Dziewica
Laura Riding
Moje ciało jest daleko ode mnie.
Ale zbliż się i dotknij:
Bliżej nikt podejść nie może.
To odzieżowa rzecz
To prawdziwy relikt,
Choć nigdy jej nie nosiłam,
Choć nigdy nie będę martwa.
A posiadanie?
Minie gwałtowność,
pasja zapoznana,
Nim ją poznam.
Przełożyła Julia Fiedorczuk
The Virgin
My flesh is at a distance from me.
Yet approach and touch it:
It is as near as anyone can come.
This vestiary stuff
Is a true relic,
Though I have never worn it,
Though I shall never be dead.
And the possession?
The violence will be over,
A forgotten passion,
Before I learn of it.
****
Komentarz Kornelii: pełen tajemnic utwór subtelnej amerykańskiej poetki. Nie znalazłam żadnej analizy i mam trudności z interpretacją, dołączam więc wyjątkowo angielski oryginał (poezję właściwie zawsze powinno się czytać w oryginale, ale nie będę się tu snobować aż tak mocno).
Wydaje mi się, że panna z wiersza nie odczuwa ścisłej identyfikacji ze swym ciałem (moje ciało jest daleko ode mnie), taktuje je jak odzież, która nie jest nieodzowna:
To odzieżowa rzecz
To prawdziwy relikt,
Choć nigdy jej nie nosiłam,
Choć nigdy nie będę martwa.
Nigdy nie będę martwa – dziewczyna wierzy, że jej osobowość czy też psyche przetrwa śmierć i rozkład materialnej powłoki cielesnej.
Pytanie, dlaczego decyduje się na inicjację seksualną:
Moje ciało jest daleko ode mnie.
Ale zbliż się i dotknij:
Bliżej nikt podejść nie może.
Może po prostu ulega lekkiej ciekawości. Pragnie doświadczyć tej (jakoby) najbardziej intymnej formy kontaktów międzyludzkich. Wydaje się, że decyzję ułatwia jej brak utożsamiania się ze swym ciałem.
Ostatnie cztery wersy przetłumaczyłabym bardziej dosłownie. Słowo przemoc (violence) bardziej bowiem oddaje istotę rzeczy, niż „gwałtowność”:
A posiadanie?
Minie przemoc,
Pasja zapomniana,
Zanim się jej nauczę
W każdym razie nasza Virgin nie czyni sobie w sprawie erotycznej inicjacji wielkich złudzeń. Takie wdarcie się w dziewczęce ciało to przemoc i ból, nawet jeśli nie jest gwałtem. Cierpienie pierwszych momentów minie, ale na jakąś rozkosz czy ekstazę nie ma co liczyć. Chwilowe, być może udawane, uniesienia szybko popadną w niepamięć. Doświadczania (mocno przereklamowanej) przyjemności nie można się nauczyć. Zostanie bezsensowne ciało jak ubranie, które chciałoby się zrzucić.
Cóż, też nie odczuwałam zbyt silnej identyfikacji ze swą proteinową powłoką i nie liczyłam na rozkosz, mimo to dosłownie zainscenizowałam utratę niewinności – w ogóle już nie pamiętam dlaczego. Może też lekka ciekawość przyprawiła mnie o zgubę? Od razu straciłam nie tylko hymen i krew, ale także zdolności intelektualne. Wielobarwna wyobraźnia byłej dziewicy Kornelii zmarzła jak kwiaty na późnojesiennym grobie. Rozerwały się złociste nici delikatnej równowagi i poszłam na dno jak bryła ołowiu. Nie tylko straciłam niewinność, ale także dałam się rytualnie zbrukać na wiele możliwych sposobów.
Ech, aż nie chcę w to wszystko uwierzyć….
Czasem myślę, że gdybym porozmawiała z jakąś prawdziwą niewinną, część jej wewnętrznego spokoju spłynęłaby na mnie. Ale to tylko majaki – dziewic w moim wieku właściwie już nie ma, a te, które przetrwały, trapione są przez frustracje i smutki i tęsknotę za nieznanym, tortury niespełnienia, bo jak tu żyć bez mężczyzny? Całe te uwarunkowania biologiczne, którym podlegamy, to skrajnie złośliwy żart.
PS.
Liście wreszcie opadają – gdy rowerowałam w złotym deszczu, jeden nawet zatrzymał się na moim nosku. Ale wciąż za mało, za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz