Więzień
Miyoshi Toyoichirō
Przebudziłem się w środku nocy – nie było przy mnie nikogo…
Pies, gdy go coś zatrwoży, poczyna wyć… Podświadomie
odczułem, jakbym się jednym susem znalazł w szczytowej fazie snu.
Mój cały zmysł słuchu sprowadza się do łóżka,
a łóżko płynie w obłokach…
Zęby, przerażone samotnością, dostają napadu szału.
Tchnący rozpaczą głos unosi się wysoko i zaraz obsuwa się w dół.
Wtedy i ja cal po calu obsuwam się z łóżka.
Moje oczy to dwie dziury wywiercone w murze.
Moje rojenia senne zakrzepły jak fosforyczne światło na powierzchni stołu.
Na niebie płoną czerwono gwiazdy.
Na ziemi żałośnie wyje pies.
(Skądś niewyraźnie dochodzi do mnie powracające echo jego głosu…)
Znam jego tajemnicę!
To w więzieniu mojego serca wyje zaryglowany tam pies,
nie wyspany, wynędzniały pies mojego żywota…
Przełożyli Adachi Kazuko, Wiesław Kotański, Tadeusz Śliwiak
***
Komentarz Kornelii: Bez wątpienia gorzki wiersz utalentowanego japońskiego twórcy.
Miyoshi Toyoichirō (1920-1992) mieszkał w Tokio, był wydawcą legendarnego magazynu poetyckiego Arechi. Cóż, literaci z Nipponu znakomicie potrafią opowiadać o żałosności i absurdzie życia. Może dlatego, że życie pod górą Fudżi nie jest łatwe, tłok, ciasno, jednostkę krępuje przymus grupy, niewiasty są istotami mniej wartościowymi, a mężczyźni muszą pracować niemal jak niewolnicy. Jak zatem żyć, boski cesarzu? Poeta tego nie wie. Budzi się w samym środku sennego koszmaru. Nie umie odróżnić snu od jawy.
Zęby, przerażone samotnością, dostają napadu szału.
Protagonista jest sam, samotność przyprawia go o niewysłowione udręki.
Moje oczy to dwie dziury wywiercone w murze.
Przez dziury w murze nie spostrzeże już światła ani żadnej nadziei.
Na niebie płoną czerwono gwiazdy.
Na ziemi żałośnie wyje pies.
Czerwone gwiazdy na niebie symbolizują cierpienia życia. Wyjący pies przewija się przez cały utwór.
Znam jego tajemnicę!
To w więzieniu mojego serca wyje zaryglowany tam pies,
nie wyspany, wynędzniały pies mojego żywota…
Bohater rozumie więc, że ból zamknięty jest w nim samym, wyjący pies to jego udręczona dusza.
Pies jest niewyspany i wynędzniały. Protagonista cierpi więc nie tylko z powodu samotności, ale doskonale pojmuje nędzę, daremność i dławiący bezsens swej egzystencji. Pies jest zaryglowany, wolności, swobody narrator już nie doświadczy. Wilk wyje donośniej, niż pies, ale jest zwierzęciem szlachetnym. Pies zaś oznacza po prostu psi żywot.
Cóż, ja jestem samotna, ale dla mnie samotność to niemożliwość i brak emocjonalnej potrzeby utrzymywania więzi z innym człowiekiem, jak tu już wielokrotnie pisałam. Często budzę się w środku nocy, usiłuję oderwać świadomość od sennych majaków i też czuję, jak wyje w moim sercu wynędzniały pies mojego żywota. A raczej sama mam chęć zawyć całą mocą głosu, czy to w noc czy w dzień. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko się zdarzyło i dzieje naprawdę. Zazwyczaj jednak wyję tylko bezgłośnie z obawy przed konsekwencjami.
Dni mijają coraz szybciej, wydaje mi się, jakby Sylwester był wczoraj przed południem. Wiosna targa mną bezlitośnie, młode listki odbierają mi oddech a rozkwitające kwiaty wypalają oczy. Na szczęście ostatnie dni przyniosły chmury, ale przecież z każdą godziną będzie gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz