baseny
Charles Bukowski
w szpitalach, w których byłem
mieli na ścianach krzyże
a za nimi cienkie liście palmowe
pożółkłe i ściemniałe.
to znak, żeby pogodzić się z nieuniknionym.
ale naprawdę ranią człowieka
baseny
wbijające się w dupę
umierasz
a przy tym chcą, żebyś usiadł
na tym czymś
i oddawał mocz
i kał
podczas gdy do łóżka
obok
pięcioosobowa rodzina przyszła
życzyć zdrowia
nieuleczalnemu przypadkowi
choroby serca
raka
albo ogólnego rozkładu.
basen to bezlitosna skała
potworne szyderstwo
bo nikt nie chce ciągnąć twojego słabnącego ciała
do sracza i z powrotem.
najchętniej by to człowiek wyrzucił,
ale oni podnieśli kraty:
jesteś w swoim łóżeczku
w swoim śmiertelnym łóżeczku
a kiedy siostra po półtorej godziny
wraca
a w basenie nie ma nic
mierzy cię bardzo
niechętnym spojrzeniem.
jak gdyby w obliczu śmierci
człowiek mógł robić
najzwyczajniejsze w świecie rzeczy
ciągle na nowo.
ale jeśli uważasz, że to nie w porządku
wyluzuj się
i wal
wszystko
w pościel
wtedy dostanie ci się
nie tylko od pielęgniarki
ale i od innych
pacjentów.
najgorsze w umieraniu
są te oczekiwania innych:
że wykorkujesz
jak rakieta wystrzelona
w nocne niebo.
czasami to się udaje
ale kiedy potrzebujesz kuli i pistoletu
patrzysz
i widzisz
że druty nad twoją głową
połączone przed laty
z guzikiem
zostały przecięte
porwane
zniszczone
stały się
bezużyteczne
tak jak
basen.
Przełożył Leszek Engelking
***
Komentarz Kornelii: Wyjątkowo fizjologiczny i turpistyczny wiersz. Charles Bukowski jest obecnie poetą, jak to się modnie mówi „kultowym”. Wielu uwielbia jego twórczość. Niestety, to także prowadzący rozwiązły tryb życia alkoholik wyglądający jak kozioł chory na padaczkę – zastanawiam się, jak znajdował te swoje wszystkie „partnerki”. Zdaję sobie jednak sprawę, że jestem mimo wszystko idealistką i oczekuję od mężczyzn, ale przede wszystkim od kobiet, zbyt wiele. Wiersze tego, pożal się Boże, kalifornijskiego „króla życia” to właściwie prymitywna, nasycona wulgaryzmami proza. Tym niemniej Charles Bukowski znakomicie potrafi pokazać całą nędzę, bezsens, obrzydliwe bagno ludzkiej egzystencji, dlatego niekiedy utwory jego zamieszczam.
Cóż, baseny, cała nędza rozpadu ludzkiego ciała, choroby, udręki w szpitalu, umierania. Na samą myśl dostaję mdłości. Teraz moi rodzice odgrywają festiwal umierania, moja Mama mówi, że strasznie boi się tego szpitalnego leżenia i ze strachu spać nie może.
Wcześniej byłam w prywatnym szpitalu, aby poddać się drobnemu zabiegowi. Zapłaciłam horrendalne pieniądze, aby zapewnić sobie własny pokój z łazienką, uniknąć państwowej służby zdrowia. Przed operacją męski personel gapił się na mnie, prawie kompletnie odsłoniętą, bezwstydnie i obleśnie, czego właściwie się spodziewałam nawet w prywatnej klinice. Bezpośrednio po operacji działały jeszcze środki znieczulające i czułam się radośnie, nawet euforycznie. Ale przebudzenie po nocy okazało się potworne – potworny ból w zaszytych miejscach cięcia. I jeszcze pełny pęcherz mnie dręczył, ale nie miałam siły wstać z łóżka. Na domiar złego nie było już rosłego pielęgniarza, który mnie wiózł na operację (i się gapił), lecz dyżur miała filigranowa pielęgniareczka. Powiedziała, że ona nie da rady zanieść mnie do łazienki, zazwyczaj po takich zabiegach pacjenci dochodzą jakoś sami, ale jeśli nie dam rady, to przyniesie mi basen.
Oczywiście nie miałam zamiaru sikać do basenu, może jeszcze na oczach tej zimnej siostry miłosierdzia. Przełykając łzy bólu dopełzłam do łazienki, podciągnęłam się i z nieopisanym westchnieniem ulgi usiadłam. Pielęgniarka, zapewne zgodnie z zasadami sztuki, czekała pod drzwiami.
Niestety, znów uśmiechnęło się moje życiowe antyszczęście. Miałam swoją łazienkę, ale obok znajdowała się łazienka innego pokoju, a ściany okazały się cienkie. Złośliwy los sprawił, że do tej sąsiedniej łazienki weszła pacjentka z pokoju obok, seniorka. Musiałam wszystko słyszeć. Potrzebuję do pewnych rzeczy intymności i ciszy, więc się spięłam i nie potrafiłam osiągnąć niczego. Pani w sąsiedniej toalecie nie nie miała wszakże żadnych problemów i odniosłam wrażenie, że spaceruję nad wodospadem Niagara. Jej pielęgniarka zapytała: „Czy wszystko w porządku!!?”
„Tak, ja tylko tak wolno oddaję mocz!” – odkrzyknęła dziarsko staruszka..
Spięłam się jeszcze bardziej, szwy podwójnie zabolały, wtedy moja siostra wrzasnęła przez drzwi: „Czy wszystko w porządku?!”
Normalnie egzystencjalna zgroza….
Po tych nieopisanych, upokarzających udrękach obiecałam sobie, że więcej do szpitala nie pójdę i, jak na razie, słowa dotrzymałam. Obawiam się jednak, jak to będzie później. Przez własne niedbalstwo nie zdobyłam do tej pory tabletek ostatecznego wyjścia, ale przecież powinnam wreszcie tym się zająć. Młodsza się nie staję, a perspektywa szpitalnych basenów to horror.
Rozpustny poeta z pewnością ma rację:
najgorsze w umieraniu
są te oczekiwania innych:
że wykorkujesz
jak rakieta wystrzelona
w nocne niebo.
Ale jak tu efektownie wykorkować, jak się leży w szpitali i trzeba… do basenu? Bukowski przyznaje, że nie dopełnił niezbędnych przygotowań:
ale kiedy potrzebujesz kuli i pistoletu
patrzysz
i widzisz
że druty nad twoją głową
połączone przed laty
z guzikiem
zostały przecięte
porwane
zniszczone
stały się
bezużyteczne
tak jak
basen.
Rzeczywiście, trudno starać się o pistolet, będąc już w stadium szpitalno-basenowo- agonalnym. Należy zdobyć narzędzia startowe do rakietowego lotu w zaświaty, dopóki jest na to czas.
Ta wiosna jest wprost odpychająca. Nie ma gdzie się ukryć. Noce sadystycznie krótkie. Może przestanę już tu pisać, aby nie powtarzać tych żałosnych lamentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz