środa, 30 lipca 2014

Słońce porażało jak przekleństwo

Samobójstwo przy Egg Rock

Sylvia Plath

Poza nim kiełbaski pękały i topiły się
Na rożnach, a bagniste równiny barwy ochry,
Cysterny gazu, kominy fabryk – cały niedoskonały
Krajobraz, którego częścią były jego wnętrzności –
Falował i pulsował w szklistym wynurzeniu.
Słońce porażało wodę jak przekleństwo.
Brakło cienistej jamy do ukrycia,
A jego krew wybijała odwieczny rytm
Jestem, jestem, jestem. Dzieci
Piszczały, gdy grzywy rozbijały się i pył wodny
Zerwany wiatrem z grzbietu fal wirował,
A kundel biegł galopem i przynaglał
Stado mew do wzbicia się nad mierzeją.

Jego ciało głuche i oślepione
Tliło się wyrzucone z odpadkami morza,
Machina dysząca i wiecznie pulsująca.
Muchy wchodzące przez oczodół martwej rai
Brzęczały, atakując sklepienie czaszki.
Słowa w jego książce opuszczały stronice.
Wszystko błyszczało jak czysty papier.

Wszystko kurczyło się w żrącym blasku
Słońca prócz Egg Rock na tle błękitnej pustki.
I wchodząc w wodę słyszał fale
Zapomnienia na rafach przybrzeżnych spienione.

Przełożyła Teresa Truszkowska

Ostateczna przegrana

Poddaj się

Rose Ausländer

Sen
żyje
moim życiem
do końca

Przełożył Ryszard Wojnakowski

wtorek, 29 lipca 2014

W sidłach bezlitosnego czasu

Pajęczyna

Monika Taubitz

W twoje, pajęczyno czasu,
wpadłam sidła.
Po szczeblach drabiny
kruchych
w dół
do wnętrza.

Przełożyła Justyna Kubocz

niedziela, 27 lipca 2014

Nadmorska samoudręka

Oddawałam się lekturze dzieła „O niedogodności narodzin” Emila Ciorana. W najwyższym skupieniu rozważałam w sercu następującą myśl filozofa mroku: „Jeśli przeznaczona ci jest samoudręka, nic ci w tym nie przeszkodzi: drobnostka będzie tu motywem równie dobrym, jak duże zmartwienie. Pogódź się z tym, że będziesz się gryzł przy każdej okazji; taki twój los”.

Z pewnością takie jest również moje wielołzawe przeznaczenie. Wciąż jestem nad morzem. Nie mam pełnego urlopu, przysyłają mi pracę z korporacji. Te obowiązki zajmują mi jakieś trzy dni w tygodniu po kilka godzin. Cieszę się, że mam zajęcie – mogę zarobić na pobyt, a także zapełnić czas, zagłuszyć absurd mojej paranoidalnej egzystencji.

Niemal każdy świt przynosi ze sobą falę lęku, drżę pod kołdrą jak brzoza w wichurze. Wcześniej, gdy niekiedy miałam jeszcze w łóżku towarzysza lub towarzyszkę, przywierałam w takiej sytuacji do drugiej osoby z całej siły, wzmocnionej przez strach. Reakcja zazwyczaj nie była przyjazna: „Dlaczego znowu się mnie trzymasz jak koła ratunkowego?!”

Z taką dominującą Bellą umówiłam się przed laty, że będzie mogła wysmagać mnie bezlitośnie trzcinką, napoić złotym deszczem, z umiejętnego serwisu oralnego Kornelii korzystać do woli. W zamian kładła się na mnie, gdy leżałam na wznak. Obejmowałam ją rękami i nogami jak mogłam najmocniej, trzęsłam się ogarnięta grozą, targały mną spazmy.

Pomogło? Jeśli tak, to w niedostrzegalnym stopniu. Mieszkałam z Bellą tylko trzy tygodnie, potem wstałam i wyszłam niemal bez słowa.  Ogólnie kobiet boję się nieco mniej niż mężczyzn.

Może powinnam sprawić sobie wielkiego pluszowego misia i do niego, przepojona rozpaczą, się przyklejać?
Albo wreszcie wziąć lekarstwa? W pobliżu mojego miejsca zamieszkania jest wielka klinika leczenia lęku. Dlaczego nie korzystam z okazji?

Kiedy oderwę się od łóżka, jest już lepiej. Może kiedy spaceruję w kolorowej, letniej sukience, oryginalnym, wielkim kapeluszu, wyglądam nawet na szczęśliwą. Lęk tłumię chłodnym, białym winem w plażowym barze, albo na tarasie restauracji. Gdyby nie konieczność świadczenia pracy, chodziłabym nieustannie zawiana.

Pokryta zbroją kosztownego kremu, próbowałam nawet się plażować. Piasek natychmiast niesfornie powciskał się w miejsca, o których skromność nie pozwala mi pisać. Mogę więc spędzać czas nie tylko na intensywnej depilacji i pokrywaniu delikatnej skóry kremem,  ale także na mocno uciążliwym procesie odpiaszczania..

Patrzę na błękitnozielone morze, szczęśliwych ludzi, śmiejących się za barwnymi płachtami parawanów, żeglujące do portów statki. Ale na horyzoncie zamiast nieba widzę trupiobiałą ścianę, a na niej ogromny, smolistoczarny napis: „KIEDY SIĘ TO WSZYSTKO WRESZCIE SKOŃCZY?”

sobota, 26 lipca 2014

Wyjałowiony świat

Niczym upiorny owoc

Endre Rózsa

Niczym upiorny owoc
co pożarł własne drzewo
zanim na ziemię spadł

już go nie mogę strząsnąć
i rośnie w moim sercu
wyjałowiony świat

Przełożył Jerzy Snopek

piątek, 25 lipca 2014

Alienacja wśród parszywych chwastów

park publiczny

Nóra Ružičkova

toczą się słowa jak krople wody po natłuszczonych piórach
gubię się w spływającej skórze cudzoziemca. meble
z których w południe wznoszę jarmarczny kram
wyganiam parszywe chwasty na zamglony brzeg mowy
rozmijam się z dniem dzisiejszym, przypadkowym przechodniem
na peryferiach dnia wczorajszego. wlokę się do parku publicznego
gdzie: nie nawiązuję kontaktów, nie zapuszczam korzeni
nie rozwijam rozpoczętego, nie pozwalam się karmić
nie dziękuję, nie pozdrawiam, tylko nie przerywaną ciszą
oddycham, więc nie można z pewnością powiedzieć
do którego z wielu gatunków właściwie należę

Przełożył Franciszek Nastulczyk

czwartek, 24 lipca 2014

Tylko zmarszczki i obwisły biust

W szeroko znanym barze w miejscowości Seacaucus

X.J. Kennedy

W szeroko znanym barze w miejscowości Seacaucus
Dama w futrze ze skunksa, szarmu tęgi dość okaz,
Wstała chwiejnie – znad kufli wszyscy oczy podnieśli –
Wzniosła paluch i z mocą uderzyła w ton pieśni:

„Czy ktoś, kto mnie dziś okiem próżno w pasie chce objąć,
Wie, ze byłam ja damą dumną oraz czcigodną?
Świątynię mego ciała pchała w łapy łachudrów
Tylko twarda konieczność – koszt rzęs sztucznych pudrów!

Biel mej łydki sławili ludzie mądrzy i prości: „Bije toto łabędzia o półtorej długości!”

Jedwab mojej chusteczki wyborowej był marki
I spływały weń róże herbaciane, nie smarki.

Miałam rzeczy ze złota: siedem zębów, spluwaczkę,
Obcinacz do hawańskich cygar i wykałaczkę;
A tysiąc dolarowym przypalałam banknotem
Cygaro – o sam popiół chłopy biły się potem!

Dla mych manier i wdzięku każdy podziw miał wielki:
Zamiast z beczki, ciągnęłam piwo zawsze z butelki;
A kiedy kęs befsztyka w koral ust swoich wetkła,
Ocierała je świeżo prasowana serwetka.

Na wyścigi, nie licząc się z wydatkiem szalonem,
Jeździłam limuzyną z barem i patefonem –
Taką długą, że mimo ogromnego kół pędu
Trwało sześć minut, zanim znikłam z oka zasięgu.

Konie zaś uwielbiałam tak, że – co tu ukrywać!
Obstawiałam je wszystkie: nie znosiłam przegrywać!
Kapitały stopniały w szybkim tempie; a zdrowie?
Niech ten żylak na udzie na pytanie odpowie.

Dziewczę młode, pamiętaj: piękność zwiędnie i minie,
Podobna pod tym względem róży lub koniczynie;
Z dala od barowego stołka trzymaj więc zadek
I jak najprędzej za mąż wyjdź na wszelki wypadek.

Bo gdy Czas na przejażdżkę bierze nas swoim fordem,
Może, jeśli z łapami zbyt się pcha, dostać w mordę,
Lecz wysadzi z auta – i za cały swój honor
Mamy zmarszczki i cycek jak oklapły muchomor”.

Wszyscy kufle podnieśli, tylko facet za barem
Podniósł raczej słuchawkę; nie minęło chwil parę,
A patrol brał ją, ślącą z ust całusy, a z piersi –
Ryk pieśni, żegnającej bar w Seacaucus, New Jersey.

Przełożył Stanisław Barańczak

środa, 23 lipca 2014

Strzępy VIII

„…wskoczył do pudełka, bo ten dzielny kowboj to przecież kukiełka…”

Jutro też będzie okropne

Przeczekane

Charles Bukowski

to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.
niezależnie od tego co robisz
wszystko pozostaje takie same.
koty odsypiają, psy nie
szczekają,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.

nawet nic nie umiera,
po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
nie słychać nawet wody
ściany stoją sobie
a drzwi się nie otwierają.
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.

przestało padać,
nigdzie nie słychać syren,
bateria w zegarku wyczerpała się,
w zapalniczce zabrakło benzynki,
to po prostu powolny dzień zmierzający ku powolnej nocy.

po prostu więcej czekania w powolny dzień zmierzający
ku powolnej nocy.
jakby jutro nigdy nie miało nadejść
a kiedy nadejdzie
całe to cholerstwo zacznie się od początku.

Przełożył Jacek Szafranowicz

wtorek, 22 lipca 2014

Strzępy VII

„…to są brzegi zimnej, skalistej Norwegii. Tutaj, mucho, nawet latem wieją wiatry lodowate…”

Śpiew żałobny

Safona

fragment 140

Kiprydo, słodki Adonis umiera! Co czynić?
Bijcie się w piersi, dziewczęta, i rozerwijcie chitony!

Przełożyła Janina Brzostowska

poniedziałek, 21 lipca 2014

Strzępy VI

„…będziemy was czekać w lesie. Do widzenia, smyki!”

Moje sny wymarły

Późny gość

Jeannie Ebner

Gdy wstępujesz w ten dom, bądź ostrożny!
Podłogi zbutwiałe, nadwątlone schody,
ktoś wszystko zrabował.
Być może była wojna i żołdacy
grasowali w tych pokojach?

Śniło mi się, że ten dom jest statkiem,
rozpięłam żagiel, podniosłam kotwicę,
on jednak nie ruszył się z miejsca.
Stał tu, zestarzał się i zmurszał.
A moje sny, wielka prastara rodzina snów
wymarła.

Jeśli cicho przystaniesz, nie rozpalisz światła,
być może będziesz mógł wśród rusztowania
ujrzeć mą duszę. Ona śpi
głową w dół, pomarszczona i w dzień ślepa
z fałdami skrzydeł, niczym nietoperz pod dachem.
Mówią, że może ulecieć.
Późno wstąpiłeś w moje progi.

Przełożył Jerzy Danielewicz

niedziela, 20 lipca 2014

Strzępy V

… a na wiosnę z pana Sopla znów się zrobi panna Kropla…

Stopnie mojego upadku

Dwoisty potwór

Janos Pilinszky

Przyciśnij do siebie. Nieważne kogo,
nieważne co, przecież zaraz
i tak odtrącisz.

Odtrącasz, żeby znowu
obejmować kogokolwiek-cokolwiek,
przemierzając stopnie swego upadku,
dwoisty potworze.

Przełożył Jerzy Snopek

sobota, 19 lipca 2014

Strzępy V

„…kuli srebro lśniące na rycerskie zbroje, na lichtarze gorejące, na pańskie pokoje…”

czwartek, 17 lipca 2014

Strzępy III

„…i koronę z lilii wodnych upleciemy w każde rano…”

Chciałabym zniknąć bez śladu

Wakacje

Michel Houellebecq

Martwy okres, przez który życie się nie zmienia.
Promienie wolno suną po jasnych kamieniach.
Popołudniowe słońce mocno jeszcze praży.
Metaliczne odblaski biegają po plaży.

W zawiesinie powietrza nieporuszonego
Słychać, jak się mijają samice owadów.
Chciałabym się zabić, ukryć, zniknąć gdzieś bez śladu.
Próbuję się poruszyć, nic nie wyszło z tego.

Jeszcze tylko pięć godzin od nocy mnie dzieli;
Będę czekała poranka zabijając muchy.
Ciemności jak usteczka drgają; bez nadziei
Nastanie w końcu ranek, bezbarwny i suchy.

Przełożył Maciej Froński

środa, 16 lipca 2014

Strzępy II

„…najpiękniejsza piłka w świecie, piłka jagodowa…”

Jak ciemne kałuże

Skok z miejskiego horyzontu

David Harsent

Pierwszy krok
i jego twarz znalazła się w słońcu.

Odwracając się, spadł
przez lustrzaną salę

gdzie jego powieki posrebrzyły się
i blask

przebiegł po twarzy
jak światło na morzu.

To była chwila
ostatniego spojrzenia na niebo:

pęknięty błękit i chmury
jak ciemne kałuże zalewające jego inne życia.

Przełożył Jarosław Anders

wtorek, 15 lipca 2014

Strzępy I

„…maszt z wikliny, nie złamie go burza…”

Komentarz Kornelii: To są strzępy wspomnień. Podejmuję wysiłki w celu powstrzymania postępującego rozpadu osobowości. Nie wiem, kim jestem. Próbuję ocalić fragmenty przeszłości, przypominając sobie fragmenty wierszy, które mi czytano, kiedy byłam bardzo mała.

Nie płacz już więcej!

* * *
Kristina Lugn

Nie użalaj się!
Zaciśnij zęby!
Wyskub brwi!
Przedłuż rzęsy!
Przytnij czułki!
Upnij włosy!
Udrożnij nos!
Zgol wąsy!
Weź coś na uspokojenie!
Nie siedź tak debilnie
sama i egotyczna, nie płacz
już więcej!

Przełożyła Natalia Altebo

poniedziałek, 14 lipca 2014

Motyl trupia główka

Melancholia

Vladimír Reisel

Zamyślona jak Erynia
W melancholijnym tańcu
Jesteś jak kometa uwieszona na palcach wierzb płaczących
Jesteś jak grób
W który trumnę składają jak perły słowika
W którego wrzucamy wszystko
Swoje życie
Klepsydrę smutku
Granice spleenu
Jesteś jak błyskawica która wryła się w noc
Jesteś jak sama noc
Jak klamra snu
Brązowa zielona bladawa i niebieska
Pogorzelisko miłości
Trupia główka motyl który już nigdy nie wróci

Przełożyła Danuta Abrahamowicz

niedziela, 13 lipca 2014

Niech krwawię, albo niech zasnę!

Maki w lipcu

Sylvia Plath

Maki, małe płomyki piekła,
Czy nie zrobicie mi krzywdy?

Płoniecie. Nie mogę was dotknąć.
Wkładam ręce między płomienie. Nie parzą.

Męczy mnie patrzenie na was,
Kiedy tak płoniecie, pomarszczone i jasnoczerwone jak skóra na wargach.

A wargi właśnie krwawiły,
Zakrwawione spódniczki!

Są opary, których dotknąć nie mogę.
Gdzie są wasze leki makowe, gdzie wasze mdlące kapsułki?

Niech krwawię, albo niech zasnę!
Niechby na taką ranę przystały moje usta!

Lub wy sączcie we mnie swoje soki, w tej szklanej kapsułce
Upijcie mnie i uciszcie.

Ale bez barwy. Bez barwy.

Przełożyła Julia Hartwig

sobota, 12 lipca 2014

Martwe

BARKA GRUZU

Paul Celan

Godzina wody, barka gruzu
przewozi nas do wieczoru, nam,
jak jej, się nie śpieszy, martwe
Dlaczego stoi na rufie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Odciążone. Płuco, meduza
rozdyma się do dzwonu, brązowa
wypustka duszy osiąga
jasno oddychające Nie.

Przełożył Ryszard Krynicki

piątek, 11 lipca 2014

Nic nie zostanie z tych wszystkich ludzi

Letnie wakacje

Robinson Jeffers

Kiedy rozlega się słońce i jest mrowie ludzi,
Przychodzą na myśl wiek kamienia, wiek brązu
I wiek żelaza; kruchy metal żelazo;
I stal jak żelazo niestała; miasta spiętrzone po niebo
W plamy rdzy się obrócą na pagórkach ruin.
Korzenie nieprędko przebiją sobie drogę,
Ale w deszczu łaskawym znajdą ocalenie.
Wtedy nic nie zostanie z wieku żelaza
I wszystkich tych ludzi, chyba tylko kość jakaś gdzieniegdzie, wiersz
W umyśle świata ugrzęzły, szklane drzazgi
W pagórkach śmietnisk, betonowa tama hen w górach…

Przełożył Zygmunt Ławrynowicz

czwartek, 10 lipca 2014

Na nagim kamieniu, kilka martwych

Kamieniarz

Tom Paulin

Kiedy pracuje obok cmentarza
W oświetlonym oknie warsztatu,
Cyzelując daty i nazwiska
Na tanich marmurowych płytach,
Jego potulna siła drażni nas.

Odwrócony tyłem do ulicy,
Żłobi w nich tę miłość
Którą umarli nie mogą się przejąć,
W swoim spranym drelichu
Jest bardziej funkcją

Niż sobą. Ludzie
Przywykli do niego
Kiedy tak ślęczy pilnie
Złocąc wycięte litery,
Wystawiony na pokaz, kamieniarz.

Doris, Ukochana Żona
I matka albo ŚP.
Agnes, ich imiona należą
Do wszystkich, ale zapominamy o nich,
Przelotnie dostrzegając tkliwość

Na nagim kamieniu, kilka martwych;
Lub, kiedy ruch gaśnie,
Słysząc jak z zakładu pogrzebowego
Obok, dyskretne postukiwanie
Wtóruje jego uważnemu kuciu.

Przełożył Piotr Sommer

środa, 9 lipca 2014

Smak umierającej krwi

Erik Lindegren

I

w sali zwierciadeł gdzie nie tylko Narcyz
na kolumnie rozpaczy bez zdrady tronuje

i karmi pierś wieczności z grymasem na twarzy
nieogarniętych możliwości kraj

w sali zwierciadeł gdzie jedno skryte łkanie
oszczepem skrzyżowanym wychodzi naprzeciw

i zamienia powietrze w pył i ślubowanie
który ze wszystkich okien na całe miasto leci

w sali zwierciadeł czyn tłoczony w blasze
i tak jak jeniec niesiony w standardowej piersi

gdzie słowo harakiri ma wybuchów blask
smak trąb rozbitej porcelany i umierającej krwi

w sali zwierciadeł gdzie jeden jest tłumem
a jednak chce upadać jak rosa na grób czasu

Przełożył Zbigniew Herbert

poniedziałek, 7 lipca 2014

Giniemy, znikamy w błocie

Agonia

Gábor Zsille

Jak ziarnka piasku przelatujemy
przez sita pamięci. Płaczesz, będziemy iłem.
Z nadejściem zmierzchu samotność wieńczy
nam czoła lękiem. Gdy zmierzch narasta,
wiatr rzeźbi zmarszczki na czole, mgła
zapisuje kronikę. Jak ziarenko gorczycy
otwiera nam się bok, giniemy, znikamy w błocie.

Przełożył Jerzy Snopek

piątek, 4 lipca 2014

The angels were burning inside

Montségur

Iron Maiden

I stand alone in this desolate space
In death they are truly alive
Massacred innocence, evil took place
The angels were burning inside

Centuries later I wonder why
What secret they took to their grave
Still burning heretics under our skies
Religion’s still burning inside

At the gates and the walls of Montségur
Blood on the stones of the citadel
At the gates and the walls of Montségur
Blood on the stones of the citadel
At the gates and the walls of Montségur
Blood on the stones of the citadel
At the gates and the walls of Montségur
Blood on the stones of the citadel

As we kill them all so God will know his own
The innocents died for the pope on his throne
Catholic greed and its paranoid zeal
Curse of the grail and the blood of the cross

Templar believers with blood on their hands
Joined in the chorus to kill on demand
Burned at the stake for their soul’s liberty
To stand with the cathars, to die and be free

The book of Old Testament crippled and black
Satan – his weapon is lust
Leaving this evil damnation of flesh
Back to the torture of lies

The perfect ones willingly died at the stake
And all of their followers slain
As for the knowledge of God they had claimed
Religion’s still burning inside

Templar believers with blood on their hands
Joined in the chorus to kill on command
Burned at the stake for their soul’s liberty
Still running heretics under our skies

As we kill them all so God will know his own
Laugh at the darkness and in god we trust
The eye in the triangle smiling with sin
No Passover feast for the cursed within

Facing the sun as they went to their grave
Burn like a dog or you live like a slave
Death is the price for your soul’s liberty
To stand with the cathars and to die and be free