żal bez zmrużenia powiek
Charles Bukowski
wypalono już ostatnie papierosy, pokrajono bochenki
a żeby te słowa nie trąciły kąśliwym smutkiem
utop pająka w winie.
powiedzieć, ze nie żyjesz, to grubo za mało:
jestem naczyniem na twoje popioły,
garścią na twoje znikłe powietrze.
w życiu najstraszniejsze to
stwierdzić, ze uszło
Przełożył Michał Kłobukowski
wtorek, 28 kwietnia 2015
sobota, 25 kwietnia 2015
Jakby ustawieni w trumnach
Drzwi obrotowe
Sakamoto Etsuró
Małe wejście do wielkiego hotelu…
Ach, jakże ciasne to wejście!
Przez te drzwi obrotowe
przeciskają się w drgawkach ludzie jak motyle w agonii
i wchodza potem z ulgą
pod rozjarzone kandelabry
a na ich piersiach kołyszą się kolorowe błyskotki.
Małe wyjście z wielkiego hotelu…
Ach, jakże ciasne to wyjście!
Przez te drzwi obrotowe,
kuląc grzbiety, jakby ustawieni pionowo w trumnach,
za każdym obrotem drzwi wychodzą ludzie
i wyruszają jeden po drugim w nieznaną sobie noc
z podniesionymi kołnierzami palt.
Przełożyli Adachi Kazuko, Wiesław Kotański, Tadeusz Śliwiak
Sakamoto Etsuró
Małe wejście do wielkiego hotelu…
Ach, jakże ciasne to wejście!
Przez te drzwi obrotowe
przeciskają się w drgawkach ludzie jak motyle w agonii
i wchodza potem z ulgą
pod rozjarzone kandelabry
a na ich piersiach kołyszą się kolorowe błyskotki.
Małe wyjście z wielkiego hotelu…
Ach, jakże ciasne to wyjście!
Przez te drzwi obrotowe,
kuląc grzbiety, jakby ustawieni pionowo w trumnach,
za każdym obrotem drzwi wychodzą ludzie
i wyruszają jeden po drugim w nieznaną sobie noc
z podniesionymi kołnierzami palt.
Przełożyli Adachi Kazuko, Wiesław Kotański, Tadeusz Śliwiak
piątek, 17 kwietnia 2015
Dokładny puls śmierci
Niespełnione ziarno
Leta Kutsochera
Przewertowałam moje życie
I zobaczyłam że niczego nie mam
Niczego mojego
Oprócz tej małej chwili
Błyszczącej
Galopującej
jedyny dokładny puls
Puls śmierci
Puls wzejścia pokoleń
nadchodzących i odchodzących
Jak przepada ziarno
W niespełnionym kiełkowaniu
Jak przepada kiełkowanie
w niespełnionym ziarnie
Przełożył Ares Chadzinikolau
Leta Kutsochera, urodzona w 1945 roku grecka poetka, eseistka i malarka. Wydała m.in. Wieczny czas, Poznań 1998.
Leta Kutsochera
Przewertowałam moje życie
I zobaczyłam że niczego nie mam
Niczego mojego
Oprócz tej małej chwili
Błyszczącej
Galopującej
jedyny dokładny puls
Puls śmierci
Puls wzejścia pokoleń
nadchodzących i odchodzących
Jak przepada ziarno
W niespełnionym kiełkowaniu
Jak przepada kiełkowanie
w niespełnionym ziarnie
Przełożył Ares Chadzinikolau
Leta Kutsochera, urodzona w 1945 roku grecka poetka, eseistka i malarka. Wydała m.in. Wieczny czas, Poznań 1998.
czwartek, 16 kwietnia 2015
Zapach śmierci z kartonu
Wylewając mleko
Muriel Rukeyser
I znów to. Zapach śmierci z mlecznobiałego kartonu,
Więc cóż, trzeba wylać mleko.
Znów coś tyciego, zabitego, dziecięcego, co zmarnowano,
Mały biały łuk płynu, smak dnia.
Zepsute. Minione i zapomniane, ciśnięte precz.
Dzień w dzień to robię, o co oskarżam narody.
Okropność, spójrz, na śmietnikach góry mięcha, kości.
Dlaczego? Na to odpowie życie w samotności.
Przełożył Grzegorz Musiał
****
Komentarz Kornelii: Roztaczający lekką woń zgnilizny wiersz żydowsko-amerykańskiej poetki Muriel Rukeyser (1913-1980), feministki, postępowej pacyfistki, a jakże. Nie znalazłam „oficjalnej” interpretacji. Można odczytać jako krytykę konsumpcyjnego, bezwstydnie zamożnego, społeczeństwa Zachodu, marnotrawiącego żywność i w ogóle zasoby. Jak dla mnie w ogóle utwór o śmierci, rozkładzie, zgniliźnie, ohydzie i przemijalności materii. Materia, jaką jest człowiek, w celu swego, szczerze mówiąc niewiele wartego przeżycia, wykorzystuje, poddaje metabolizmowi lub wyrzuca inną materię. W następstwie śmietniki są pełne i cały świat cuchnie (podobnie jak Kornelia, zapraszam do odpowiedniego wpisu o tym, jak cuchnę). Słowa: „Mały biały łuk płynu, smak dnia” kojarzą mi się z moimi przygodami jako callgirl i męskim płynem ustrojowym, emitującym przerażający fetor (a fu!). Wyobrażam sobie jak na wysypisku leżą niebosiężne piramidy moich zużytych, doskonale nasyconych tamponów i bynajmniej nie pachną. Nie wiem, dlaczego poetka reprezentuje pogląd, że single marnotrawią więcej. Ostatni wiersz oryginału brzmi dosłownie: You will know why when you have lived alone czyli dosłownie: Będziesz wiedział dlaczego, jeśli żyłeś samotnie.
Ja bardzo rzadko wylewam zepsute mleko, zazwyczaj spoglądam do pustej lodówki, prawie nic nie kupuję, nie mam chęci toreb nosić. Jak spożyję w południe sałatkę z jadowicie zielonych alg morskich, zupę tajską i sushi, całkowicie mi to wystarczy. Owszem, czasami uda mi się wyhodować w lodówce tak dorodnego grzyba na zapomnianym serku, że w szkole podstawowej dostałabym na lekcji o pleśniakach pierwszą nagrodę, zdarza się to jednak niezwykle rzadko. Żyję zatem ekologicznie, aczkolwiek dobro planety w ogóle mnie nie obchodzi. Gdyby jeszcze udało mi się ograniczyć zużycie tampaksów i papieru toaletowego, zostałabym bez wątpienia ekolożką roku, uwieńczoną chlubą Greenpeace
Muriel Rukeyser
I znów to. Zapach śmierci z mlecznobiałego kartonu,
Więc cóż, trzeba wylać mleko.
Znów coś tyciego, zabitego, dziecięcego, co zmarnowano,
Mały biały łuk płynu, smak dnia.
Zepsute. Minione i zapomniane, ciśnięte precz.
Dzień w dzień to robię, o co oskarżam narody.
Okropność, spójrz, na śmietnikach góry mięcha, kości.
Dlaczego? Na to odpowie życie w samotności.
Przełożył Grzegorz Musiał
****
Komentarz Kornelii: Roztaczający lekką woń zgnilizny wiersz żydowsko-amerykańskiej poetki Muriel Rukeyser (1913-1980), feministki, postępowej pacyfistki, a jakże. Nie znalazłam „oficjalnej” interpretacji. Można odczytać jako krytykę konsumpcyjnego, bezwstydnie zamożnego, społeczeństwa Zachodu, marnotrawiącego żywność i w ogóle zasoby. Jak dla mnie w ogóle utwór o śmierci, rozkładzie, zgniliźnie, ohydzie i przemijalności materii. Materia, jaką jest człowiek, w celu swego, szczerze mówiąc niewiele wartego przeżycia, wykorzystuje, poddaje metabolizmowi lub wyrzuca inną materię. W następstwie śmietniki są pełne i cały świat cuchnie (podobnie jak Kornelia, zapraszam do odpowiedniego wpisu o tym, jak cuchnę). Słowa: „Mały biały łuk płynu, smak dnia” kojarzą mi się z moimi przygodami jako callgirl i męskim płynem ustrojowym, emitującym przerażający fetor (a fu!). Wyobrażam sobie jak na wysypisku leżą niebosiężne piramidy moich zużytych, doskonale nasyconych tamponów i bynajmniej nie pachną. Nie wiem, dlaczego poetka reprezentuje pogląd, że single marnotrawią więcej. Ostatni wiersz oryginału brzmi dosłownie: You will know why when you have lived alone czyli dosłownie: Będziesz wiedział dlaczego, jeśli żyłeś samotnie.
Ja bardzo rzadko wylewam zepsute mleko, zazwyczaj spoglądam do pustej lodówki, prawie nic nie kupuję, nie mam chęci toreb nosić. Jak spożyję w południe sałatkę z jadowicie zielonych alg morskich, zupę tajską i sushi, całkowicie mi to wystarczy. Owszem, czasami uda mi się wyhodować w lodówce tak dorodnego grzyba na zapomnianym serku, że w szkole podstawowej dostałabym na lekcji o pleśniakach pierwszą nagrodę, zdarza się to jednak niezwykle rzadko. Żyję zatem ekologicznie, aczkolwiek dobro planety w ogóle mnie nie obchodzi. Gdyby jeszcze udało mi się ograniczyć zużycie tampaksów i papieru toaletowego, zostałabym bez wątpienia ekolożką roku, uwieńczoną chlubą Greenpeace
środa, 15 kwietnia 2015
Opustoszała dusza
Jak zatuszować
Niki Kakava-Garidi
Po co nam zegarki
przecież nie patrzymy na godziny!
Skoro na nikogo nie czekamy
by obarczył nas swoją zgryzotą!
Opustoszała dusza, dni stały się nieme
i noce nie mają snów…Chaos
tylko Chaos
Jak zatuszować łzy?
Przełożył z greckiego Ares Chadzinikolau
Niki Kakava-Garidi
Po co nam zegarki
przecież nie patrzymy na godziny!
Skoro na nikogo nie czekamy
by obarczył nas swoją zgryzotą!
Opustoszała dusza, dni stały się nieme
i noce nie mają snów…Chaos
tylko Chaos
Jak zatuszować łzy?
Przełożył z greckiego Ares Chadzinikolau
wtorek, 14 kwietnia 2015
Uczynki runą jak kamienie
Kamienie
Tomas Tranströmer
Kamienie rzucone przez nas słyszę
jak przejrzyste, spadają po latach. W dolinie
lecą z wrzaskiem
pochopne postępki
ze szczytu na szczyt drzewa, milkną
w powietrzu rzadszym niż w teraźniejszości, spływają
lotem jaskółek ze szczytu
na szczyt skały aż sięgną
ostatnich dolin leżących
na granicy bytu. Tam spadają
wszystkie nasze uczynki
przejrzyste
na dno nie inne
niż my sami.
Przełożył Leonard Neuger
*****
Komentarz Kornelii: Skłaniający do zadumy wiersz wybitnego szwedzkiego poety, noblisty, zmarłego 26 marca tego roku. Utwór melancholijny, pozornie jednak nie jest okrutnie posępny, dlatego zamieszczam bez kategorii. Jak dla mnie jednak wiersz ołowiano-smutny, sentencja skazującego na śmierć wyroku. Moje uczynki, pochopne, lekkomyślne, nienawistne i złośliwe powrócą do mnie jak kamienie, runą w doliny wieczności, zmiażdżą mnie i żywą wciąż pogrzebią. Uczynki przejrzyste, każdy będzie mógł zobaczyć moją zgniłą, wściekłą duszę – uczynki nie inne przecież, niż ja sama.
Jako posieliście, tak i zbierać będziecie. Nie ma drogi ucieczki, bramy zamknięte. Nie zmienię tragicznych zaszłości, mam serce z lodu i właściwie niczego nie żałuję. W określonych uwarunkowaniach, przy danej konstrukcji Kornelii, tak musiało się stać. Tylko wątły promyk nadziei, że to wszystko jest jedynie zwidem, omamem, iluzją, która bez wspomnienia, sensu i śladu zniknie, a iskierka świadomości zgaśnie na zawsze. Tak, właśnie tak się stanie.
Rowerowałam w niedzielę, spadłam w lesie na korzeniu, stłukłam kolano. Przeziębiłam się znowu, w uszach mam rozpalone świdry, kolano boli, nie byłam w pracy. Mama (ponad 70 lat) dzwoniła z wiadomością, że jest chora i wkrótce umrze. Wprawdzie to nie pierwszy raz, ale kiedyś jej się uda. Moje jedyne odczucie to lęk, że nie będę umiała zorganizować pogrzebu.
Tomas Tranströmer
Kamienie rzucone przez nas słyszę
jak przejrzyste, spadają po latach. W dolinie
lecą z wrzaskiem
pochopne postępki
ze szczytu na szczyt drzewa, milkną
w powietrzu rzadszym niż w teraźniejszości, spływają
lotem jaskółek ze szczytu
na szczyt skały aż sięgną
ostatnich dolin leżących
na granicy bytu. Tam spadają
wszystkie nasze uczynki
przejrzyste
na dno nie inne
niż my sami.
Przełożył Leonard Neuger
*****
Komentarz Kornelii: Skłaniający do zadumy wiersz wybitnego szwedzkiego poety, noblisty, zmarłego 26 marca tego roku. Utwór melancholijny, pozornie jednak nie jest okrutnie posępny, dlatego zamieszczam bez kategorii. Jak dla mnie jednak wiersz ołowiano-smutny, sentencja skazującego na śmierć wyroku. Moje uczynki, pochopne, lekkomyślne, nienawistne i złośliwe powrócą do mnie jak kamienie, runą w doliny wieczności, zmiażdżą mnie i żywą wciąż pogrzebią. Uczynki przejrzyste, każdy będzie mógł zobaczyć moją zgniłą, wściekłą duszę – uczynki nie inne przecież, niż ja sama.
Jako posieliście, tak i zbierać będziecie. Nie ma drogi ucieczki, bramy zamknięte. Nie zmienię tragicznych zaszłości, mam serce z lodu i właściwie niczego nie żałuję. W określonych uwarunkowaniach, przy danej konstrukcji Kornelii, tak musiało się stać. Tylko wątły promyk nadziei, że to wszystko jest jedynie zwidem, omamem, iluzją, która bez wspomnienia, sensu i śladu zniknie, a iskierka świadomości zgaśnie na zawsze. Tak, właśnie tak się stanie.
Rowerowałam w niedzielę, spadłam w lesie na korzeniu, stłukłam kolano. Przeziębiłam się znowu, w uszach mam rozpalone świdry, kolano boli, nie byłam w pracy. Mama (ponad 70 lat) dzwoniła z wiadomością, że jest chora i wkrótce umrze. Wprawdzie to nie pierwszy raz, ale kiedyś jej się uda. Moje jedyne odczucie to lęk, że nie będę umiała zorganizować pogrzebu.
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Samotni w wielkim mieście
Miasto o zmierzchu
Hans K. Wehren
W elektrycznym łuku miasta
nie dojrzewają,
gwiazdy,
a pochwalny głos
nocnego ptaka
jest zabijany przez hałas.
Staliśmy się samotni!
Przełożyła kora-kora-kora
Stadt am Abend
Hans K. Wehren
Im Lichtbogen der Stadt
reifen die Sterne
nicht aus,
und den Lobruf
des Nachtvogels
erschlägt der Lärm.
Wir sind einsam geworden!
Hans K. Wehren
W elektrycznym łuku miasta
nie dojrzewają,
gwiazdy,
a pochwalny głos
nocnego ptaka
jest zabijany przez hałas.
Staliśmy się samotni!
Przełożyła kora-kora-kora
Stadt am Abend
Hans K. Wehren
Im Lichtbogen der Stadt
reifen die Sterne
nicht aus,
und den Lobruf
des Nachtvogels
erschlägt der Lärm.
Wir sind einsam geworden!
niedziela, 12 kwietnia 2015
Bieleją kości marzeń
Melancholia
Gunnar Ekelöf
Oglądam się za siebie i widzę z rozpaczą
swe nieliczne zwycięstwa i rozliczne klęski…
W wyśnionym krajobrazie, gdzie jeszcze majaczą
wzniecone pyły marszów długich lub pospiesznych,
choć nikt bitwy nie wydał ani jej nie przyjął -
bieleją kości całych kohort moich marzeń,
pragnień… Wreszcie nad rzeką, aby tutaj – żyjąc
uwolniony od męki pustynnych miraży,
niepokoju wzrastania, lęku wysychania
i innych udręk, zapominając bez żalu
o wszystkich odpowiedziach na wszystkie pytania -
być kołysanym tam i z powrotem przez fale,
które się wysklepiają, całe w szklistym blasku,
ku brzegowi, spłukując w pienistej kipieli
szare kamienie, na wpół zagrzebane w piasku,
leżące na granicy, co łączy i dzieli
opuszczone i nigdy niedosięgłe lądy;
nic więcej nie pragnę – jak te uschłe gałęzie,
zgorzałe szczątki wraków unoszone z prądem,
jak te zwęglone ciała – i nic mnie nie więzi…
Być także uniesionym w dal, aż znikną brzegi,
skąd nie można zawrócić, skąd nie ma powrotu,
tam, gdzie nie można ani wygrać, ani przegrać -
gdzie już dopełnił się czas Wielkiego Odwrotu.
Przełożył Janusz B. Roszkowski
Gunnar Ekelöf
Oglądam się za siebie i widzę z rozpaczą
swe nieliczne zwycięstwa i rozliczne klęski…
W wyśnionym krajobrazie, gdzie jeszcze majaczą
wzniecone pyły marszów długich lub pospiesznych,
choć nikt bitwy nie wydał ani jej nie przyjął -
bieleją kości całych kohort moich marzeń,
pragnień… Wreszcie nad rzeką, aby tutaj – żyjąc
uwolniony od męki pustynnych miraży,
niepokoju wzrastania, lęku wysychania
i innych udręk, zapominając bez żalu
o wszystkich odpowiedziach na wszystkie pytania -
być kołysanym tam i z powrotem przez fale,
które się wysklepiają, całe w szklistym blasku,
ku brzegowi, spłukując w pienistej kipieli
szare kamienie, na wpół zagrzebane w piasku,
leżące na granicy, co łączy i dzieli
opuszczone i nigdy niedosięgłe lądy;
nic więcej nie pragnę – jak te uschłe gałęzie,
zgorzałe szczątki wraków unoszone z prądem,
jak te zwęglone ciała – i nic mnie nie więzi…
Być także uniesionym w dal, aż znikną brzegi,
skąd nie można zawrócić, skąd nie ma powrotu,
tam, gdzie nie można ani wygrać, ani przegrać -
gdzie już dopełnił się czas Wielkiego Odwrotu.
Przełożył Janusz B. Roszkowski
czwartek, 9 kwietnia 2015
Zawistne spojrzenie czasu
Oko czasu
Paul Celan
Oto jest oko czasu:
błyszczy zawistnie
pod siedmiobarwną brwią.
Jego powiekę przemywa ogień,
paruje jego łza.
Wlatuje w nie ślepa gwiazda
i roztapia się o gorącą rzęsę:
ciepło się robi na świecie
a umarli
wypuszczają pąki i kwitną.
Przełożył Ryszard Krynicki
Auge der Zeit
Paul Celan
Dies ist das Auge der Zeit:
es blickt scheel
unter siebenfarbener Braue.
Sein Lid wird von Feuern gewaschen,
seine Träne ist Dampf.
Der blinde Stern fliegt es an
und zerschmilzt an der heißeren Wimper:
es wird warm in der Welt
und die Toten
knospen und blühen.
***
Komentarz Kornelii: Zdumiewające wiersz żydowsko-niemieckiego poety. Zamiast wydawać pieniądze na bezsensownie drogie wino (na domiar złego to wielkanocne Brunello di Montalcino za 109 zł mi nie smakowało), powinnam raczej zainwestować w biografię genialnie mrocznego twórcy albo w zbiór jego wierszy z komentarzami, żeby je lepiej zrozumieć. Ale cóż, wydaje mi się, że nie jestem już zdolna do wysiłku intelektualnego – wstając czy też raczej wypełzając z pościeli, już myślę o zmroku i śnie. A po zmianie czasu dni stały się bezlitośnie długie – nie ma jak się schować przed słońcem. Bolesny złotolity blask leje się kaskadami z nieba. Mam wrażenie, że gotują mi się pęcherze na skórze. W lesie wciąż bezlistne drzewa nie dają cienia. Zda mi się na leśnych ścieżkach, że zaraz spłonę wraz ze smaganą słonecznymi promieniami ściółką.
Ale ma być o wierszu. Według jednej z interpretacji utwór odnosi się do Holokaustu. Paul Celan utracił w Zagładzie rodziców i siostrę, tęskni za nimi, cierpi, czuje się samotny. Patrzy na niego zawistnie okrutne oko mijającego czasu, „siedmiobarwna brew” odpowiada siedmiu dniom stworzenia świata, może też oznaczać siedmioramienny świecznik, symbol religii żydowskiej. Ale w wierszu jest pewna nadzieja. Żałoba i smutek nie są jałowe – umarli wracają przynajmniej we wspomnieniach, wypuszczają pąki i kwitną.
Zapewne wolno mi odczytać utwór w inny sposób – podlegamy czasowi, który niszczy nas powoli, ale nieubłaganie. Siedmiobarwna brew to daremnie, kruche i przemijające uroki życia. Powiekę przemywa i dręczy ogień codziennych życiowych trudów, czynności, absurdów. Łza paruje, nie ukoi gorąca i bólu. Gwiazda jest ślepa, to symbol braku nadziei. Na świecie robi się cieplej, wiosna przywołuje dramaty, tragedie, zmarłych, których pogrzebaliśmy już dawno i chcemy po prostu zapomnieć, zamknąć ten trumienny rozdział w życiu. Ale to niemożliwe – wiosenny czas wyrywa mnie z uspokajającego snu, topi ochronną powłokę lodu, zmarli żyją w moich snach, nie chcą odejść, rozkwitają, mają czarne dłonie.
Ach, koszmar… W czas Wielkanocy musiałam spełnić obowiązki cmentarne i zapalić świece w kształcie jaja. Lepiej będzie, jak tam już nigdy nie pójdę. Ale nie mam wielkiego wyboru.
Przede mną maj, gorzki miesiąc samobojców. Widok kwitnących bzów znów wciągnie Korę pod lustro martwej wody.
Paul Celan
Oto jest oko czasu:
błyszczy zawistnie
pod siedmiobarwną brwią.
Jego powiekę przemywa ogień,
paruje jego łza.
Wlatuje w nie ślepa gwiazda
i roztapia się o gorącą rzęsę:
ciepło się robi na świecie
a umarli
wypuszczają pąki i kwitną.
Przełożył Ryszard Krynicki
Auge der Zeit
Paul Celan
Dies ist das Auge der Zeit:
es blickt scheel
unter siebenfarbener Braue.
Sein Lid wird von Feuern gewaschen,
seine Träne ist Dampf.
Der blinde Stern fliegt es an
und zerschmilzt an der heißeren Wimper:
es wird warm in der Welt
und die Toten
knospen und blühen.
***
Komentarz Kornelii: Zdumiewające wiersz żydowsko-niemieckiego poety. Zamiast wydawać pieniądze na bezsensownie drogie wino (na domiar złego to wielkanocne Brunello di Montalcino za 109 zł mi nie smakowało), powinnam raczej zainwestować w biografię genialnie mrocznego twórcy albo w zbiór jego wierszy z komentarzami, żeby je lepiej zrozumieć. Ale cóż, wydaje mi się, że nie jestem już zdolna do wysiłku intelektualnego – wstając czy też raczej wypełzając z pościeli, już myślę o zmroku i śnie. A po zmianie czasu dni stały się bezlitośnie długie – nie ma jak się schować przed słońcem. Bolesny złotolity blask leje się kaskadami z nieba. Mam wrażenie, że gotują mi się pęcherze na skórze. W lesie wciąż bezlistne drzewa nie dają cienia. Zda mi się na leśnych ścieżkach, że zaraz spłonę wraz ze smaganą słonecznymi promieniami ściółką.
Ale ma być o wierszu. Według jednej z interpretacji utwór odnosi się do Holokaustu. Paul Celan utracił w Zagładzie rodziców i siostrę, tęskni za nimi, cierpi, czuje się samotny. Patrzy na niego zawistnie okrutne oko mijającego czasu, „siedmiobarwna brew” odpowiada siedmiu dniom stworzenia świata, może też oznaczać siedmioramienny świecznik, symbol religii żydowskiej. Ale w wierszu jest pewna nadzieja. Żałoba i smutek nie są jałowe – umarli wracają przynajmniej we wspomnieniach, wypuszczają pąki i kwitną.
Zapewne wolno mi odczytać utwór w inny sposób – podlegamy czasowi, który niszczy nas powoli, ale nieubłaganie. Siedmiobarwna brew to daremnie, kruche i przemijające uroki życia. Powiekę przemywa i dręczy ogień codziennych życiowych trudów, czynności, absurdów. Łza paruje, nie ukoi gorąca i bólu. Gwiazda jest ślepa, to symbol braku nadziei. Na świecie robi się cieplej, wiosna przywołuje dramaty, tragedie, zmarłych, których pogrzebaliśmy już dawno i chcemy po prostu zapomnieć, zamknąć ten trumienny rozdział w życiu. Ale to niemożliwe – wiosenny czas wyrywa mnie z uspokajającego snu, topi ochronną powłokę lodu, zmarli żyją w moich snach, nie chcą odejść, rozkwitają, mają czarne dłonie.
Ach, koszmar… W czas Wielkanocy musiałam spełnić obowiązki cmentarne i zapalić świece w kształcie jaja. Lepiej będzie, jak tam już nigdy nie pójdę. Ale nie mam wielkiego wyboru.
Przede mną maj, gorzki miesiąc samobojców. Widok kwitnących bzów znów wciągnie Korę pod lustro martwej wody.
środa, 8 kwietnia 2015
Życie jak zamknięta droga
Negatywny total
Srečko Kosovel
Ach, nasze życie jak droga,
zamknięta, ciasna bezdal,
w piersi zakłuta tęsknota,
negatywny total.
Przełożyła ze słoweńskiego Karolina Bucka Kustec
Srečko Kosovel
Ach, nasze życie jak droga,
zamknięta, ciasna bezdal,
w piersi zakłuta tęsknota,
negatywny total.
Przełożyła ze słoweńskiego Karolina Bucka Kustec
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Kora wie, że zdycha jak pies
Definicja
Erich Fried
Pies
który zdycha
i który wie
że zdycha
jak pies
i który może powiedzieć
że wie
że zdycha
jak pies
jest człowiekiem
Przełożył Tymoteusz Karpowicz
Erich Fried
Pies
który zdycha
i który wie
że zdycha
jak pies
i który może powiedzieć
że wie
że zdycha
jak pies
jest człowiekiem
Przełożył Tymoteusz Karpowicz
niedziela, 5 kwietnia 2015
Ciemny dzień, ciemne całe życie
Dzisiaj
Vladimír Holan
Tak to dzisiaj jest,
jest tak ciemno,
że Bóg na nas patrzy
wyłupionymi oczami.
I jeden drugiego
pytamy się: „Jesteś?” -
a Bóg tymczasem po omacku błądzi
po ukradzionych niebiosach.
Przełożył Leszek Engelking
Vladimír Holan
Tak to dzisiaj jest,
jest tak ciemno,
że Bóg na nas patrzy
wyłupionymi oczami.
I jeden drugiego
pytamy się: „Jesteś?” -
a Bóg tymczasem po omacku błądzi
po ukradzionych niebiosach.
Przełożył Leszek Engelking
sobota, 4 kwietnia 2015
Śmierć jak zapach wonności
Rozmowa zmęczonego życiem z własną duszą
Śmierć jest dziś dla mnie
jak zdrowie dla chorych,
Jak wyjście z komnaty po długiej niemocy.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak zapach wonności
jak pobyt pod żaglem w dniu, kiedy wiatr wieje.
Śmierć jest dziś dla mnie jak zapach lotosów,
Jak pobyt na brzegu krainy upojeń.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak przejście ulewy,
jak powrót żołnierzy po wojnie do domu.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak niebo po burzy,
jak widok nigdy przedtem niewidziany.
Śmierć jest dla mnie
jak myśl o domu
po długich latach przeżytych w niewoli.
Przełożył Tadeusz Andrzejewski
Komentarz Kornelii: Sławny tekst literatury staroegipskiej pod współczesnym tytułem: Rozmowa zmęczonego życiem z własną duszą. Nasycony szarym smutkiem utwór świadczy, że pewne myśli, ból, cierpienie są stare jak ludzkość. Życie już tysiące lat temu potrafiło tak znużyć, udręczyć i wyczerpać, że ludzie marzyli o odejściu.
Cóż, jak tu wyłuszczałam, ja się nie zabiję, tylko tak sobie marzę przed Wielkanocą, nie licząc na żadne zmartwychwstanie. Uważam, że rację ma dusza nieszczęsnego Egipcjanina, która go napomina i przestrzega, żeby się jeszcze zastanowił, bowiem nie wiadomo, jak będzie w zaświatach „Popatrz, nikt przecie stamtąd nie powrócił”. Roztropna dusza z pewnością ma słuszość, zawsze można trafić w jeszcze bardziej cuchnące bagienko (aczkolwiek, jak nie będzie tortur fizycznych, duchowe zniosę, najlepsza byłaby męka samotności). Liczę na czarną nicość, której doświadczyliśmy już przed urodzeniem. Aczkolwiek jeśli okaże się, że będę musiała stanąć przed sądem Ozyrysa, to dostojny bóg-sędzia na mój godny gorzkiego ubolewania widok bez wątpienia zwróci ostatni posiłek. Ale mitologia kraju nad Nilem cieszy się moim uznaniem. Grzeszni zmarli zostają unicestwieni przez Pożeraczkę – potwora z korpusem lwa, głową krokodyla i zadem hipopotama. Chaps i po bólu! Unicestwienie świadomości, wszystko znika. Pastwienie się nad delikwentem przez całą wieczność, które zapowiada eschatologia chrześcijańska, należy natomiast uznać za jaskrawą niesprawiedliwość.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak zdrowie dla chorych,
Jak wyjście z komnaty po długiej niemocy.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak zapach wonności
jak pobyt pod żaglem w dniu, kiedy wiatr wieje.
Śmierć jest dziś dla mnie jak zapach lotosów,
Jak pobyt na brzegu krainy upojeń.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak przejście ulewy,
jak powrót żołnierzy po wojnie do domu.
Śmierć jest dziś dla mnie
jak niebo po burzy,
jak widok nigdy przedtem niewidziany.
Śmierć jest dla mnie
jak myśl o domu
po długich latach przeżytych w niewoli.
Przełożył Tadeusz Andrzejewski
Komentarz Kornelii: Sławny tekst literatury staroegipskiej pod współczesnym tytułem: Rozmowa zmęczonego życiem z własną duszą. Nasycony szarym smutkiem utwór świadczy, że pewne myśli, ból, cierpienie są stare jak ludzkość. Życie już tysiące lat temu potrafiło tak znużyć, udręczyć i wyczerpać, że ludzie marzyli o odejściu.
Cóż, jak tu wyłuszczałam, ja się nie zabiję, tylko tak sobie marzę przed Wielkanocą, nie licząc na żadne zmartwychwstanie. Uważam, że rację ma dusza nieszczęsnego Egipcjanina, która go napomina i przestrzega, żeby się jeszcze zastanowił, bowiem nie wiadomo, jak będzie w zaświatach „Popatrz, nikt przecie stamtąd nie powrócił”. Roztropna dusza z pewnością ma słuszość, zawsze można trafić w jeszcze bardziej cuchnące bagienko (aczkolwiek, jak nie będzie tortur fizycznych, duchowe zniosę, najlepsza byłaby męka samotności). Liczę na czarną nicość, której doświadczyliśmy już przed urodzeniem. Aczkolwiek jeśli okaże się, że będę musiała stanąć przed sądem Ozyrysa, to dostojny bóg-sędzia na mój godny gorzkiego ubolewania widok bez wątpienia zwróci ostatni posiłek. Ale mitologia kraju nad Nilem cieszy się moim uznaniem. Grzeszni zmarli zostają unicestwieni przez Pożeraczkę – potwora z korpusem lwa, głową krokodyla i zadem hipopotama. Chaps i po bólu! Unicestwienie świadomości, wszystko znika. Pastwienie się nad delikwentem przez całą wieczność, które zapowiada eschatologia chrześcijańska, należy natomiast uznać za jaskrawą niesprawiedliwość.
piątek, 3 kwietnia 2015
Nastąpi inwazja obłędu
Pokój z widokiem
Benjamin Maack
Tam obok
w klinice psychiatrycznej
wariaci są teraz uczeni szydełkowania.
W niedziele wariatom wolno przyczepiać
pocztówki do balonów i je wypuszczać w powietrze .
Wtedy tam nad kliniką
niebo jest pełne balonów.
Najbardziej lubią czerwone.
Wszystkie balony są czerwone.
W długie dni
wiatr przynosi
brzęczenie
szydełek
do mojego pokoju.
Przełożyła kora-kora-kora
Zimmer mit Ausblick
Benjamin Maack
Drüben
in der Psychiatrie
bekommen die Irren jetzt das Stricken beigebracht.
Sonntags dürfen die Irren Postkarten
an Ballons hängen und fliegen lassen.
Dann ist drüben über der Psychiatrie
der Himmel voll mit Ballons.
Rote mögen sie am liebsten.
Alle Ballons sind rot.
An langen Tagen
trägt der Wind
das Klappern von
Nadeln
in mein Zimmer.
****
Komentarz Kornelii: Wiersz z jednoznaczą nutą prozaku pióra urodzonego w 1978 roku niemieckiego poety, laureata prestiżowych nagród. Benjamin Maack nazywany jest punkowym romantykiem, który czerpie inspiracje raczej w multipleksach niż wśród krajobrazów. Osobliwy utwór o płynnej granicy między normalnością a obłędem, o lęku „normalnych” przed Innym. Klinika psychiatryczna znajduje się tuż obok. Istnieją obawy, że „wariaci” wyrwą się na swobodę i będą żyli wśród nas. Dlatego zajmuje się ich szydełkowaniem. Jako namiastkę wolności pozwala się pacjentom puszczać balony. Czerwień to symbol nadziei, ale także krwi, namiętności i kipiących zmysłów. To zwiastun buntu. Nikt nie jest bezpieczny. Człowiek pozornie normalny może z dnia na dzień niespodziewanie runąć w bezdenną otchłań szaleństwa. Pokój powinien być miejscem zapewniającym schronienie, prywatność, stan bezpieczeństwa – ale nawet do pokoju przenika brzęk nieustanie pracujących szydełek jak burzące podwaliny dobrego samopoczucia groźne memento.
Cóz, udało mi się jak dotąd zamknąć obłęd w pancerzu samodyscypliny i lęku, w ciężkiej zbroi erotycznej ascezy i codziennego obowiązku. Demony kotłują się i wyją pod pancerzem, ale jak dotąd nie zdołały go rozerwać. Nigdy nie dałam się zamknąć w klinice psychiatrycznej, czwarty rok żyję bez lekarstw. Co miesiąc na moje konto firma przelewa pieniądze. Wczoraj spożyłam pyszną zupę miso i sushi, popijając zieloną herbatą. Jest dobrze. Jest dobrze. Jest dobrze?
Benjamin Maack
Tam obok
w klinice psychiatrycznej
wariaci są teraz uczeni szydełkowania.
W niedziele wariatom wolno przyczepiać
pocztówki do balonów i je wypuszczać w powietrze .
Wtedy tam nad kliniką
niebo jest pełne balonów.
Najbardziej lubią czerwone.
Wszystkie balony są czerwone.
W długie dni
wiatr przynosi
brzęczenie
szydełek
do mojego pokoju.
Przełożyła kora-kora-kora
Zimmer mit Ausblick
Benjamin Maack
Drüben
in der Psychiatrie
bekommen die Irren jetzt das Stricken beigebracht.
Sonntags dürfen die Irren Postkarten
an Ballons hängen und fliegen lassen.
Dann ist drüben über der Psychiatrie
der Himmel voll mit Ballons.
Rote mögen sie am liebsten.
Alle Ballons sind rot.
An langen Tagen
trägt der Wind
das Klappern von
Nadeln
in mein Zimmer.
****
Komentarz Kornelii: Wiersz z jednoznaczą nutą prozaku pióra urodzonego w 1978 roku niemieckiego poety, laureata prestiżowych nagród. Benjamin Maack nazywany jest punkowym romantykiem, który czerpie inspiracje raczej w multipleksach niż wśród krajobrazów. Osobliwy utwór o płynnej granicy między normalnością a obłędem, o lęku „normalnych” przed Innym. Klinika psychiatryczna znajduje się tuż obok. Istnieją obawy, że „wariaci” wyrwą się na swobodę i będą żyli wśród nas. Dlatego zajmuje się ich szydełkowaniem. Jako namiastkę wolności pozwala się pacjentom puszczać balony. Czerwień to symbol nadziei, ale także krwi, namiętności i kipiących zmysłów. To zwiastun buntu. Nikt nie jest bezpieczny. Człowiek pozornie normalny może z dnia na dzień niespodziewanie runąć w bezdenną otchłań szaleństwa. Pokój powinien być miejscem zapewniającym schronienie, prywatność, stan bezpieczeństwa – ale nawet do pokoju przenika brzęk nieustanie pracujących szydełek jak burzące podwaliny dobrego samopoczucia groźne memento.
Cóz, udało mi się jak dotąd zamknąć obłęd w pancerzu samodyscypliny i lęku, w ciężkiej zbroi erotycznej ascezy i codziennego obowiązku. Demony kotłują się i wyją pod pancerzem, ale jak dotąd nie zdołały go rozerwać. Nigdy nie dałam się zamknąć w klinice psychiatrycznej, czwarty rok żyję bez lekarstw. Co miesiąc na moje konto firma przelewa pieniądze. Wczoraj spożyłam pyszną zupę miso i sushi, popijając zieloną herbatą. Jest dobrze. Jest dobrze. Jest dobrze?
czwartek, 2 kwietnia 2015
Śmiertelna pustka duszy
Aglaia Antemiadu
Nikos Pappas
Mała Aglaia z Koryntu
skoczyła z balkonu swego domu
by się zabić…
ta wiadomość, to samobójstwo
stało się tylko dlatego,
żeby uwiecznić swoją obecność
w świecie, Koryncka panna
z kokardami we włosach i szeroko wykaligrafowanymi
listami do nieznajomych,
które napisała w wrześniowe popołudnia,
kiedy Zatoka Koryncka malowała błękitem
twarz Rumelii, nogi Morei.
Zbolała Aglaia
nie przeżyła nawet miłości ani wspomnienia
by ubarwić pustkę swojej duszy
choćby krótko przed potrzaskaniem delikatnych kości
z balkonu, z którego znudziło się jej patrzeć.
Przełożył Ares Chadzinikolau
Komentarz Kornelii: Znakomity wiersz nowoczesnego poety z Hellady. Wielokrotnie to powtarzałam, ale ostrożności nigdy za wiele: nie zamierzam położyć kresu swemu życiu i wszystkim też ostateczne rozwiązanie stanowczo i energicznie odradzam. Zamieszczam takie wiersze, ponieważ mi się podobają. Uważam, że należy trwać, a nawet podjąć próbę wyłuskiwania kolorowych chwil, ponieważ inny wymiar może okazać się jeszcze bardziej odrażający od obecnego (aczkolwiek niełatwo to sobie wyobrazić). Podobnie jak zbolała Aglaia nie przeżyłam miłości ani wspomnienia. Nie pamiętam niczego, ale nie skoczę, żeby ubarwić doskonałą pustkę mojej duszy– taki lot ku ziemi trwa przecież tylko kilka sekund, a ponadto można spaść na kogoś i wyrządzić mu krzywdę. Mojej nonsensownej obecności w tym pożałowania godnym świecie również utrwalać nie zamierzam. Może za to sprawię sobie na Święta butelkę wina za 100 zł, a dziś pójdę na sushi…
Nikos Pappas
Mała Aglaia z Koryntu
skoczyła z balkonu swego domu
by się zabić…
ta wiadomość, to samobójstwo
stało się tylko dlatego,
żeby uwiecznić swoją obecność
w świecie, Koryncka panna
z kokardami we włosach i szeroko wykaligrafowanymi
listami do nieznajomych,
które napisała w wrześniowe popołudnia,
kiedy Zatoka Koryncka malowała błękitem
twarz Rumelii, nogi Morei.
Zbolała Aglaia
nie przeżyła nawet miłości ani wspomnienia
by ubarwić pustkę swojej duszy
choćby krótko przed potrzaskaniem delikatnych kości
z balkonu, z którego znudziło się jej patrzeć.
Przełożył Ares Chadzinikolau
Komentarz Kornelii: Znakomity wiersz nowoczesnego poety z Hellady. Wielokrotnie to powtarzałam, ale ostrożności nigdy za wiele: nie zamierzam położyć kresu swemu życiu i wszystkim też ostateczne rozwiązanie stanowczo i energicznie odradzam. Zamieszczam takie wiersze, ponieważ mi się podobają. Uważam, że należy trwać, a nawet podjąć próbę wyłuskiwania kolorowych chwil, ponieważ inny wymiar może okazać się jeszcze bardziej odrażający od obecnego (aczkolwiek niełatwo to sobie wyobrazić). Podobnie jak zbolała Aglaia nie przeżyłam miłości ani wspomnienia. Nie pamiętam niczego, ale nie skoczę, żeby ubarwić doskonałą pustkę mojej duszy– taki lot ku ziemi trwa przecież tylko kilka sekund, a ponadto można spaść na kogoś i wyrządzić mu krzywdę. Mojej nonsensownej obecności w tym pożałowania godnym świecie również utrwalać nie zamierzam. Może za to sprawię sobie na Święta butelkę wina za 100 zł, a dziś pójdę na sushi…
środa, 1 kwietnia 2015
Żałosne, efemeryczne kukiełki
Omar Chajjam
Kukiełkami jesteśmy, niebo jest kuglarzem,
i to naprawdę, nie tylko w przenośni;
przez chwilę poskaczemy tutaj, po tych deskach
i wracamy po kolei do skrzynki niebytu.
Przełożył Władysław Dulęba
Perski poeta, astronom i matematyk (1048-1131), który drwił sobie ze szkół filozoficznych i doskonale rozumiał absurd egzystencji.
Kukiełkami jesteśmy, niebo jest kuglarzem,
i to naprawdę, nie tylko w przenośni;
przez chwilę poskaczemy tutaj, po tych deskach
i wracamy po kolei do skrzynki niebytu.
Przełożył Władysław Dulęba
Perski poeta, astronom i matematyk (1048-1131), który drwił sobie ze szkół filozoficznych i doskonale rozumiał absurd egzystencji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)