środa, 21 października 2015

I poszliśmy na dno

Dziewica

Paula Meehan

Spójrzmy więc wstecz:
jakiś szczególny księżyc zaplątał się w wierzbach,
a ja zasnęłam głęboko we własnym ciele,
obok notatnik, w nim dziewczęce wiersze
i tyle stron jeszcze do wypełnienia,
i niech będzie róża, i pamięć jej ciernia
i blizna niech będzie na moim udzie, które rozciął cierń

wcześniej tego dnia w zapuszczonym ogrodzie,
kiedy on przyszedł do mnie po raz pierwszy
i uniósł mi spódniczkę,
i poszliśmy na dno, na ziemię.

I pokój niech będzie ze mną,
bo pokoju nie miałam.
Ani wówczas, ani kiedy mijały miesiące.

Przełożył Jerzy Jarniewicz

****

Komentarz Kornelii: Defloracyjny wiersz urodzonej w 1955 roku w Dublinie irlandzkiej poetki, której utwory, naznaczone feministyczną świadomością, skupiają się na kręgu spraw prywatnych. Tekst nie jest absolutnie depresyjny, aczkolwiek, jak mi się wydaje, zasnuwa go aura przygnębienia. Postanowiłam utworzyć dla wierszy opowiadających o dziewictwie osobną kategorię.

Cóż, bohaterka wspomina swą inicjację erotyczną, pożegnanie z czasem i rytuałami dziewczęcości. Pierwszy akt nie pozostawił dobrych wrażeń, utrata niewinności kojarzy się z cierniami, pozostają po niej blizny, prawdziwe, na podrapanych nogach, i te na umyśle.

Panna zdaje sobie sprawę, że pierwszy akt miłości fizycznej oznacza także oderwanie się od świetlistych sfer niebieskich, od świata ducha, żałosny upadek w świat materii:

i uniósł mi spódniczkę,
i poszliśmy na dno, na ziemię.

Inicjacja przyniosła także niepokój i trwogę, zaburzenie wewnętrznej równowagi:

I pokój niech będzie ze mną,
bo pokoju nie miałam.
Ani wówczas, ani kiedy mijały miesiące.

Można powyższe wyznanie interpretować w ten sposób, że udręczona dziewczyna zaszła w ciążę, aczkolwiek w moim przekonaniu oznacza ono po prostu neurozy i napięcia, będące następstwem utraty niewinności. Pierwsze zmysłowe zbliżenie podsyciło lęki przed trudami i zasadzkami życia, mroczną stroną seksualności.

Cóż, do mnie nikt nie przyszedł do zapuszczonego ogrodu, sama zatroszczyłam się o wszystko. Byłam zresztą już osobą dojrzałą, co sprawia, że mój błąd wydaje się jeszcze bardziej niewybaczalny.

Pisałam już o tym wszystkim – po tej politowania godnej defloracji runęłam z gwiezdnego firmamentu na cuchnącą ziemię, na dno, i odtąd było już tylko gorzej.
Ale teraz nie czuję niepokoju. Nie doświadczam niczego. Pustki nie umieją się bać. Od kilku dni chmury otulają ziemię, pada deszcz. Jest mi dobrze, nawet jak wstaję z łóżka, śpię z otwartymi oczyma.

PS. Przeczytałam, że w Australii wśród osób w średnim wieku szaleje epidemia nowotworów gardła i języka. Zdaniem lekarzy, to skutki erotycznych swawoli, pokłosie rewolucji seksualnej. Aj, można się bać… Czy jestem już w średnim wieku? Zapewne nie, w obecnych czasach to jakieś 50 lat. Czy może już dostałam raka języka albo krtani? Zdaje się, że nie…

Ale chwilę, sprawdzę…

Cóż, mam wrażenie, że nie…

Moment, zbadam sprawę jeszcze raz…

Zapewne jeszcze nie…

Ale co będzie potem?

Aj, trzeba było zachowywać się skromnie i powściągliwie…

Ale bryndza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz