Dziś wczesnym świtem szary, niemal nocny jeszcze świat otuliła mgła. Zasnute mgielnymi pasmami drzewa wyglądały jak błędne widma. Domy w gęstych obłokach straciły swą zwyczajność, stały się fantomami z przedziwnego snu, w których znalazły schronienie umarłe dusze. Postanowiłam, że wejdę w mgłę, rozproszę się wraz z nią, zagubię w mlecznej poświacie i nikt mnie więcej nie zobaczy. Ale bezlitosne słońce szybko uniosło się wysoko i wypaliło mgielny całun. Kornelia stworzona z mocniejszej, mniej subtelnej substancji okazała się odporna na promienie.
Wczoraj przeczytałam do końca Dzienniki Katherine Mansfield. Zapisały mi się w pamięci te słowa (bez daty): „Nie ma granic ludzkiego cierpienia. Gdy ktoś pomyśli: „Osiągnąłem dno morza – nie zatonę już głębiej”, tonie dalej. I tak jest zawsze”.
K.M. utrwaliła też wiele pogodnych impresji, uczuć i wrażeń. Ja zbieram te najbardziej mroczne.
Może dzięki wejściu we mgłę poczułam się dziś lepiej. Czas więc na następną część defloracyjnej opowieści.
Grzechy zostały zapisane, a długi muszą być spłacone.
**
W jednej chwili oblałam się karminem wstydu. Paląca czerwień z policzków spłynęła na szyję, sparzyła żarem piersi, wydało mi się, że nawet moje stopy płoną. Jak spłoszona łania wskoczyłam do łóżka i zasłoniłam kołdrą aż po oczy.
Sebastian włączył muzykę. Zamierzałam wcześniej go poprosić, aby dokonał defloracji przy dźwiękach jazzu czy może „Czterech pór roku” Vivaldiego. Nie zdobyłam się wszakże na to, uznałam, że muzyka poważna może odebrać mojemu junakowi męską krzepę, bowiem zapewne nigdy przedtem nie słyszał czegoś takiego.
Obecnie jestem zdania, że mojemu rozstaniu z hymenem powinno towarzyszyć Requiem Mozarta. Defloracja wprawiła przecież w ruch lawinę wszystkich moich nieszczęść.
Powinnam była też okazać się bardziej asertywna. Jurny deflorator zgodziłby się na wszystko, bylebym tylko okazała się gotowa mu ulec.
Nowoczesny Sebastian włączył jakieś techno. Pokój wypełniło łomotanie jak z fabryki traktorów nad Kamą, której pracownicy, zagrożeni wysyłką do łagru, mozolą się, by wykonać plan. Przemknęło mi przez umysł, że to stosowne do mojego położenia pseudomuzyczne hałasy. Defloracja ma wiele wspólnego z łomotaniem, młotkowaniem, walcowaniem, trasowaniem, wierceniem, zaś jeśli nie uda mi się powstrzymać westchnień, skarg i narzekań, spowodowanych przez ból penetracji, bębny i wrzaski z głośnika zagłuszą je nader skutecznie.
Ale mimo tej tragikomicznej sytuacji zachowałam resztki godności i dumy. Głosem brzmiącym jak z sarkofagu, tym niemniej stanowczym, przypomniałam pośpiesznie zrzucającemu przyodziewek „partnerowi”, że umówiliśmy się tylko na inwazję waginalną. Gdyby podjął próbę defloracji także moich ust, z całą pewnością w obronie posłużę się zębami. Nie miałam jednak pojęcia, co uczynię, gdyby mój żwawy pitekantrop oszalał i spróbował sforsować także analny pasaż.
Lubieżny niewolnik zmysłów Sebastian ściągnął bokserki i stanął w całej swojej glorii. Jestem pewna, że umyślnie zajął pozycję w świetle lampki, żebym mogła podziwiać i drżeć w oczekiwaniu na cud spełnienia. Męską chwałę nieco minimalizował fakt, że deflorator nie zdjął jednej ze skarpetek.
Podczas przygotowań do dziewczęcego rytuału przejścia przezornie obejrzałam nieco zdjęć i kilka filmów pornograficznych, tak, że mniej więcej wiedziałam, co mnie oczekuje. Mimo to widok, który ujrzałam, wprawił mnie w wielkie osłupienie. Męskość Sebastiana prężyła się, butna i groźna, opleciona żyłami, w których pulsowały zwierzęce moce. Penis zwiastował rozdzieranie, przebijanie i ból, mimo to wydawał mi się groteskowy, pretensjonalny i śmieszny.
Hymenofobia ustąpiła, miałam ochotę wybuchnąć perlistym śmiechem.
Zamiast tego powtórzyłam w umyśle teorie pryncypialnych feministek, zgodnie z którymi penis ukształtowany jest jak broń, przeznaczona do krzywdzenia i maltretowania kobiety, zaś prawdziwa wyznawczyni feministycznej ideologii powinna uprawiać lesbizm. Wyszeptałam zza kołdry głosem przepojonym rezygnacją:
NAJPIERW ZAŁÓŻ GUMKĘ!
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że dzięki „szczęściu”, które tak wiernie towarzyszy mi w życiu, mogę nie tylko stracić kwiat dziewictwa, ale także otrzymać w darze jakże zjadliwe wirusy HIV lub podobne destrukcyjne drobnoustroje. Wybrałam defloratora czystego i zadbanego, ale w końcu któż to może wiedzieć? Sebastian z pewnością nie był adeptem cnót czystości i umiarkowania.
Równie złowieszczą alternatywą było to, że podczas erotycznej inicjacji zajdę w ciążę – w mojej macicy zagnieździ się wygłodniały embrion. Macica rozedmie się jak balon, będę wymiotować i walczyć z dręczącymi atakami mdłości przez całe dziewięć miesięcy oczekiwania na radości macierzyństwa. Nie potrzeba dodawać, że nie dopuściłabym do tego – wolałabym umrzeć, niż wydać na świat kolejnego niewolnika materii.
Sebastian okazał się pod tym względem człowiekiem godnym zaufania, chociaż jemu od virgo intacta nie groziła złowroga infekcja. Zręcznie nałożył prezerwatywę, cały czas spoglądając na mnie jak lew na konającą ze strachu gazelę.
Prezerwatywa miała znakomicie odzwierciedlający moją sytuację kolor żółty – żółty to barwa zdrady i hańby…
Młodzieniec stał tak, z naprężoną i ogumioną męskością, w jednej skarpetce, jak inkarnacja absurdu. Twarz jego przybrała barwę dobrze ugotowanego buraka, Z kącika ust pociekł mu strumyczek śliny (Może tylko sobie to wyobrażałam, ale jestem gotowa przysiąc, że tak było!). Spostrzegłam w mojej imaginacji, jak szare komórki, inteligencja, umysł, intelekt Sebastiana błyskawicznie wypłynęły z jego mózgu, zostawiając pustą skorupę – wszystkie skupiły się w penisie. Czy powinnam tu powtórzyć banalną prawdę, że w niektórych sytuacjach mężczyzna myśli organem seksualnym?
Ze szczerym żalem muszę wyznać, że deflorator zapewne nigdy nie słyszał o męskiej depilacji czy chociażby kosmetycznych postrzyżynach. Muskularne nogi, klatkę piersiową, a nawet górną część stóp, o miejscu intymnym nie wspomnę, pokrywała mu gęsta szczecina. Mój chwat byłby dumą każdej farmy zwierząt futerkowych. Przypominał pełnego seksualnego zapału szympansa, którym w 97 procentach genetycznie w rzeczy samej był. Jeszcze chwila, a zacznie uderzać się pięściami w piersi i rzuci mi gestem dominującego samca kiść dorodnych bananów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz