sobota, 12 marca 2016

Wina na ramionach zmarłych

Marie Lundquist

Złożyłam winę
na ramiona zmarłych

przenieśli ją
przez granicę

jak małą
zgubioną rękawiczkę

rozum zamknął
sen drzwiami z liści

na skobel z wikliny

Przełożył Zbigniew Kruszyński

****

Komentarz Kornelii: Pełen melancholii wiersz urodzonej w 1950 znakomitej szwedzkiej liryczki. Marie Lundquist przez 15 lat pracowała jako bibliotekarka, zanim zdecydowała się wysłać do redakcji duńskiego pisma literackiego swoje wiersze.

**

W wywiadzie dla magazynu „Kultura liberalna” Marie tak wyjaśniała swoją twórczość:

Słowo samotność znajduje się w tytułach dwóch moich książek. Nie jestem autorką rzeczy kolektywnych. W moich wierszach jest ja – ewentualnie jakieś ty.

Wina.

Po części posiadam silne, osobiste poczucie winy, ponieważ moja mama popełniła samobójstwo, kiedy byłam nastolatką. Z drugiej strony poczucie winy budzi we mnie współczesność. Wciąż przypomina o sobie, każe mnie – dobrze mającej się mieszkance Europy Zachodniej – porównywać moją sytuację z sytuacją tych, którzy nie są takimi szczęściarzami jak ja.

Śmierć.

Chciałabym wypisać się z tego słowa, ale zdaje się, że wszystko, co piszę, zawsze zwęszy śmierć, nawet jeśli dążę do czegoś innego. Śmierć jest i pozostanie czymś niezrozumiałym, co wciąż pragnę odkryć, na czym chcę się oprzeć, nigdy nie mogąc dotrzeć do jakiejkolwiek jasności w tej kwestii.

Rozmawiała Justyna Czechowska

***

Cóż, nie wiem, jak interpretować ten utwór. Czy złożenie winy na ramiona zmarłych oznacza oczekiwanie, że udzielą nam przebaczenia? A może, że w ogóle będzie nam przebaczone przez jakąś tajemniczą Najwyższą Instancję?

Zapewne właśnie przebaczenie ze strony zmarłych, za których śmierć w jakimś sensie ponosimy odpowiedzialność, oznaczają wersy:

przenieśli ją
przez granicę

jak małą
zgubioną rękawiczkę

zaś rozum powinien zamknąć, zablokować senne koszmary, ponieważ nie można zmienić tego, co się stało. Ale skobel z wikliny jest giętki, a drzwi z listowia delikatne, więc koszmary i wyrzuty sumienia powrócą.

Cóż, ja jestem jeszcze bardziej obciążona, niż Marie Lundquist. Zablokowana i pełna lęku, nie potrafię pisać. Ze strony moich zmarłych nie obawiam się potępienia, byli dobrzy, wielkoduszni, wrażliwi. Sami podjęli decyzję (aczkolwiek mój udział w dramacie jest niezaprzeczalny).
Nie mam poczucia winy wobec żyjących w nędzy Afrykanów czy uchodźców – świat materialny nie jest sprawiedliwy, zresztą, mimo ubóstwa, wielu z nich z pewnością jest szczęśliwszych ode mnie.
Odczuwam trwogę tylko przed końcem, jakimś abstrakcyjnym Sądem, bezsensownym bilansem mojego absurdalnego życia, bólem fizycznym.
Powinnam otrząsnąć się i iść naprzód, zamknąć blog, nie egzaltować się swoim tragizmem, jako, że to wszystko już się dokonało, a mogę mieć przed sobą jeszcze wiele lat (brrrr….).
Niekiedy udaje mi się zapomnieć, nawet na długo, staję się pustką. Ale skobel jest giętki, wciąż i wciąż uwalnia zamykane przez rozum lub mechanizmy obronne dławiące hologramy przeszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz