Skok
James Dickey
Wszystko, co mi zostało po Jane Mac Naughton,
To jedna chwila z naszych lekcji tańca.
Była najszybszym biegaczem w siódmej klasie,
Czytam w swych szpargałach, i to nawet wtedy, kiedy chłopcy
Zaczynali wzrostem doganiać dziewczyny,
Lecz to nie biegnącą mam ją w swej pamięci,
Choć pamiętam Frances Lane i Agnes Fraser,
I grubą Betty Lou Black w sztafecie chłopcy przeciwko dziewczynom
Po lekcjach: widocznie biegała
Jak inne dziewczyny, w spódnicach zakasanych tak,
Że wyglądały jakby szarawary,
Lecz tylko się domyślam; ten fragment jej zniknął.
To co pozostało, to chwila, kiedy przyszła
Na doroczny bal naszych lekcji tańca, których nikt nie cierpiał,
A brzeg jej spódnicy był na miejscu stosownym
Dla tak młodej damy, i lekkim lecz dostojnym skokiem
Dotknęła końca jednego z papierowych kół
Wiszących u sufitu dla ozdoby sali po to,
By się przekonać, czy dosięgnie go ręką. Dosięgła,
I dosięgła mnie teraz, zawieszona w pamięci
Na brązowym łańcuchu kruchego papieru, szczupła
I muskularna, o szerokich ustach, tak bardzo chcąca dowieść
Tego, czego dowieść można, kiedy się skacze
W nowej sukni, nowej kobiecości, wśród chłopców,
Których tak łatwo pozostawić w tyle, w kurzu
Obcego namiętnościom boiska. Gdybym więc rzekł,
Że widziałem w gazecie to miejsce, gdzie Jane Mac Naughton Hill,
Matka czworga dzieci, skoczyła z okna
Miejskiego hotelu, i że jej ciało wgniotło
Dach stojącej taksówki, i że bez drżenia
Trzymałem jej zdjęcie, na którym leży w objęciach
Zmiętej jak papier blachy, jakby w trawie,
Jeden but zdjęty od niechcenia, ręce złożone na piersi,
Gdybym tak rzekł, nie uwierzyłbym sobie. Wymyśliłbym
Jakąś rzecz stosowną, że był to tylko zły sen wieku dojrzałego,
Po to, by się przekonać, że ów wieczny proces,
Który jest nieuchronnym błędem tego świata,
Opuszcza jej lekkie, ziemią gardzące stopy
Nagle ociężałe: powiedziałbym, że w zakurzonych piętach
Na boisku pewien chłopak, któremu obojętna była
Szybkość własnej stopy, pochwycił ją i zdradził zarazem
Jane, zostań, gdzie byłaś w mym pierwszym wspomnieniu:
W tym dziwnym zdarzeniu, na tym szkolnym balu.
Niezgrabne ofermy siedzieliśmy w kątach
Wycinając swe kółka z papieru, zanim
Skoczyłaś w swojej nowej sukni
I dotknęłaś końca czegoś, co ja sam zacząłem,
Ponad głowami par potykających się na parkiecie,
Nad podlotkami i gołowąsami wczepionymi w siebie,
Podrygującymi niezdarnie jak niedźwiedzie: Jane, trzymaj się
Tego koła, które wyciąłem dla ciebie-
Moje stopy przygważdża do ziemi
Pył połknięty przed trzydziestu laty -
A ja tymczasem z uwagą oglądam swe dłonie.
Przełożył Tadeusz Sławek
*****
Komentarz Kornelii: W oczywisty sposób posępny utwór, który napisał James Dickey, znakomity amerykański poeta ze stanu Georgia (1923-1997) . Narrator opowiada o swej fascynacji koleżanką szkolną Jane Mac Naughton Hill, znakomitą tancerką, najlepszą biegaczką w siódmej klasie. Niestety, dowiaduje się z gazety, że Jane, już jako osoba dorosła, wybrała śmierć.
Czuje się współwinny tej tragedii:
chłopak… pochwycił ją i zdradził zarazem
Woli patrzeć na swe dłonie, niż na zdjęcie martwego ciała. Niektórzy interpretują to oglądanie własnych dłoni jako gest, podobny do tego, który po umyciu rąk wykonał Poncjusz Piłat.
Bohater zmaga się z dławiącym smutkiem. Zdaje sobie sprawę, że upływ czasu odebrał mu młodość, idealizm i nadzieję:
Moje stopy przygważdża do ziemi
Pył połknięty przed trzydziestu laty
Wydaje mi się, że wymowa tego wiersza jest druzgocząca także z powodu ostrego kontrastu między urodą, dynamiką, energią pełnej sił witalnych uczennicy Jane, wchodzącej właśnie w czas kobiecości, a jej okrutnym końcem.
Nie wiemy, dlaczego ta osoba zdecydowała się na skok z okna miejskiego hotelu. Mniemam, że zabił ją prokreacyjny sukces – z czworgiem dzieci niełatwo wytrzymać. Aczkolwiek nie należy wykluczyć innych przyczyn.
Bohater z pewnością nie ponosi winy za jej śmierć. Nie był jej przecież jej mężem ani przyjacielem, po zakończeniu nauki szkolnej oboje nie mieli ze sobą kontaktu. Jeśli się obwinia, to może tylko jako wrażliwa istota, opłakująca śmierć innej osoby, którą znała w kwiecie jej młodości.
Cóż, nie pamiętam, żebym w szkole była kimś zafascynowana, uciekły mi wspomnienia. Jeśli trawi mnie demencja, tego się nie da zatrzymać. Za to mam o wiele więcej powodów, niż narrator, aby nie patrzeć na zmasakrowane ciało, lecz z uwagą oglądać swe dłonie.
Dni mijają jak minuty, śpię na stojąco, nie potrafię się już zbudzić. Wędrowałam w ogrodzie botanicznym, wiem, gdzie rośnie wawrzynek wilczełyko, ale nie zerwałam.
Przynajmniej dzieci nie mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz