piątek, 5 września 2014

Wrześniowy upadek

Odebrały mi wczoraj przytomność agresywne zawroty głowy – nie wiem, czy to ze znużenia czy też raczej na skutek wibracji chorego mózgu. Nie pojmuję dlaczego wyszłam jednak na rower. Cienie leśne mnie odebrały mi wzrok, wiatr nie orzeźwił.

Nie wiem, jak to się stało – obudziłam się na prostej leśnej drodze, jak lecę, wolno, jak przez wodę, spadam przez kierownicę. Długo trwało to spadanie. Wyciągnęłam przed siebie ręce i spadałam bez końca, gotowa na katastrofę, strzaskanie czaszki, pęknięcie karku. Nie miałam kasku.  Wreszcie uderzyłam mocno w ziemię, poczułam w ustach smak krwi. Ból przeszył mi rękę, leżałam płasko na wilgotnej ziemi, zastanawiając się, która kość została złamana. Tuż przede mną leżał potrzaskany przedni błotnik. Na domiar złego ktoś był w lesie, podbiegł, chciał pomóc. Poderwałam się ze wstydu, cała brudna, rozczochrana. Wskoczyłam na rower – bez błotnika – odjechałam jak najdalej – torturowana atakami bólu.

Nie byłam u lekarza, zdaje się, że kości całe, ale zostałam dziś w domu, obolała, spuchnięta. Impakt mocno rozerwał mi usta, i to – dziwna sprawa – od wewnątrz. Picie sprawia mi trudność. Mam pokaleczoną prawą dłoń, lewa noga wysyła nieustannie sygnały o cierpieniu.

Obok sąsiad hałaśliwie remontuje, na podwórku wrzeszczą dzieci, nie mam siły wyjść, nie ma dokąd uciec. Ze stresu dzwoni mi w głowie, płoną skronie. Kiedyś tak już spadłam przez kierownicę, ale w trudnym terenie, na wzgórzach, i jeszcze raz na lodzie – ale nigdy na prostej drodze.

Mam już 37 lat – czy więcej nie wsiądę na rower? Przeklęty weekend zapowiada się słonecznie – co z sobą począć? Za mało mi ciemności. Blask słońca generuje rozkład.

Załączam stosowny wiersz, aczkolwiek moja sytuacja nie jest tak fatalna.



Choroba

Marie-Claire Bancquart

W ciele są ścieżki pradawne
które zgłębia każdy przypływ bólu,
źródło po źródle.

Ta nasza dryfująca wyspa
w zażyłości z tajnikami siły trwania
nie może uwierzyć:

od jutra ogłasza się koniec trasy?
Ciało do piachu
oprószone będzie solą nicości?

Każda rana staje się słodka
jako dowód
na istnienie drogi wciąż znanej wśród ciemności krwi.

Pocieszam się:
zanim lód sięgnie duszy,
mam całą śmierć jeszcze przed sobą.

Przełożyła Krystyna Rodowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz