Mam na imię Kornelia, imię to wprawia mnie w głęboką, pełną psychicznych wstrząsów i kraks zadumę. zadumę. Na świecie żyje, doświadcza trosk, lęków, neuroz, rozkoszy i upadków egzystencji, wiele tysięcy Kornelii, z różnymi wariantami tego imienia. To moje siostry,kocham je, chciałabym dać im wszystko, co dobre i szczęśliwe. A jednak jestem jedna, niepowtarzalna, samotna w świecie, unikalna w swoim jestestwie. Tak bardzo chciałabym zobaczyć rzeczywistość oczami innych Kornelii, połączyć się z nimi intelektualnie, zaznać ich uczuć, uniesień i zwątpień.
A przecież to niemożliwe. Drugi człowiek to niezgłębiona tajemnica. Jak wygląda rzeczywistość, widziana oczyma innej osoby ludzkiej? Czy w ogóle jakaś istnieje? Czy świat nie jest tylko ułudą, tworzoną przez mój umysł? Czy nie jest snem tylko, marzeniem, majakiem? Jeśli się obudzę, może wszystko zniknie. Może zniknę także ja, rozwieję się z wiatrem, opadnę w nicość z obłokiem porannej mgły?
Jestem młodą jeszcze kobietą. Każdego dnia dźwigam z trudem, wysiłkiem i mozołem brzemię kobiecości, każdego dnia coraz cięższe, miażdżące, okrutne, brzemię, które niekiedy przyprawia mnie o gorączkę obłędu.
Ach, jak bardzo chciałabym stać się czystym intelektem, eterycznym, wiecznotrwałym, nie podlegającym czasowi. Ale jestem szybko przemijającą istotą z protein i węgla, osobowością, która istnieje na skutek burzy sygnałów elektrycznych, hormonów, neurotransmiterów w mózgu. Kobiety są bardziej fizjologiczne, niż mężczyźni, bardziej bezbronne wobec czasu.
Zdefiniowane przez macicę, jajniki, jajeczka wypływające z regularnością zegara, bez miłosierdzia odmierzającego czas….
Ach, jaka kaskada przepełnionych bólem i upokorzeniem wrażeń zatapia mnie, gdy nadchodzi czas okresu. Leżę wtedy obnażona na łóżku, obok na stoliku lecznicy wywar z ziół, który nie przyniesie ukojenia. Cierpienie chwyta mnie w swoje kolczaste ramiona, podbrzusze płonie żarem, pulsuje jak kula gorąca, neurony nieustannie ślą do skołatanego mózgu miriady komunikatów o cierpieniu. Z rozpalonego czoła płyną słone strumienie, kropelki potu perlą się na białych zboczach piersi. Oddycham szybko, biust nasycony udręką faluje pełen bezradności. Czuję, jak w moim wnętrzu tampax wypełnia się krwią. Mam drżące nogi, uginają się pode mną, kiedy próbuję wstać do łazienki, przytrzymuję się mebli, próbuję wspierać o ściany, nagle osuwam się na dywan, naga, odsłonięta, muzyka relaksacyjna z płyty otula mnie jak całun, na jedwabistej, bladej skórze wewnętrznej części uda pojawia się strużka krwi, jak zwiastun nieuchronnego przemijania i rozkładu.
Siedem dni miesiączkowych udręk, tortur okresu, upokorzeń zmienianych tampaksów jest zniewagą dla mojego intelektu, śmiertelną obrazą godności osoby ludzkiej, obelgą dla rozumu, jakże wysoką, płaconą co miesiąc ceną za to przerażające istnienie….
A jutro będę przecież musiała, przepełniona paracetamolem, abominacją i wstrętem, wstać rano z tego bolesnego łoża, ubrać się, uczesać, nałożyć makijaż i podążyć do ludzkiego trudu – do pracy…
Czy doda mi otuchy myśl o innych Korneliach, moich siostrach, którym taka sama przypadłość wprawia w chaos emocje, miesza rozum, osłabia percepcję i kolana?
Nie, nie chciałabym być mężczyzną!!! Nie chcę być ani mężczyzną ani kobietą, istotą zdefiniowaną płcią, zmuszoną do określonych zachowań przez gender i cykl miesięczny, absurdalny układ pokarmowy i interakcję ustrojowych płynów. Jestem Kornelia! Wolna! Intelektualnie wieczna! Równa bezcielesnym aniołom!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz