Oda do bogini porannego zmęczenia
Lars Gustafsson
Oczywiście, że jest.
Gdyby „tej” nie było – jakaż inna byłaby bogini?
W pradawnej rzeźbie
z taniego wapienia
albo drogiego zielonego malachitu
jest okrągła, prawie kula
zwinięta do wnętrza
trochę jak wystraszony jeż.
Jej wąskie oczy dopuszczają
tylko groźny promień światła,
który mówi jej, że noc,
jej jedyny przyjaciel,
także on ją zdradził.
Przełożył Zbigniew Kruszyński
***
Komentarz Kornelii – Wspaniały wiersz skandynawskiego poety. Bogini jest potężna – czyż poranne zmęczenie nie jest udziałem milionów ludzi? W zasadzie jestem solipsystką, wyznaję, że poza moją osobą nic nie istnieje, a może także mnie nie ma. Niekiedy wszakże otrząsam się z tego solipsyzmu – tak jak w tej chwili – i myślę o sobie, a także o tych miriadach innych, którzy po nocy, z trwogi przed nadchodzącym dniem, zwijają się w kłębek jak wystraszony jeż. Noc nas zdradziła, bowiem minęła tak szybko. Światło jest groźne, nieprzyjazne, zmusza do zwleczenia się z pościeli. Noce wydłużyły się trochę, ale wciąż są bezlitośnie krótkie, poranne znużenie mnie dręczy, nie mogę spać. Ile razy jeszcze trzeba będzie tak bezsilnie, wśród bólu, żalu i lęku, zwlekać z łóżka? Zmęczenie o świcie jest jak potworna, sina zmora. Budząc się, marzę, że to już zapada noc. Przecież to jakaś powtarzająca się nieustannie tortura. Nie mogę wprost uwierzyć, że jutro znów będzie tak samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz