Mój mroczny mistrz
Nuala Ní Dhomhnaill
Poszłam i najęłam się. Najęłam się Mistrzowi Śmierci.
Spisaliśmy umowę, opatrzyliśmy pieczęcią,
splunęliśmy w dłonie. Miałam pójść z nim do Lateeve
na rok jeden i dzień – taki przynajmniej był układ,
o ile dobrze pamiętam. Kiedyś spotkałam go na rynku,
zapytał, czy już ktoś
mnie zatrudnił. „Co za szczęście”, oświadczył,
„kiedy mistrz szukający dziewczęcia znajduje dziewczę
szukające mistrza”. Miałam ledwo dziewiętnaście wiosen,
kiedy dobiliśmy targu.
Zostawiłam znak na papierze i z marszu zostałam
zakontraktowana. Co za szczęście,
oświadczam, co za szczęście, że znalazłam się
w jego szponach. Chciałabym podkreślić,
że nie oszukiwał mnie i nie molestował, gdyż, prawdę
mówiąc, nasz związek przypominał raczej romans
albo zwykłe w świecie chodzenie ze sobą. Prowadzę do wodopoju
jego czarne krowy z bajecznie długimi rogami.
Kładą się na pastwiskach wśród kostrzewy, koniczyny
i lucerny. Wędruję z nimi po wzgórzach dalekich i zielonych.
Prowadzę je brzegiem Lough Deff,
gdzie znajdują spoczynek i wracają do zdrowia.
Poganiam je drągiem i rózgą
przez dolinę samotności. Tam mogę je wypasać
na górskiej przełęczy, na szczycie,
na asfodelowych bagniskach. Gdy tylko
spojrzę pod nogi, kręci mi się
w głowie. Jego kraina sięga dalej niż wzrok,
i jeszcze dużo dalej. Ktoś mógłby pomyśleć,
że cały świat ma we władaniu. Zwłaszcza
gdy słychać, jak jęczą i zawodzą
cierpiące dusze
w ciemnościach. Sam ma bogactwa nieopisane,
strojny w diamenty i brylanty.
Nawet John Damer ze Shronel, nawet jego piramidy złota
to końskie łajno w porównaniu z nimi.
Najęłam się Mistrzowi Śmierci. Boję się, że już nigdy
nie wyjdę z jego cienia. Co mnie czeka u kresu dnia,
nie mam pojęcia: czarny chleb i kawa?
A może ktoś udzieli mi głosu?
(według przekładu Paula Muldoona).
Przełożył Jerzy Jarniewicz
****
Komentarz Kornelii: Nieco niesamowity wiersz urodzonej w 1952 roku poetki z Irlandii. Rzadko zamieszczam utwory tak obszerne, mniemam, iż poeta powinien lakonicznie przestawić swe przesłanie. Ponadto przepisywać nie mam chęci, a także zamiaru nużenia nieistniejących czytelników koniecznością lektury tak długiej. Niekiedy wszakże zdarzają się wyjątki – skoro zainwestowałam kwotę niemałą w tomik wierszy, jako powszechnie znana w całym wielkim mieście altruistka pragnę się podzielić z ukochanymi bliźnimi tak lśniącym skarbem.
Niełatwo jest poemat ów interpretować. W końcu każdy z nas ma swój kontrakt ze śmiercią. Nie trzeba go podpisywać ani spluwać w dłonie. Wchodzi w życie automatycznie w dniu naszych urodzin i tylko data realizacji nie jest znana. Oczywiście można wziąć sprawy we własne ręce i datę ustalić, ale tylko niewielu jest na to gotowych.
Śmierć jest w języku angielskim i niemieckim rodzaju męskiego, wyznania poetki, bez wątpienia wykorzystującej irlandzki folklor, mają z pewnością pewien odcień erotyczny. Nie wiadomo, kim jest Mistrz Śmierć. Według jednej z interpretacji, to alegoria kobiet irlandzkich, a zwłaszcza literatek, które są zmuszane przez mężczyzn do przyjmowania tradycyjnych niewieścich ról, a ich twórczość jest przeważnie lekceważona. Inni przypuszczają, że Master Death to muza pani Ní Dhomhnaill albo jej dominujący kochanek.
Ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wizja zaświatów. Protagonistka zmarła w wieku lat 19 i błąka się na granicy między czyśćcem a piekłem. Początkowo wydaje się, że będzie dobrze. Mistrz zachowuje się jak dżentelmen. Ale stopniowo wkrada się groza – dolina samotności, asfodelowe bagniska, dusze, które cierpią i zawodzą w ciemnościach. Czarne krowy z długimi rogami to wspomnienia naszych złych myśli i czynów, które nas już nie opuszczą.
I niepewny jest kres tej infernalnej wyprawy. Zapewne nawet na czarny chleb i kawę, czyli chwilowe wytchnienie, nie ma co liczyć.
Cóż, ja też w końcu trafię na asfodelowe mokradła, stanę się jedną z lamentujących w mroku dusz.
Jak to jest w chrześcijańskim credo?
Wstąpił do piekieł – I wy tam pójdziecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz