sobota, 30 kwietnia 2016

Z łatwością umierają ptaki

W górach

Dagmar Nick

Z jakąż łatwością
umierają ptaki,
wtykają głowy
pod skrzydło północy,
głosy rozproszone,
niesłyszalne teraz
w okaleczonych lasach.

Z jakąż łatwością
rozstajemy się,
rozdeptujemy światła, ostatnie
pawiki, złotą pomarańczę,
upajający błękit,
pozbawieni gniazda.

Wczoraj odkryłam
pośród uderzeń siekiery również
mojego zbiegłego gryfa,
z okaleczonymi skrzydłami,
martwego w zaroślach.

Przełożyła Diana Koprowiak

piątek, 29 kwietnia 2016

i płacz we mnie wzbiera

***

Paavo Haavikko

Słyszę budzący się deszcz
i płacz we mnie wzbiera;
wsłuchałbym się w jego wybuch
i zapłakałbym,
nie byłbym przynajmniej sam.
Więdnie sen,
świece zapalają się piątkami.
Poprzez ciemność widzę
odlatujące żurawie,
ich kurłykanie wrzyna się w noc.
Te szare ptaki
przemierzają wody Północy
jak mgnienie oka.
O, miłości,
podpierasz tylko brodę
i nic nie widzisz,
nawet tego, że odlatują ptaki.
W ciemności kłębią się chmury
i deszcze -
żurawie, co widzą
i poprzez deszcz
słyszą płacz,
lecą na wschód.
Ptaki królewskie, żurawie,
one naprawdę
wiedzą, czym jest rozpacz.

Przełożyli z fińskiego Bożena Kłosek i Aleksander Nawrocki

środa, 27 kwietnia 2016

Nagrobek sypie na nagrobku

***

Viola Fischerová

Ogród biały zieleniejący
czule nagrobek sypie na nagrobku
kwiatów i liści

nagły szmaragd światło i śnieg
między płotami urwana
smuga widmo
przed laty w kwietniu
wyciętych jabłoni

Przełożył Franciszek Nastulczyk

wtorek, 26 kwietnia 2016

Czeka tylko pusta stacja

W samotności przy oknie

Igor Hochel

zawsze
kiedy stoi przy oknie
boi się
żeby nie było to ostatnie spojrzenie na krajobraz
który rozpoznaje
nawet po szeleście skrzydeł nietoperzy

pod górą tory nagle skręcają

z domu
w którym mieszka
widzi właśnie ten zakręt

wagon za wagonem
znika na zakręcie
rzeczowo
milcząco

na pociąg czeka tylko pusta stacja

najbardziej wabi go wyobrażenie
że po śmierci każdy pojedzie gdzie indziej

Przełożył Franciszek Nastulczyk

sobota, 23 kwietnia 2016

Pozostała ci tylko ziemia

Opuszczony ogród

Gracja Spirou Depounti

Nie lamentuj z powodu ruin naokoło.
Są obojętne dla twojego bólu.
Nie myśl o pięknych dniach,
o czarownych nocach,
o najlepszych godzinach.
Wspomnienia są ruinami -
obojętne dla twojego bólu.
Przekop tylko swój opuszczony ogród…
Może znajdziesz w ziemi
właściwe ziele
i potrzebny nóż…
Tylko ziemia ci pozostała – nie płacz.

Przełożył Nikos Chadzinikolau

czwartek, 21 kwietnia 2016

Słony ból w sieciach

Przed sztormem

Nikos Chadzinikolau

Dzień zamyka przekrwione oczy.
Tympanony skał oznaczone czernią ptaków.
I twarze mrocznieją
chorobą samotności.
Wiatr ma smak sztormu,
Potyka się o swoje zmęczenie.

Wracają kutry ze słonym bólem w sieciach.

środa, 13 kwietnia 2016

Tchnący rozpaczą głos

Więzień

Miyoshi Toyoichirō

Przebudziłem się w środku nocy – nie było przy mnie nikogo…
Pies, gdy go coś zatrwoży, poczyna wyć… Podświadomie
odczułem, jakbym się jednym susem znalazł w szczytowej fazie snu.
Mój cały zmysł słuchu sprowadza się do łóżka,
a łóżko płynie w obłokach…

Zęby, przerażone samotnością, dostają napadu szału.
Tchnący rozpaczą głos unosi się wysoko i zaraz obsuwa się w dół.
Wtedy i ja cal po calu obsuwam się z łóżka.

Moje oczy to dwie dziury wywiercone w murze.
Moje rojenia senne zakrzepły jak fosforyczne światło na powierzchni stołu.
Na niebie płoną czerwono gwiazdy.
Na ziemi żałośnie wyje pies.

(Skądś niewyraźnie dochodzi do mnie powracające echo jego głosu…)
Znam jego tajemnicę!
To w więzieniu mojego serca wyje zaryglowany tam pies,
nie wyspany, wynędzniały pies mojego żywota…

Przełożyli Adachi Kazuko, Wiesław Kotański, Tadeusz Śliwiak

***

Komentarz Kornelii: Bez wątpienia gorzki wiersz utalentowanego japońskiego twórcy.
Miyoshi Toyoichirō (1920-1992) mieszkał w Tokio, był wydawcą legendarnego magazynu poetyckiego Arechi. Cóż, literaci z Nipponu znakomicie potrafią opowiadać o żałosności i absurdzie życia. Może dlatego, że życie pod górą Fudżi nie jest łatwe, tłok, ciasno, jednostkę krępuje przymus grupy, niewiasty są istotami mniej wartościowymi, a mężczyźni muszą pracować niemal jak niewolnicy. Jak zatem żyć, boski cesarzu? Poeta tego nie wie. Budzi się w samym środku sennego koszmaru. Nie umie odróżnić snu od jawy.

Zęby, przerażone samotnością, dostają napadu szału.

Protagonista jest sam, samotność przyprawia go o niewysłowione udręki.

Moje oczy to dwie dziury wywiercone w murze.

Przez dziury w murze nie spostrzeże już światła ani żadnej nadziei.

Na niebie płoną czerwono gwiazdy.
Na ziemi żałośnie wyje pies.

Czerwone gwiazdy na niebie symbolizują cierpienia życia. Wyjący pies przewija się przez cały utwór.

Znam jego tajemnicę!
To w więzieniu mojego serca wyje zaryglowany tam pies,
nie wyspany, wynędzniały pies mojego żywota…

Bohater rozumie więc, że ból zamknięty jest w nim samym, wyjący pies to jego udręczona dusza.
Pies jest niewyspany i wynędzniały. Protagonista cierpi więc nie tylko z powodu samotności, ale doskonale pojmuje nędzę, daremność i dławiący bezsens swej egzystencji. Pies jest zaryglowany, wolności, swobody narrator już nie doświadczy. Wilk wyje donośniej, niż pies, ale jest zwierzęciem szlachetnym. Pies zaś oznacza po prostu psi żywot.

Cóż, ja jestem samotna, ale dla mnie samotność to niemożliwość i brak emocjonalnej potrzeby utrzymywania więzi z innym człowiekiem, jak tu już wielokrotnie pisałam. Często budzę się w środku nocy, usiłuję oderwać świadomość od sennych majaków i też czuję, jak wyje w moim sercu wynędzniały pies mojego żywota. A raczej sama mam chęć zawyć całą mocą głosu, czy to w noc czy w dzień. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko się zdarzyło i dzieje naprawdę. Zazwyczaj jednak wyję tylko bezgłośnie z obawy przed konsekwencjami.

Dni mijają coraz szybciej, wydaje mi się, jakby Sylwester był wczoraj przed południem. Wiosna targa mną bezlitośnie, młode listki odbierają mi oddech a rozkwitające kwiaty wypalają oczy. Na szczęście ostatnie dni przyniosły chmury, ale przecież z każdą godziną będzie gorzej.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Krew strumieniem biła w noc

Samotność

Jean Follain

W pobliżu wielkiego kielicha u stóp wody przejrzystej
powoli
zdjął maskę wykrojoną z drzewa.

Krew zwierząt
strumieniem biła w noc ze słodyczy i czaru.

I gdy nasłuchiwał
maska biała jak ciasto chlebne
próchniała od cieni po bokach.

Przełożył Julian Przyboś

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Wznosi ramiona nad grobem

***

Ernst Meister

Dziecko, które maluje
maluje grób
i dziecko
w grobie

i maluje
olbrzymią kobietę która
wznosi ramiona
nad grobem

Przełożył L. Szwed

niedziela, 10 kwietnia 2016

Kora odrzuca swe życie

***

Louise Glück

W ciszy mojego sumienia pytam siebie:
Dlaczego przeklinam swe życie? I odpowiadam
Die Erde überwältigt mich:
Świat mnie zwycięża.

***

Komentarz Kornelii. Osobliwy, posępny wiersz urodzonej w 1943 zdolnej amerykańskiej autorki. Niestety, nie wiem, kto przełożył ten utwór.  Louise Glück jest laureatką nagrody Pulitzera na polu poezji, wykładała na kilku uniwersytetach. Jej twórczość, w której wykorzystuje motywy mitologiczne, zazwyczaj ma mroczną barwę. Powyższy czterowiersz to fragment dłuższego poematu Landscape, jest często cytowany przez osoby melancholijne i skłonne do depresji. Poetka napisała jeden wers po niemiecku:

Die Erde überwältigt mich:

Zapewne dlatego, że niemiecki jest językiem bardziej druzgoczącym, przytłaczającym, okrutnym.

Nie podejmuję się przetłumaczyć całego Landscape, nie jestem tak biegła w języku Szekspira, jak w mowie Schillera. Przełożę jednak, raczej dosłownie, następujący fragment:

In the silence of consciousness I asked myself:
why did I reject my life? And I answer
Die Erde überwältigt mich:
the earth defeats me.

I have tried to be accurate in this description
in case someone else should follow me. I can verify
that when the sun sets in winter it is
incomparably beautiful and the memory of it
lasts a long time. I think this means

there was no night.
The night was in my head.

A teraz tłumaczenie:

***

W ciszy mojego sumienia zapytałam siebie
Dlaczego odrzucam swe życie? I odpowiadam
Die Erde überwältigt mich:
Ziemia mnie zwycięża

Starałam się być dokładna w tym opisie
na wypadek, gdyby ktoś zechciał podążyć moim śladem.
Mogę potwierdzić,
że gdy słońce zachodzi zimą, jest
niezrównanie piękne i pamięć o nim
trwa bardzo długo. Mniemam, że to oznacza

że nie było nocy.
Noc była w mojej głowie.

Przełożyła kora-kora-kora

Cóż, wiernie przetłumaczyłam Earth i Erde jako Ziemię, nie jako świat. Ziemia bardziej kojarzy mi się ze skalaniem materią. Moim zdaniem ten wiersz to manifest osoby śmiertelnie znużonej życiem, która nie może już sobie poradzić z mozołami codziennej egzystencji i ma dość okropnej prozy bytowania, zmagania się z materią.

Die Erde überwältigt mich

Można przetłumaczyć także jako: Ziemia mnie obezwładnia, ogarnia, przytłacza, ujarzmia, przemaga.

Można podziwiać piękne widoki, cuda natury:

Mogę potwierdzić,
że gdy słońce zachodzi zimą, jest
niezrównanie piękne i pamięć o nim
trwa bardzo długo.

Ale dla osoby, która ma smutek, mrok, noc w głowie, piękno przyrody, natury i życia nie przyniesie ukojenia.

Mniemam, że to oznacza

że nie było nocy.
Noc była w mojej głowie.

Cóż, także czuję się przytłoczona, ujarzmiona, zmiażdżona przez materialny świat. Nie mam już siły. Oczywiście lamentuję tak od długiego czasu i z pewnością nadal będę to czynić. Ale mam w głowie noc, której nic nie może rozjaśnić. Na szczęście dziś trochę deszczu spadło, dzień pochmurny, pójdę na spacer, zmęczę się, żeby za wiele nie myśleć.

sobota, 9 kwietnia 2016

Nagłe pożegnanie z życiem

Dziewczyna

Lars Gustafsson

Pewnego razu życie
z łagodnym uśmiechem dziewczyny
stoi nagle na drugim brzegu strumienia
i pyta
(jak to ono gniewnie):

jak się tam dostałeś?

Przełożył Zbigniew Kruszyński

***

Komentarz Kornelii: Owiany tęsknotą wiersz urodzonego w 1936 roku poety i eseisty ze Szwecji. Pozornie nie jest mroczny, zamieszczam więc bez kategorii. Ale jak dla mnie utwór smutny, rozumiem go jako akwarelę w stylu realizmu magicznego, przedstawiającą przemijanie, śmierć.
Życie

stoi nagle na drugim brzegu strumienia

to znaczy, że niespodziewanie dobiegło kresu. Ten potok jest granicą dwóch światów, Styksem. Życie ma łagodny uśmiech dziewczyny, ale to tylko pozory. Pyta bowiem z gniewem:

jak się tam dostałeś?

Życie, jak zawsze, jest gniewne, co rozumiemy w ten sposób, że było nieszczęściem, karą udręką.

jak się tam dostałeś?

Możemy interpretować także jako: Dlaczego w ogóle byłeś? Dlaczego umarłeś? Czy wiesz, że to wszystko jest bez sensu?

Cóż, nawet miło, że życie-śmierć ma postać dziewczyny. Ostatnio kobiety podobają mi się bardziej (mam zaburzenia tożsamości genderowej, jak wiadomo), a ponadto ze strony niewiasty zazwyczaj (aczkolwiek nie zawsze) nie istnieje niebezpieczeństwo, że Korę przemocą spenetruje.
Zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilka mrugnięć powieką i mnie nie będzie. Egzystencja jest dla mnie uciążliwym absurdem. Chciałabym rzucić się głową naprzód w czarny nurt Styksu, już czuję zgniły zapach tej posępnej wody. Dziś mam się trochę lepiej, przyszły chmury, aczkolwiek moje nadzieje na płoszący ludzi deszcz się nie spełniły. Zbliżający się nieubłaganie majowy paroksyzm wiosny, sprawia, że już teraz mam mdłości.

piątek, 8 kwietnia 2016

Chciałabym utonąć w bagnach

Lament wdowy na wiosnę

William Carlos Williams

Smutny jest mój trawnik,
gdzie świeża trawa
płonie jak płonęła
dawniej, ale nie
tym zimnym ogniem,
który zamyka mnie kołem w tym roku.
Trzydzieści pięć lat
żyłam z moim mężem.
Drzewo śliwy bieli się dziś
mnóstwem kwiatów.
Mnóstwo kwiatów
obciąża gałęzie wiśni
i barwi krzewy
żółtością i czerwienią,
ale ból w moim sercu
jest od nich silniejszy
i choć były kiedyś
moją radością, dziś patrzę na nie
i zapominam ledwie się odwrócę.
Dzisiaj mój syn powiedział mi,
że wśród łąk,
na skraju gęstego lasu
daleko stąd widział
drzewa okryte białymi kwiatami.
Chciałabym
pójść tam,
rzucić się w te kwiaty
i utonąć w bagnach pod nimi.

Przełożyła Julia Hartwig

czwartek, 7 kwietnia 2016

Jak zawsze do nicości

Gruzy

Kateřina Rudčenková

To się zaczęło od schizofrenii.
Ukośne światło budziło ich codziennie.
Domem wstrząsało dudnienie tramwajów.
Już od czasu kiedy byliśmy mali.

Zadomowiamy się, godzina za godziną.
Tutaj w tej hałdzie żyliśmy z bratem.
Tutaj budził nas hałas.
Tu stała choinka
a obok w kuchni żyła babcia.
Brzmiały tu kroki,
pobrzękiwanie sztućców, puszczona woda, śmiech,
grzebień kładziony przed lustrem.
Miewałaś długie włosy.

Że będziesz z gruzów wyciągać książki, fotografie,
listy i kosztowności.
Że znajdziesz tam swoje dziecięce ręce, swoją głowę,
swój sen i strach.

Do czego lgniemy.
Do nicości jak zawsze.
Do czego wracamy.
Do ściany.

Kurz temu nie nie zaszkodzi,
już go nie wycieraj.

Przełożył Franciszek Nastulczyk

wtorek, 5 kwietnia 2016

Kora nie może oddać moczu

baseny

Charles Bukowski

w szpitalach, w których byłem
mieli na ścianach krzyże
a za nimi cienkie liście palmowe
pożółkłe i ściemniałe.
to znak, żeby pogodzić się z nieuniknionym.
ale naprawdę ranią człowieka
baseny
wbijające się w dupę
umierasz
a przy tym chcą, żebyś usiadł
na tym czymś
i oddawał mocz
i kał
podczas gdy do łóżka
obok
pięcioosobowa rodzina przyszła
życzyć zdrowia
nieuleczalnemu przypadkowi
choroby serca
raka
albo ogólnego rozkładu.
basen to bezlitosna skała
potworne szyderstwo
bo nikt nie chce ciągnąć twojego słabnącego ciała
do sracza i z powrotem.
najchętniej by to człowiek wyrzucił,
ale oni podnieśli kraty:
jesteś w swoim łóżeczku
w swoim śmiertelnym łóżeczku
a kiedy siostra po półtorej godziny
wraca
a w basenie nie ma nic
mierzy cię bardzo
niechętnym spojrzeniem.
jak gdyby w obliczu śmierci
człowiek mógł robić
najzwyczajniejsze w świecie rzeczy
ciągle na nowo.
ale jeśli uważasz, że to nie w porządku
wyluzuj się
i wal
wszystko
w pościel
wtedy dostanie ci się
nie tylko od pielęgniarki
ale i od innych
pacjentów.
najgorsze w umieraniu
są te oczekiwania innych:
że wykorkujesz
jak rakieta wystrzelona
w nocne niebo.
czasami to się udaje
ale kiedy potrzebujesz kuli i pistoletu
patrzysz
i widzisz
że druty nad twoją głową
połączone przed laty
z guzikiem
zostały przecięte
porwane
zniszczone
stały się
bezużyteczne
tak jak
basen.

Przełożył Leszek Engelking

***

Komentarz Kornelii: Wyjątkowo fizjologiczny i turpistyczny wiersz. Charles Bukowski jest obecnie poetą, jak to się modnie mówi „kultowym”. Wielu uwielbia jego twórczość. Niestety, to także prowadzący rozwiązły tryb życia alkoholik wyglądający jak kozioł chory na padaczkę – zastanawiam się, jak znajdował te swoje wszystkie „partnerki”. Zdaję sobie jednak sprawę, że jestem mimo wszystko idealistką i oczekuję od mężczyzn, ale przede wszystkim od kobiet, zbyt wiele. Wiersze tego, pożal się Boże, kalifornijskiego „króla życia” to właściwie prymitywna, nasycona wulgaryzmami proza. Tym niemniej Charles Bukowski znakomicie potrafi pokazać całą nędzę, bezsens, obrzydliwe bagno ludzkiej egzystencji, dlatego niekiedy utwory jego zamieszczam.

Cóż, baseny, cała nędza rozpadu ludzkiego ciała, choroby, udręki w szpitalu, umierania. Na samą myśl dostaję mdłości. Teraz moi rodzice odgrywają festiwal umierania, moja Mama mówi, że strasznie boi się tego szpitalnego leżenia i ze strachu spać nie może.

Wcześniej byłam w prywatnym szpitalu, aby poddać się drobnemu zabiegowi. Zapłaciłam horrendalne pieniądze, aby zapewnić sobie własny pokój z łazienką, uniknąć państwowej służby zdrowia. Przed operacją męski personel gapił się na mnie, prawie kompletnie odsłoniętą, bezwstydnie i obleśnie, czego właściwie się spodziewałam nawet w prywatnej klinice. Bezpośrednio po operacji działały jeszcze środki znieczulające i czułam się radośnie, nawet euforycznie. Ale przebudzenie po nocy okazało się potworne – potworny ból w zaszytych miejscach cięcia. I jeszcze pełny pęcherz mnie dręczył, ale nie miałam siły wstać z łóżka. Na domiar złego nie było już rosłego pielęgniarza, który mnie wiózł na operację (i się gapił), lecz dyżur miała filigranowa pielęgniareczka. Powiedziała, że ona nie da rady zanieść mnie do łazienki, zazwyczaj po takich zabiegach pacjenci dochodzą jakoś sami, ale jeśli nie dam rady, to przyniesie mi basen.

Oczywiście nie miałam zamiaru sikać do basenu, może jeszcze na oczach tej zimnej siostry miłosierdzia. Przełykając łzy bólu dopełzłam do łazienki, podciągnęłam się i z nieopisanym westchnieniem ulgi usiadłam. Pielęgniarka, zapewne zgodnie z zasadami sztuki, czekała pod drzwiami.
Niestety, znów uśmiechnęło się moje życiowe antyszczęście. Miałam swoją łazienkę, ale obok znajdowała się łazienka innego pokoju, a ściany okazały się cienkie. Złośliwy los sprawił, że do tej sąsiedniej łazienki  weszła pacjentka z pokoju obok, seniorka. Musiałam wszystko słyszeć. Potrzebuję do pewnych rzeczy intymności i ciszy, więc się spięłam i nie potrafiłam osiągnąć niczego. Pani w sąsiedniej toalecie nie nie miała wszakże żadnych problemów i odniosłam wrażenie, że spaceruję nad wodospadem Niagara. Jej pielęgniarka zapytała: „Czy wszystko w porządku!!?”

„Tak, ja tylko tak wolno oddaję mocz!” – odkrzyknęła dziarsko staruszka..

Spięłam się jeszcze bardziej, szwy podwójnie zabolały, wtedy moja siostra wrzasnęła przez drzwi: „Czy wszystko w porządku?!”

Normalnie egzystencjalna zgroza….

Po tych nieopisanych, upokarzających udrękach obiecałam sobie, że więcej do szpitala nie pójdę i, jak na razie, słowa dotrzymałam. Obawiam się jednak, jak to będzie później. Przez własne niedbalstwo nie zdobyłam do tej pory tabletek ostatecznego wyjścia, ale przecież powinnam wreszcie tym się zająć. Młodsza się nie staję, a perspektywa szpitalnych basenów to horror.

Rozpustny poeta z pewnością ma rację:

najgorsze w umieraniu
są te oczekiwania innych:
że wykorkujesz
jak rakieta wystrzelona
w nocne niebo.

Ale jak tu efektownie wykorkować, jak się leży w szpitali i trzeba… do basenu? Bukowski przyznaje, że nie dopełnił niezbędnych przygotowań:

ale kiedy potrzebujesz kuli i pistoletu
patrzysz
i widzisz
że druty nad twoją głową
połączone przed laty
z guzikiem
zostały przecięte
porwane
zniszczone
stały się
bezużyteczne
tak jak
basen.

Rzeczywiście, trudno starać się o pistolet, będąc już w stadium szpitalno-basenowo- agonalnym. Należy zdobyć narzędzia startowe do rakietowego lotu w zaświaty, dopóki jest na to czas.

Ta wiosna jest wprost odpychająca. Nie ma gdzie się ukryć. Noce sadystycznie krótkie. Może przestanę już tu pisać, aby nie powtarzać tych żałosnych lamentów.

sobota, 2 kwietnia 2016

Smutni jeźdźcy, nieme cienie

Konie śmierci

Endre Ady

W księżycowej dróg poświacie,
Nieboskłonu srebrną drogą
Pastuch chmurzysk gna tabuny,
Ku nam, ku nam… nie podkute
Konie śmierci mkną złowrogo.

Zbrodnią wieje od tych koni,
Unoszących jeźdźców widma;
Smutni jeźdźcy, nieme cienie
Przenikają księżyc drżeniem,
Gdy kłusują drogą widną.

Któż odgadnie, skąd tak gonią?…
(Świat już drzemie). Biegną, staną…
A strzemiona ich rozwiane,
A wciąż jeden z koni – wolny,
Jedno siodło wciąż bez pana.

A gdy koń przystanie przed kim,
W drogę z sobą go zabiera,
I z nim w grozie zespolona
Śmierć cwałuje, jak szalona,
Po nowego pasażera.

Przełożył Tadeusz Fangrat

piątek, 1 kwietnia 2016

Pozostał tylko krzyk

Teraz

Gabriela Negreanu

Spróbuję się chwilkę
pobawić:
O tym, że istnieje otchłań, wiem.
Że jest głęboka, wiem.
Że nie jest wieczna, wiem.
Że mam przed sobą życie,
nieskończone jak koło bez wyjścia
i skazane na szczęście, wiem, wiem.
I o tym, że nic, nawet najmniejszej kropli krwi
nie traci się na próżno, wiem.
A teraz krzyczę.

Przełożyła Irena Harasimowicz

****

Komentarz Kornelii: Niezwykły wiersz wrażliwej, utalentowanej artystki z Rumunii, ostatnio niesłusznie nieco zapomnianej. Gabriela Negreanu (1947-1995 rok) nie umiała znieść paraliżującego absurdu istnienia. W końcu wyskoczyła z 9 piętra domu w Bukareszcie, w którym mieszkała. Podziwiam jej odwagę i zazdroszczę. Cóż, Gabriela z pewnością nie nabroiła w życiu tyle, co ja. Ostatecznie nie mam powodów, żeby się śpieszyć. To samo przyjdzie.
Znając tragiczny los poetki, można łatwiej interpretować jej utwór.
Otchłań to śmierć głęboka, ale przecież nie wieczna. Gabriela najwidoczniej wierzy w reinkarnację, której się boi i której nie chce.

wiem.
Że mam przed sobą życie,
nieskończone jak koło bez wyjścia

Sprzeciwia się obowiązującemu w świecie przymusowi szczęścia. Przyznawanie się do smutku jest przecież wysoce niestosowne.

i skazane na szczęście, wiem, wiem.

Gabrieli nie przynosi pocieszenia także głoszony przez wielu pogląd, że wszystko w rzeczywistości ma swój sens:

I o tym, że nic, nawet najmniejszej kropli krwi
nie traci się na próżno, wiem.

Ale absurd tej egzystencji, nawet pozornie szczęśliwej i sensownej, przejmuje młodą kobietę taką grozą, że zanosi się przeraźliwym wrzaskiem.

A teraz krzyczę.

Cóż, nigdy nie wierzyłam w reinkarnację, ale samo istnienie i świadomość, a także lęk przed być może wiecznym życiem, są dla mnie tak aberracyjne, że mam chęć na „scenę balkonową” (Kora wychodzi na balkon i wyje).
Cóż, skoczyć z wysokości nie mam odwagi, a wyć nie wypada, ponieważ można do zamkniętej instytucji trafić, w której cuchnie, brakuje papieru toaletowego i nie ma jak się przebierać. Może więc pójdę i naalkoholizuję się dziś jak nieboskie stworzenie. Albo dam się wysmagać Dominie. Lub też jedno i drugie. Na chwilę pomoże.