Śmierć i spółka
Sylvia Plath
Dwie. Oczywiście, że są dwie.
To zdaje się całkiem jasne –
Jedna nie podnosi oczu, o powiekach spuszczonych
I gałkach ocznych Blake’a,
Wystawia na pokaz
Znamiona jako swój znak ochronny –
Bliznę po oparzeniu,
Nagi
Grynszpan kondora.
Jestem ciemnym mięsem. Sępi dziób
Zamyka się: nie schwytał mnie.
Ona mi mówi, że źle wychodzę na zdjęciu.
Mówi, jak rozkosznie
Wyglądają dzieci w szpitalnej kostnicy: z prostą
Krezą przy szyi,
W draperiach swych jońskich
Szat śmiertelnych
I z małymi nóżkami.
Ona nie śmieje się ani nie pali papierosów.
Ta druga to czyni,
Długowłosa, żądna poklasku.
Dziwka
Masturbująca blask,
By wzbudzić miłość.
Nawet nie drgnę.
Mróz tworzy kwiat,
Rosa tworzy gwiazdę.
Dzwon śmierci,
Dzwon śmierci.
Ktoś skonał.
Przełożyła Teresa Truszkowska
Komentarz Kornelii: Jeden z najpiękniejszych wierszy Poetki Szaleństwa. Sylvia genialnie doszła do wniosku, że istnieją dwie Śmierci. Jedna zabija ludzi, zachęca bohaterkę do samobójstwa, tym razem jeszcze daremnie. Ale, żeby nieustannie mogła zabijać, muszą rodzić się wciąż nowe dzieci. Dlatego druga Śmierć z fałszem w głosie lubieżnie kusi do miłości, do kreowania nowych niewolników materii. Sylvia jeszcze opiera się tym wezwaniom, ale obok niej ktoś umiera.
Nadciągnęły chmury, wyjrzałam spod kołdry. Jestem niemal spokojna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz