środa, 18 września 2013

Jak zostałam zdeflorowana II

…i pomyślałam sobie nagle, jak osobliwy, żałosny widok sobą przedstawiam – w windzie, sama, przerażona, cała w trupiej bieli, pochylona z dłonią pod majtkami, nawilżająca sobie wrażliwą, boleśnie delikatną różę kobiecości….

Jeśli kiedyś sama zobaczę siebie w tym upodlającym położeniu, z pewnością hańba mnie zabije, zamrozi, unicestwi.  Ale przecież wtedy już będę martwa.

Czyż Czesław Miłosz nie pisał:

Ustawią tam ekrany i nasze życie

Będzie się ukazywać od początku do końca

Ze wszystkim, co zdołaliśmy zapomnieć,

jak się zdawało, na zawsze,

****

Czy więc powinnam się bać, że zobaczę siebie, jeszcze-dziewicę w windzie, kiedy już znajdę się na drugim brzegu Styksu? Nie, Miłosz nie może mieć racji!. Po śmierci, która oby nadeszła jak najszybciej, wszystko zgaśnie jak ekran wyłączonego telewizora. Ogarnie mnie nicość z której wyszłam i do której coraz bardziej zdecydowanie i skwapliwie zmierzam.

Ale jeśli wizja poety się spełni? Jeśli moje upadki, występki i windowe nawilżanie zostaną wyświetlone na ekranach? Wciąż i wciąż, bez przerwy, a będę to widzieć nie tylko ja, ale całe gromady zanoszących się szyderczym śmiechem demonów?

Ach, to już stało się i nie zmienię przeszłości. Tego dnia moje anatomiczne dziewictwo uległo anihilacji. Dziewictwo spirytualne lekkomyślnie i niefrasobliwie utraciłam już wcześniej.

Gdy winda, wioząca mnie na obfitą w krew egzekucję, już dojeżdżała (na szczęście nikt nie wsiadł), uzmysłowiłam sobie, że działam nieco tak, jak Esther Greenwood, bohaterka powieści „Szklany klosz” genialnej samobójczyni Sylvii Plath. Zdanie, która w niej napisała, w przeważającej części odnosi się także do mnie:

****

Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem.

****

Ale gdy drzwi windy już miały się otworzyć, przyszedł mi na myśl inny cytat z tej noweli: Oto pragnąca uwolnić się od brzemienia dziewictwa dziewczyna wyznaje:

…żeby nie zaplątać się w coś poważniejszego, chciałam to załatwić z zupełnie nieznajomym człowiekiem, z którym nie musiałabym utrzymywać w przyszłości żadnych towarzyskich stosunków. Jednym słowem, ze stworem bezosobowym, podobnym do kapłana, który odprawiłby na mnie ceremonialny rytuał, jak w opowieściach o obyczajach prymitywnych szczepów”…

Doszłam to przekonania, że właśnie Sebastian spełnia warunki na kapłana-defloratora. Nagle w falującą podnieceniem i lękiem wciąż dziewiczą pierś wbiła mi się rozpalona igła wyrzutów sumienia. Traktuję przecież Sebastiana-człowieka, jak narzędzie do swoich celów, a tego z żadną jednostką ludzką nie powinno się czynić. Zamarłam, kaskada myśli przemknęła mi przez mózg – może powinnam zawrócić i sforsować wąskie, wciąż nietknięte przejście wibratorem? Czyż autodefloracja nie była najbardziej odpowiednia dla tak introwertycznej i niedostępnej istoty, jak Kornelia Królowa Śniegu?

W tej chwili poczułam, jak zbyt obficie zaaplikowany nawilżacz spływa z kwiatu mojej dziewczęcości i szuka drogi po pokrytej gęsią skórką powierzchni uda, z pewnością zostawiając na białej rajstopie wilgotny szlak…

Zrozumiałam, że za późno jest ucieczkę. Dziś Kornelia poddana zostanie rytuałowi i złożona w bolesnej ofierze.

Znowu wstrząsnęła mną erupcja lęku. Przypomniałam sobie, że podczas utraty dziewictwa Esther Greenwood poczuła tylko przykry ból, a potem krew płynęła z niej tak obficie, że wypełniła pantofelki i dopiero w szpitalu lekarz powstrzymał wzbierający strumień młodej krwi. Wcześniej Esther i jej przyjaciółka musiały wzywać pogotowie. Ciekawe, czy Sebastian odważyłby się na to? Wprawdzie lekarz w noweli „Szklany klosz” mówił, że to przypadek jeden na milion, ale byłam niemal pewna, że stanę się tą „wybraną”.

Już miałam zwrócić się do ucieczki. Zamiast tego śmiałym krokiem wyszłam z windy i zadzwoniłam. Byłam niezłomna jak Maria Antonina na widok kata czekającego przy gilotynie….

Tak, może dokończenie nastąpi innym razem. Dziś ogarnia mnie zmęczenie i smutek z powodu tragizmu życia, kompletnej atrofii uczuć  i pasma  popełnionych błędów. Na szczęście menstruacyjna burza ucichła. Tylko z oddali słyszę ostatnie jej odgłosy, coraz słabsze i mniej niebezpieczne. Poczułam się jak po kąpieli w odmładzającym źródle. Ale za trzy tygodnie czeka mnie kolejny seans tortur. Może by tak usunąć atrybuty mojej kobiecości operacyjnie???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz