Liście palmy
Charles Bukowski
dokładnie o północy
z 1973 na 1974
w Los Angeles
zaczął padać deszcz
na liście palmy za moim oknem.
wystrzeliły petardy i zatrąbiły klaksony
niebo zagrzmiało.
poszedłem spać o 9 wieczorem
wyłączyłem światło
nakryłem się pościelą –
ich radość, ich szczęście
ich okrzyki, ich papierowe kapelusze,
ich limuzyny, ich kobiety,
ich amatorskie pijaństwo…
witanie Nowego Roku zawsze mnie przeraża
życie nie ma pojęcia o latach.
teraz klaksony umilkły
umilkły petardy i burza…
wszystko skończyło się w pięć minut…
słyszę jedynie deszcz spadający
na liście palmy
i myślę że
nigdy nie rozumiem ludzi,
ale udało mi się przeżyć.
Przełożył Piotr Madej
Komentarz Kornelii: Ja też przeżyłam. Tylko nie wiem, po co. Sylwestra przespałam w roku ubiegłym. Wczoraj daremnie czekałam na kojący sen, więc w końcu wyszłam na plażę, aby witać Nowy Rok z zawianą tłuszczą. Morze czerwone od ognia, Kora półświadoma, w żyłach alkohol (likier benedyktyński „Od siedmiu boleści” i wino) zamiast krwi. Nie pamiętam jak wróciłam do pokoju. Głowę rozsadza ból, przeziębiłam się, z nosa cieknie Amazonka. Cieknie także z innego miejsca, czuję się jak ciężko ranna krowa, która cudem uciekła od rzeźnika. Zakrwawiłam chyba całe molo. Splecione bóle menstruacyjny, alkoholowy i od katary tworzą niewypowiedzianą koronę cierniową. Jutro mam być w pracy. Wydałam wszystkie pieniądze. Nowy Rok zapowiada się prymuśnie. 2015!!! Nie chcę!! Nie!!!! Wystarczy!!! Nie potrafię znieść kolejnego budzącego grozę rytuału odchodzących dni, tygodni, pór roku. Nie chcę już następnego Sylwestra. Wydaje mi się, że nie spełnię postanowień noworocznych, jeśli nie wypełnię się lekarstwami. Czy powinnam?
Blog nadal zamknięty, nie rozmawiam, to tylko epilog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz