Człowiek śniegu
Wallace Stevens
Trzeba mieć umysł zimy
By dostrzegać mróz i gałęzie
Sosen, oskorupiałe śniegiem;
I cierpieć długie chłody
By widzieć zjeżone od lodu jałowce
a w oddali szorstkie świerki w lśnieniu
Styczniowego słońca; i by głos wichru
nie przywodził na myśl niedoli
W szeleście paru liści
Będący głosem tej ziemi
Tym samym wiatrem smaganej
Przez te same pustkowia
Na których stoisz w śniegu, wsłuchany
I sam będąc niczym, to nic spostrzegasz
którego nie ma i to, które jest.
Przełożył Grzegorz Musiał
Komentarz Kornelii: Zadziwiający wiersz wspaniałego poety z Connecticut, niekiedy tłumaczony jako „Bałwan” (The Snow Man). Niektórzy interpretują w ten sposób, że bałwan ogląda zimowy krajobraz swoimi martwymi oczami z węgla.
Dla mnie utwór z pewnością posępny – mróz, śniegowa skorupa to symbole zamarzniętego serca, atrofii uczuć, śmierci, wiecznej zimy. Wicher bólu smaga pustkę panującą w umyśle. Nawet kilka ocalałych liści szeleści, zapowiadając niedolę.
Bohater przypomina mnie, spacerującą po lesie – wczoraj sobie pochodziłam. Na szczęście śniegu teraz prawie nie ma . Śnieg to biel, jasność, blask, zapowiedź oczyszczenia, zbawienia („ponad śnieg bielszym się stanę”) Śnieg, słońce, przyciągają ludzi. Ale mój styczniowy las jest wilgotny i ciemny. Wędruję, otoczona nicością i sama nią jestem. Coś chodzi po ścieżkach, widzi zarośla, słucha wiatru, spogląda na sosny i świerki. Ale to coś nie ma imienia, to od dawna już nie ja, to tylko obdarzona oczami nicość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz