czwartek, 12 listopada 2015

Śmierć jesiennej mimozy

Kiedy brzoza zabiła Katinkę

Géza Szőcs

Drzewo to odtąd w sobie nosisz,
cień jego rośnie wśród jej kości.

Szła sobie Kati, jesienna mimoza.
W nocy czekała na nią jedna brzoza.

Przełożył Jerzy Snopek

***

Komentarz Kornelii: lakoniczny wiersz urodzonego w 1953 roku węgierskiego twórcy i polityka, urodzonego w Siedmiogrodzie. Cóż, mniemam, łagodnie mówiąc, że nie jest to strzelisty szczyt poetyckiego kunsztu i nie wyprostuje autorowi drogi na Parnas. Zamieściłam z kilku powodów. Nie, nie z tej przyczyny, że kilka dni temu w naszym udręczonym kraju szalały wichury i jedna osoba na Wybrzeżu straciła życie, uderzona konarem. Za to spodobało mi się określenie: „Kati, jesienna mimoza”. W bieżącym roku poziom lęku spadł mi samoistnie, ale i tak jestem najbardziej mimozopodobną istotą, jaką znam. Kilka dni w temu byłam w teatrze i fale trwogi tak mocno mną rozkołysały, że musiałam usiąść w kawiarence, napić się wina i trzymać stołu. I jeszcze skąpała mnie mocno transpiracja. Tak, że odczuwam solidarność z innymi mimozami i Katinki mi szkoda.

Oprócz tego przypomniałam sobie wydarzenie z mojego życia: kilka lat temu wybierałam się do teatru, a mieszkałam jeszcze u rodziców, musiałam dojść do przystanku aleją wysadzaną topolami. Wiał silny wiatr i nagle, pogrążona w myślach, obudziłam się gwałtownie, widząc przed sobą złamaną topolę, leżącą na pogruchotanym samochodzie. Obawiałam się, że ludzie w aucie zginęli, potem jednak dowiedziałam się, że uniknęli złego losu, ale stracił życie przechodzień, przygnieciony przez to drzewo. Rodzina nieszczęśnika do dziś zapala tam znicze.

Gdybym wyszła pięć minut wcześniej, być może zakończyłabym pod drzewem swe ziemskie troski.
Morał z tej historii niezbyt odkrywczy: Życie ludzkie jest kruche, niebezpieczeństwo czyha na drodze, na schodach, w tramwaju, w każdej chwili możemy zostać zabrani, przypadek jest tyranem naszego przeznaczenia.

Można by dodać, że z tą wiedzą należy cieszyć się każdą chwilą, kubkiem dobrej herbaty, szklanką czerwonego burgunda, wartościową książką, wieczornym odpoczynkiem. Wiem to i próbuję, ale zniewolona jestem wyznać, że nie zawsze mi się udaje.

Lubię spacerować w lesie, gdy szumi wiatr i z koron drzew sypią się liście i gałęzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz