się tak zgubne w skutkach, jak się obawiałam. Miałam oczywiście ataki lęku, ale tylko jedną erupcję, taką, która poderwała mnie z łóżka. Przebiegłam się dookoła pokoju i łazienki, a potem znieczulił mnie sen. Mam jeszcze dwa litry cydru lubelskiego i poważnie się na nim zastanawiam….
Rano las zasnuła gęsta mgła, pukała mi do okna. Marzyłam, że rozproszę się, zniknę w tej mgle i nikt mnie już nie znajdzie, nie spotka – ponieważ tak naprawdę nigdy nie istniałam.
Może wiersz Sylvii Plath okaże się odpowiedni. Gorzka mgła mnie otula. Od światła wolę mrok i niebo bez gwiazd.
Zaprzyjaźnię się mocno z cydrem, a potem znów pójdę spać.
Owce we mgle
Sylvia Plath
Wzgórza zstępują w mglistą biel.
Ludzie lub gwiazdy
Patrzą na mnie ze smutkiem, zawiodłam je.
Pociąg zostawia smugę pary.
Opieszały
Koń rdzawej maści,
Kopyta, smętne dzwonki -
Od samego rana
dzień ciemniał.
Jak więdnący kwiat.
Cisza przenika me kości, serce
Topnieje pośród dalekich pól.
Grożą,
Że powiodą mnie w sieroce
Bezgwiezdne niebo, w jego mroczną toń.
Przełożyła Teresa Truszkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz