Dziewica
Gwyneth Lewis
1
Nie uratujesz mnie. Ja
Chcę zimorodków.
Moje serce to studnia,
która wabi sójki
Skrzekliwe, kłótliwe.
Chcę, by mnie dojrzało
Złośliwe oko -
Igła dziobu
W kwantowej zamieci
Lśnienia.
O, tak! Właśnie!
2
(Ziewam) jak już
Ich nie trzeba,
Są wszędzie.
Przełożyła Magda Heydel
*****
Komentarz Kornelii: Oryginalny wiersz angielsko-walijskiej autorki, urodzonej w 1959 roku Gwyneth Lewis, która w Walii została wyróżniona tytułem Poety-Laureata. Nie jest to utwór posępny, (więc zamieszczam poza kategorią), można w nim najwyżej wyczuć lekkie rozczarowanie.
Rozumiem wiersz tak, że przedstawia „rytuał przejścia” w egzystencji znakomitej większości istot ludzkich płci żeńskiej – tylko te najbardziej roztropne, idealistyczne (według powszechnej opinii także najbardziej pechowe) unikają tej plamiącej serce, ciało i umysł turpistyczno-penetracyjnej antyprzyjemności.
Innymi słowy- utwór o defloracji.
Bohaterka pragnie utracić dziewictwo, marzy sobie, że będzie to akt niezwykły, zaczarowany, magiczny – chce zimorodków, czyli rzadkich i pięknych ptaków. Zdaje sobie jednak sprawę, że „pospolitość skrzeczy” i zamiast zimorodków mogą zmaterializować się prozaiczne sójki, innymi słowy -wielkie nadzieje nie zostaną spełnione.
Panna osiąga swój cel, defloracja następuje. Dziewczęciu może niezbyt podoba się męskie narzędzie zbrodni – „złośliwe oko”.
„Igła dziobu” ma oczywiste znaczenie falliczne.
Pożegnanie z niewinnością odbywa się bez poważniejszych komplikacji:
O, tak! Właśnie!
Potem wszakże przychodzi moment pewnego zawodu i nudy, była już virgo ziewa.
Nie do końca pojmuję zakończenie:
jak już
Ich nie trzeba,
Są wszędzie.
Może tu chodzi o mężczyzn, którzy, pewni, że ex-dziewica nie jest już taka niedostępna, krążą wokół niej jak obleśne kozły w jednoznacznych zamiarach.
Cóż mogę jeszcze rzec? Blog rozpoczęłam opowieścią o mojej śmiechu perlistego wartej defloracji, historią, której, jak się zdaje, nie dokończyłam. Dziś nie mogłabym już zdać takiego sprawozdania, wszystko zapomniałam, szczegóły wraz z płonącą osobowością uleciały jak dym. Mniemałam, że to potworne tsunami wyparcia unicestwia mi pamięć, obecnie zaczynam się lękać, że to galopujący Alzheimer. Tak czy inaczej wciąż nie mogę sobie wybaczyć, że zanurkowałam bezrozumnie w tę cuchnącą toń rozwiązłości, splamiłam (także dosłownie) się materią i śluzem. Stałam się potępioną poddanką obrzydliwej hýle . W wieku lat 29 naprawdę mogłam sobie to darować. Jako istota niewinna byłabym bliższa świetlistych eonów nieba. Gdybym zachowała czystość, nie doszłoby do tego fatalnego pasma czarnych nieszczęść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz