Dreszcze przyszłości
László Nagy
Och, sto tysięcy okien pękło dziś,
na bruk firanką każde z nich szasta.
Jadło, napoju, muszę od was iść,
oto świat czarnych żył teraz nastał.
Przyszłość w poczwarkę nie umie się już
związać, gdzie pójdziesz – dygocze drżąca,
słoneczne plecy na pysk padłych muz
chmurne, i topór świeci miast słońca!
Przełożył Bogdan Zadura
****
Komentarz Kornelii: Piołunowy wiersz utalentowanego ulubieńca Muz z węgierskiej puszty. László Nagy (1925-1978) urodził się w rodzinie wieśniaczej. Krytycy chwalą jego bogactwo metafor, wrażliwość moralną, otwarcie na perspektywę metafizyczną. Tłumacz Tadeusz Nowak napisał: „László był przecież całą ogromną instytucją, ostateczną ucieczką, wyrocznią tego wszystkiego, co węgierskie, narodowe, ludowe, najbardziej ludzkie i ludziom przyjazne”.
Jak dla mnie utwór o lęku przed przyszłością, która nie może przynieść niczego dobrego.
Och, sto tysięcy okien pękło dziś
Czyli doszło do smętnego życiowego przełomu, druzgoczącego nieszczęścia.
Jadło, napoju, muszę od was iść,
oto świat czarnych żył teraz nastał.
Czas pożegnać doczesne przyjemności, nadchodzące dni, miesiące i lata będą czarne i ponure.
Przyszłość w poczwarkę nie umie się już
związać, gdzie pójdziesz – dygocze drżąca
Można więc spodziewać się tylko bólu i cierpienia. Wcześniej umiało się jeszcze jakoś przetrwać, obronić, zwinąć w kłębek. Teraz został tylko lęk i drżenie ze strachu.
i topór świeci miast słońca
Metafora jednoznaczna. Nie będzie już świtu, lecz ostrze spadnie na nasze szyje.
Cóż, jak też miałam w życiu kilka niszczących przełomów. Jadła i napoju się nie wyrzekam. Spożyłam ostatnio w restauracji chorwacką zupę rybną, popiłam białym winem.
Ale to tylko próżna ucieczka przed światem czarnych żył. Chowam się pod kołdrą i drżę ze strachu.
Boję się przyszłości – jak pisałam już kilkakrotnie.
Same smoliste wizje.
Rodzice umierają i nie umiem urządzić pogrzebu.
Jeden rodzic umiera i muszę wrócić do domu – nie poradzę sobie z tym domem.
Dostaję wylewu i leżę sparaliżowana, aż w końcu umieram z pragnienia.
Dochodzi do ostatecznej utraty pamięci, wyrzucają mnie z pracy i umieram z głodu – tego lękam się może najbardziej.
Muzy upadły na pysk – nie potrafię osiągnąć dobrodziejstw eskapizmu nawet w teatrze, tylko picie jeszcze jakoś pomaga.
Ech, topór bez wątpienia opadnie na szyję, nie wiadomo tylko, kiedy to się stanie. Przyszłość w poczwarkę nie umie się już związać. Wcześniej radziłam sobie lepiej. Ale bryndza…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz