Elegia dla Jane
mojej studentki, zmarłej
po zrzuceniu z siodła przez konia
Theodore Roethke
Pamiętam pierścionki włosów na karku, wilgotne i miękkie jak pędy powoju;
I jej szybkie spojrzenie, szczupaczo skośny uśmiech;
I jak, gdy już ją się wyrwało z zamyślenia do odpowiedzi,
Balansowała na skocznych sylabach, ciesząc się własnym myśleniem,
Strzyżyk, radosny, z ogonkiem pod wiatr,
Piosenką wprawiający w drżenie gałązki i witki.
Cień śpiewał wraz z nią;
Szepty liści stawały się pocałunkami;
W bielonych dołkach pod krzakami róż śpiewała pleśń.
Och, kiedy było jej smutno, rzucała się w tak doskonałe głębiny,
że nie mógłby jej znaleźć nawet ktoś jak ojciec,
Gdy ocierała policzek o źdźbło,
Mąciła najprzejrzystszą wodę.
Wróbelku, nie ma cię,
Nie czekasz już jak paproć, z jej kolczastym kręgosłupem cienia.
I nie są mi pociechą powierzchnie mokrych głazów
Ani zraniony resztką światła mech.
Gdybym ja tylko mógł wytrącić cię z tego snu,
Okaleczony skarbie, trzepoczący się nad wodą gołębiu.
Nad tym wilgotnym grobem mówię słowa, które są wyznaniem
Miłości: ja, bez prawa do niej,
Ani ojciec, ani kochanek.
Przełożył Stanisław Barańczak
Komentarz Kornelii: Theodore Roethke, klasyk amerykańskiej poezji XX wieku, miał skłonności do mocnych trunków i depresji. Podkochiwał się w swoich studentkach, wreszcie poślubił jedną z nich. W tej niezwykłej Elegii oddał hołd innej swej studentce, Jane Bannick, która poniosła śmierć, zrzucona przez konia. Podobno poeta znał Jane słabo, studiowała u niego tylko kilka miesięcy. W wierszu opowiada nie tyle o nieszczęsnej dziewczynie, co oddaje stan swoich uczuć, głęboko poruszony zgonem młodej osoby, tak brutalnie wyrwanej z życia. Opiewa Jane jako należącą do świata przyrody, jako strzyżyka, wróbelka, jako paproć. Tylko, że przyroda odradza się wiosną, zaś studentka nigdy już nie wstanie z wilgotnego grobu.
Roethke pragnie bardziej okazywać swą rozpacz- ale społeczne konwenanse nie pozwalają na to – nie był przecież ojcem ani kochankiem panny Bannick – tym ostatnim zapewne być pragnął…
Cóż mogę powiedzieć….Śmierć młodych osób, śmierć przedwczesna, zawsze wzbudza gwałtowne uczucia – smutek, melancholię, nawet grozę Nie przeszły przecież naturalnych etapów życia – dorosłości, małżeństwa, rodzicielstwa, wieku podeszłego. Ale trzeba się śpieszyć. Nawet, jakbym umarła teraz, na co się nie zanosi, moje 37 lat na tablicy grobowej nie sprawią już na nikim wrażenia. Jane z pewnością nie chciała umierać – tyle jej, że pozostanie zawsze młoda i poeta ją unieśmiertelnił. Ja się boję wszelkich zwierząt, tylko koty lubię. Dziś w lesie musiałam omijać jakieś 60 ujadających wściekle ohydnych czworonogów. Za perskie skarby nie wsiadłabym na konia, zazwyczaj okropnie pachnącego. Dlatego będę żyła jeszcze długo i mało szczęśliwie. Aj, czeka mnie jeszcze wstrętne pasmo gorzkich dni… No chyba, że wjadę w długą smycz jakiegoś kundla i złamię kark, co oby się stało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz