Grypa
Sinéad Morrissey
Kiedy tamtej zimy dopadła nas grypa, chorowałam wiele tygodni.
Nawet oczy miałam zainfekowane. Leżałam i majaczyłam -
okno w dachu było jak cielesny balon; a jego twarz, gdy przyszedł
pobudzony goryczą, była przeżartym na wskroś księżycem
albo kością udową… Potem spałam
albo przeglądałam Stulecie rosyjskiej fotografii.
Czekoladowe brwi Anastazji. Lenin na stogu siana.
Lili Brik z końskim uzębieniem i w chustce na głowie.
A potem liczne strony nieczytelnych scen,
których nie potrafiłam zrozumieć, jak skupiska ziarna
w czasopiśmie, a w nich na przykład warownia,
albo Tyrannosaurus rex, jeśli zmienisz ostrość.
Najcichsze były popołudnia.
Ulice za oknem przetrzymywały śnieg i skrzynki na listy.
Przełożył Jerzy Jarniewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz