poniedziałek, 24 listopada 2014

Gdy podeszwy moich stóp ostygną

Ostatnie słowa

Sylvia Plath

Nie chcę zwykłej skrzyni, chcę sarkofagu
W tygrysie pręgi, z twarzą na wierzchu
Krągłą jak księżyc, wpatrzoną ku górze.
Chcę patrzeć na nich, gdy nadejdą
Wyrywając korzenie wśród niemych minerałów.
Już widzę ich – - blade, odległe jak gwiazdy twarze.

Teraz są niczym, nie są nawet dziećmi.
Wyobrażam ich sobie bez ojców i matek, jak pierwszych bogów.
Będą się zastanawiać, czy miałam znaczenie.
Powinnam zakonserwować w cukrze swoje dni jak owoce!
Moje lustro pokrywa się mgłą –
Jeszcze kilka oddechów, a już nic się nie odbije.
Kwiaty i twarze stają się białe jak płótno.

Nie ufam duchowi. Ulatnia się jak para
We śnie przez usta i oczodół. Nie mogę go zatrzymać.
Pewnego dnia nie wróci. Rzeczy są odmienne.
Pozostaje ich szczególny połysk
Ogrzany dotykiem. Wydaje się, że mruczą.
Gdy podeszwy moich stóp ostygną,
Modre oczko mego turkusu mnie pocieszy.
Pozwólcie mi zachować miedziane rondle, niech słoiki z różem
Kwitną wokół mnie jak kwiaty nocy o pięknym zapachu.
Zawiną mnie w bandaże, a serce przechowają
W zgrabnym zawiniątku u moich stóp.
Z trudem rozpoznam się. Będzie ciemno.
A blask tych drobiazgów będzie milszy od twarzy Isztar.

Przełożyła Teresa Truszkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz