Paul Delvaux zachwyca swymi obrazami jak z enigmatycznej sennej wizji. Dziewice westalki – w starożytnym Rzymie dziewicze kapłanki Westy, panny z najznakomitszych rodów, strzegące świętego ognia bogini. Nosiły białe szaty i welon osłaniający upięty wysoko warkocz. Najstarszą spośród nich była Virgo vestalis maxima. Mieszkały w odosobnieniu od swych rodzin w atrium vestae w pobliżu świątyni bogini. Otaczano je wielkim szacunkiem – gdy westalka wychodziła na ulice Wiecznego Miasta, ustępowali jej miejsca nawet konsulowie. Mogły wyjednać łaskę dla wleczonych przez kata na egzekucję skazańców.
Westalki podlegały obowiązkowi ścisłej czystości seksualnej. Tę, która straciła dziewictwo, wyprowadzano poza sakralne granice Rzymu i zostawiano na śmierć w specjalnie przygotowanym grobowcu, zostawiając jej lampkę i odrobinę pożywienia. Winowajcę, który zniszczył dziewictwo westalki, smagano rózgami tak długo, aż umarł (uważam, że całkowicie słusznie).
Na obrazie Paula Delvaux możemy dostrzec cztery dziewice westalki na tle magicznego krajobrazu. Mają na sobie długie, piękne skromne suknie. Osłaniają nawet stopy panien przed natarczywym wzrokiem męskich niewolników zmysłów.
Jedna z panien trzyma ręce złożone przed sobą na znak swej wstrzemięźliwości. Tym samym manifestuje, że nie przejdzie przez symboliczną bramę, o którą troszczy się inna westalka. Nie dokona rytuału przejścia, nie straci skarbu dziewictwa, zachowa czystość, pozostanie wierna przyrzeczeniu.
Westalka siedząca ma w swej pieczy lampę ze świętym ogniem bogini. Ogień symbolizuje wieczną, doskonałą ideę, dla której warto poświęcić samą siebie, odrzucając świat pokus i zmysłów, zwyciężając niskie animalne żądze.
Na deskach podłogi widać kilka kamieni. To symbol przeszkód, jakie dziewicze panny napotkały na swej drodze i lubieżnych pokus, które roztaczali przed nimi ludzie występni lub cyniczni, zaprzedani nieczystej materii.
Ale westalki przetrwały nawałnice i burze. Nie promieniują szczęściem, za to melancholijnym wzrokiem patrzą w bezkres, odporne na destrukcyjne działanie czasu, perfekcyjne i spokojne.
Od dziewic oddala się mężczyzna w eleganckim stroju. Zapewne próbował nakłonił westalkę, aby złączyła się w nim w miłości. Ale nie miał wielkich nadziei, że virgo okaże się gotowa mu ulec. Odchodzi krokiem spokojnym w stronę świątyni i morskiej toni. Samotny mężczyzna, pogrąży się w morzu, które symbolizuje wieczność, nieskończoność i kres. Rozumie, że skoro nie rozwiał otaczającej westalki enigmy, nie zazna już w materialnym świecie szczęścia.
Ja także chciałam być westalką, strzegącą świętego ognia bogini, czystą jak kropla porannej rosy, służebnicą ideału, odwracającą zgubę od skazanych na śmierć.
Ogarnięta obłędem zmarnotrawiłam swój kwiat, podarłam welon, rozplotłam warkocz, moja lampa zgasła. Czy mnie też zamurują w mrocznym grobowcu poza sakralnymi granicami Miasta Wieczności z ogarkiem świecy i kilkoma ułamkami chleba?
Jak to było w „Quo vadis?” Westalka Rubria nie oparła się chuciom Nerona. „Święty ogień Westy został splugawiony, bo Rubria była z cezarem.” A jak ze mną rzecz się miała? Upadek najbardziej żałosny. Ech, żeby to chociaż był cezar!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz