wtorek, 1 października 2013

Październikowe maki

Wydaje mi się, że ten wiersz Sylvii Plath będzie odpowiedni na pierwszy dzień października.





Maki w październiku



Maki

Nawet osłonecznione chmury nie mogą dziś ujarzmić tych spódnic

Ani kobieta w ambulansie,

Której czerwone serce wykwita tak nagle spod płaszcza



Dar,dar miłości

Nie uproszony

Przez niebo



Wzniecające blado

Płomiennie swój tlenek węgla, przez oczy

Otępiałe pod melonikami.



O, Boże mój, kim jestem,

Aby te zapóźnione usta rozwarły się krzykiem

W oszroniałym lesie, o bławatkowym świcie.

**



Dziś obudził mnie mroczny świt. Noc długo jeszcze krzepko trzymała się życia, zanim zwyciężyło ją słońce. Dlaczego tak dobrze czuję się, gdy ziemię kryją ciemności?



Lubię październik, kocham listopad, niemal bosko (jak na swoje możliwości) czuję się w grudniu. Większość ludzi przecież woli lato, te oślepiająco jasne dni trupiojaskrawego czerwca, które wydają się nie mieć końca.



Oczywiście są wyjątki, rzadkie ptaki, tajemnicze dzieci nocy. Czyż Emily



Bronte nie napisała:





Leć, liściu, leć; giń, więdnij, różo;

Niech dzień się skraca, noce dłużą;

Mnie każdy liść o szczęściu śpiewa,

Spadając z jesiennego drzewa.

Uśmiechnę się, gdy wieńce śniegu

Zakwitną zamiast róż szeregu.

Zaśpiewam, gdy upadkiem nocy

Dzień jeszcze posępniejszy wkroczy.



**



Nieco to archaiczne, ale nadal śliczne :) Jestem taka jak ona. Może dlatego, że w porze długich nocy wolno długo spać bez wyrzutów sumienia. Potrafię spędzić pod płaszczem snu 12 godzin listopadowej doby, jeśli tylko z pościeli nie ściągają mnie bezlitosne obowiązki. I te sny w niekończących się nocach, w których rzeczywistość miesza się z chorobliwym majakiem, przechodzi w gorączkowe fantazmaty, świat realny znika, staje się kolorowym marzeniem i kojącym zapomnieniem?



Ale dziwię się sobie, że potrafię jeszcze wstać, znajduję siły na dokonanie toaletowych rytuałów, pokonuję wszelkie przeszkody na drodze do ubrania się, a nawet czeszę włosy i nakładam makijaż. Jak mi się to udaje? Tak, wiem, że jestem dzielna. Kornelia zasługuje na tytuł bohaterki Rzeczpospolitej, heroini nowoczesnego kapitalizmu, przodownicy korporacyjnej udręki, niestrudzonej samicy szczura w zawodowym wyścigu.



Ach, może tak bardzo się nie ścigam! Ale siedzę przed komputerem jak automat, zawsze gotowy i wydajny robot, klawiatura pod moimi palcami staje się prawdziwym instrumentem, jestem mistrzynią bilansów, wirtuozką obliczania wyników sprzedaży. Mogę jechać na urlop w marcu, albo w ogóle nie jechać..



I nikt mnie jeszcze nie przejrzał, nikt nie spostrzegł, że nawet nie wiem, co piszę, umysłowo bezwładna, pogrążona w nicości, w stałej uciecze przed zielonookim potworem depresji, przed sępami wyrzutów sumienia, wpatrzona w monitor oczami, które wyglądają jak jeziora czarnego smutku! Jak to się dzieje, że jakaś część mnie nieświadomie wypisuje te kolumny cyfr? I do tego wszystko się zgadza? Kto to za mnie pisze???



Dlaczego nikt jeszcze mnie nie zwolnił?? Przecież wszyscy wiedzą, że jestem Królową Śniegu (aczkolwiek, niestety, mocno skalaną, o czym, jak mam gorącą nadzieję, nikt nie wie). Jest przecież jasne, że nie zaspokoję ustami dyrektora podczas przerwy obiadowej przy kopiarce. Nikt nie odważyłby się złożyć mi takich propozycji. Zabiłabym wzrokiem jak złowieszczy bazyliszek.



Dlaczego więc mnie stąd wreszcie nie wyrzucą!!! Będę wtedy mogła spać dzień i noc, noc i dzień, noc i dzień…

Ach, i znowu powrót do kolumny cyfr. Niewolnica korporacji nie zazna odpoczynku. Anita, moja śliczna koleżanka z pokoju, też stuka, ale z mniejszym ogniem w palcach. Anita wygląda dziś posępnie. Zdaje się, że walczy z przeziębieniem, może obawia się zwolnienia lub redukcji pensji. Prawie nie rozmawiamy ze sobą. Zastanawiam się, jak wygląda, gdy rozbiera się do snu.



Nie traktuję koleżanki jako obiekt seksualny. Przed laty, gdy jeszcze miotałam się w erotycznym bagnie, miałam też kilka zmysłowych kontaktów z osobami tej samej płci, co moja, nie były to jednak klasyczne przygody, zaś udział w nich nie był z mojej strony całkowicie dobrowolny – może kiedyś o tym napiszę, jeśli zostanę przy blogu.



Ale to przeszłość. Teraz jestem aseksualna, bezgenderowa, niematerialna, bezcielesna jak niebiański cherubin (przynajmniej w wyobraźni). Może niekiedy myślę o Anicie (imię zmienione) ponieważ mimo mojej absolutnej osobności brakuje mi niekiedy towarzystwa drugiego człowieka. Ale po wyjściu z pracy natychmiast o niej zapominam. Snow Queen is perfect.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz