Z przyczyn, których nie potrafię rozpoznać, nie czuję się dziś dobrze. Nie doświadczam bólu, ale jakiś słony smutek nie pozwala zaczerpnąć oddechu. Zapewne wysokie fale złej energii wznoszą się irracjonalnie.Wyszłam na spacer, ale w ogóle nie miałam siły dostrzec tego, co się wokół mnie dzieje.
Zamieszczę tylko wiersz, który mi się podoba. Kolejną część opowieści defloracyjnej napiszę może wieczorem, albo najpewniej jutro, jak mi będzie lepiej. A oto wiersz:
**
Stewart Conn
Samobójstwo
Mogła rzucić się
Pod pociąg
Na najbliższej stacji, i mógł ją zdjąć
Z toru “człowiek z żelazną sztabą”.
Do wyboru miała gaz,
Zbyt dużą dawkę, nóż
Wbity w żyłę w przypływie pasji.
Zamiast tego samotnie przyleciała
Samolotem, kupiła bilet
Na wyspę i wyruszyła
Na spacer po karłowatym wrzosie
W kierunku Rackwick. Gdzie nagie
Skały najbardziej strome, przekroczyła je.
Znaleziono ją: wszystkie kości
Połamane, miednica wbita w ramiona.
Po co tyle zachodu
Jeśli inne sposoby wydają się prostsze?
Skąd ten nieludzki spokój?
Czy nieuchronnie musiała się tu
Znaleźć czy też, jak u Kareniny, było to sprawą
Nakładania się błędu na błąd
Aż po kres męczarni -
Błaganiem, kiedy spadała,
By można jej było wybaczyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz