Nocą
Mark Strand
Skończył się sezon przyjęć. Było już późno. Szli
przez noc, ciemniejszą niż inne, jakie dotąd widzieli,
bezsenną, bez księżyca, bez jednej gwiazdy. Szli
płacząc. Nie mogli przestać. Nie przypuszczali nigdy,
że kiedyś do tego dojdzie. Szli bulwarami, szli
wiejskimi dróżkami. „Niedobrze”, powtarzali, „Niedobrze”, idąc przez noc – do lasu, inni w kierunku morza.
Przełożyła Agnieszka Kołakowska
Wprawiający w czarne osłupienie wiersz amerykańskiego poety, twórcy, który może najlepiej ze wszystkich potrafił przedstawić niewypowiedzianą grozę czającą się się gdzieś wśród natury. Skończył się sezon przyjęć – to zbliżający się kres życia, widmo starości albo też utrata wraz z doświadczeniem życiowym wszelkich złudzeń. Minęły szaleństwa i pozorne przyjemności młodego wieku. Teraz pozostaje tylko ciemność, bez światła i wszelkiej nadziei. Każdy rozumny człowiek uświadomi to sobie prędzej niż później. I można tylko płakać. I zaskoczenie, że do tego doszło. A jednak tak musiało się stać. Można tylko wędrować, lamentować i powtarzać „Niedobrze”. Nie ma różnicy, czy pójdziemy do lasu czy w stronę morza, to znaczy, że wszelkie próby ocalenia się skazane są na klęskę. Podążąmy przecież przez noc, bez wytchnienia i snu, po której już nie będzie dniało. Próżne zabawy się skończyły i nie ma już ratunku przed goryczą, nicością lub piekłem.
Cóż, prowadzę pozornie beztroskie życie w kurorcie, sączę cydr, spożywam łososie w sosie prowansalskim i sole z ryżem w szafranie, ale mój sezon przyjęć już dawno się skończył, jeśli kiedykolwiek był (nie pamiętam tego). Mieszkam między morzem a lasem i miotam się między jednym a drugim, nadaremnie próbując znaleźć nieco spokoju. Szukam miejsc odludnych, minęłam na rowerze trzy miejsca zabójstw istot mojej płci, dwa z tego roku, jedno sprzed kilku lat, ale doskonale oznakowane. Nie można uciec przed przeszłością, lękiem i obłędem. Otacza mnie noc. Gdyby ktoś mnie napadł, zapewne nawet bym się nie broniła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz